Oktoberfest przez cały rok
22 października 2009Nic prostszego, niż zamówić tu piwo. Obojętnie gdzie, co i po jakiemu powiemy, kelnerka i tak postawi przed nami półlitrową szklankę piwa "Alt". I bardzo dobrze, bo to przedni trunek! Nie bardzo wiadomo, dlaczego ten gatunek nazwano "starym". Być może chciano podkreślić, że dojrzewa dłużej od innych, więc jest od nich "starszy". Równie dobrze można jednak wywieść nazwę "alt" - po niemiecku "stary" - od "altus", co po łacinie znaczy "wysoki". "Alt" jest piwem górnego warzenia, ma więc coś wspólnego z rosnącymi drożdżami podczas fermentacji. A może chodziło tylko o tradycyjną, a wiąc "starą" metodę warzenia tego szlachetnego trunku? Nieważne. Najważniejsze, że smakuje!
Wioska nad rzeką Düssel
Düsseldorf znaczy dosłownie "wieś nad rzeką Düssel", ale ta "wieś" zajmuje obszar 217 kilometrów kwadratowych, liczy blisko 600.000 mieszkańców i jest stolicą najliczniejszego pod względem ludności kraju związkowego RFN - Nadrenii Północnej-Westfalii. To pulsująca życiem metropolia. Stolica mody, wielkie centrum komunikacyjne, finansowe, targowe i usługowe. W Düsseldorfie ulokowało swoje filie ponad pięć tysięcy dużych firm z całego świata. Najwięcej z Japonii i z tego powodu miasto dorobiło się własnego "Japantown". Co ciekawe, żyjący w Düsseldorfie Japończycy też lubią wyskoczyć na starówkę na kufelek piwa "Alt". Ale na codzień zaopatrują się we własnych sklepach, gdzie obsługa mówi tylko po japońsku. Pełna egzotyka!
Najdłuższy bar na świecie
Jak bowiem trafniej nazwać ponad 260 knajpek, piwiarni, barów i restauracji, stłoczonych obok siebie na paru kilometrach kwadratowych, z których każda stara się przekonać gości, że to właśnie jej udało się najlepiej zachować klimat "dawnych, dobrych czasów?" Legendarna jest knajpa browarniana "Ueriges" - czyli "przaśna", gdzie to kelner decyduje właściwie, ile piw ma wypić gość, bo bez pytania stawia przed człowiekiem następne. Tradycję pielęgnuje także "Kreuzherren Eck" na rogu Ursulinengasse. Od otwarcia w 1954 roku nic się tu nie zmieniło. Lokal zajmuje raptem 30 metrów kwadratowych. Tyle, co duży pokój stołowy, w którym przyjmuje się lepszych gości. Tu gośćmi są głównie artyści i tacy, którzy chcieliby zaliczać się do bohemy.
Zupełnie inny charakter ma położona naprzeciwko knajpka "Ohme Jupp". Do Juppa, czyli Józka wpada się w przerwie obiadowej na "Hausfrauenkuchen". Znaczy to tyle, co "dania domowe". Dostaniemy tu solidną porcję podsmażanych kartofelków z kotletem mielonym, lub purée z marchwi z boczkiem i paroma kiełbaskami. Popijamy je, oczywiście, piwem "Alt". W kuchni kręcą się solidnie wyglądające kucharki w pełni sił o obfitej kobiecości, chętnie żartujące z gośćmi. Trzeba tylko uważać, żeby się im nie narazić, bo można oberwać ścierką. Wszystko to, oczywiście, na niby. Ale jedzenie - palce lizać!
Pierwsza i ostatnia kolejka
Bywalcy z Düsseldorfu mają, rzecz jasna, swoje ulubione knajpki. Podobno na pierwsze piwko najlepiej jest wpaść do "Füchschen", czyli "Pod liska", gdzie nadal warzy się je po domowemu. Dla wzmocnienia efektu browarku można zajrzeć do "Beichtstuhl" czyli "Konfesjonału", w którym bez pytania dostaniemy małą wódeczkę i papieroska lub cygaro. Czy po takiej rozpuście z samego rana należy się wyspowiadać? Oto pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi i może dlatego "Beichtstuhl" ma wierną klientelę, studiującą od lat tę zawiłą kwestię gastronomiczno-teologiczną.
Pełnoletni uczniowie ostatnich klas przed maturą bardzo cenią sobie tradycję, że w jednej z knajp za każdą ocenę niedostateczną na świadectwie na pociechę mogą dostać gratisowe piwo.
Od knajpki do knajpki można wędrować godzinami. Przychodzi jednak chwila, w której nawet najwytrwalsi mają dość i dochodzą do wniosku, że pora udać się do domu, lub hotelu. Jeszcze tylko na strzemiennego i lulu! Na "Absacker", czyli strzemiennego, najlepiej jest zajrzeć do "Et Kabüffke". Podadzą nam tu lampkę "Killepitsch", czyli mocną nalewkę ziołową, która ma tę właściwość, że przez każde gardło przechodzi tak gładko jak oliwa. Spragnionych tego specjału jest tu zawsze tak wielu, że nawet będący najbardziej "w stanie wskazującym" pewnie stoją na nogach, bo są skutecznie i solidarnie podtrzymywani ze wszystkich stron przez innych, będących w tym samym stanie i przybyłych tu w tej samej potrzebie.
Nie sposób opisać wszystkich lokali, ale wszystkie łączy jedno. Otwarte są od dziesiątej rano i... od razu są pełne. Nie mają żadnej oficjalnej godziny zamknięcia. Piwo i napitki serwuje się tak długo, jak długo są goście, którzy mają jeszcze ochotę coś zjeść lub wypić. Święta jest tylko "Putzfrauenstunde" między piątą i szóstą rano, czyli godzina na posprzątanie lokalu. A od dziesiątej zaczynamy od nowa. Prost!
Andrzej Pawlak
red. odp.: Małgorzata Matzke