Die Zeit: Ukraina patrzy krytycznie na niemiecką politykę
2 czerwca 2022Oficjalnie w Berlinie na temat Ukrainy mówi się tylko w dobrych słowach. Kraj, który od 24 lutego walczy o przetrwanie nie zasługuje obecnie na krytykę, nawet jeśli zachowuje się konfrontacyjnie wobec Niemiec – piszą dziennikarze „Die Zeit” w najnowszym (02.06.2022) wydaniu tygodnika.
Jako przykład mało dyplomatycznych działań Ukrainy gazeta wskazuje blokowanie przyjazdu niemieckiego prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera do Kijowa, czy prowokacyjne wypowiedzi ukraińskiego ambasadora w Berlinie Andrija Melnyka, który w codziennych wypowiedziach zazwyczaj nie zostawia suchej nitki na niemieckiej klasie politycznej i domaga się większego zaangażowania ze strony RFN.
Dziennikarze zauważają, że chłód między dwoma państwami nie jest tylko efektem braku zdecydowania i mętnej polityki niemieckiego rządu już po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji. Problem leży głębiej i wynika z długiej listy z „uprzedzeń” i „złych doświadczeń”.
Na ten moment wielu Ukraińców wierzy, że Niemcy znajdują się z powodu „uzależnienia od rosyjskiej energii w stanie faktycznej kolaboracji z Moskwą” – tłumaczy gazecie Andre Haertel, ekspert i znawca Ukrainy z berlińskiej Fundacji Nauka i Polityka.
– Nie jesteśmy w stanie uniezależnić się od gazu, nie dostarczamy systematycznie ciężkiej broni jak inni, a komunikacyjnie i symbolicznie stawiamy na wstrzemięźliwość – Haertel wyjaśnia najbardziej bieżące zaniedbania strony niemieckiej. W Ukrainie panuje przekonanie, że niemieckie elity polityczno-biznesowe chciałyby jak najszybciej powrócić do „business as usual” z Rosją.
Biała plama
O głębsze przyczyny obecnego kryzysu zaufania „Die Zeit” pyta urodzoną w Kijowie publicystkę Marinę Weisband. Po przeprowadzce do Niemiec w wieku 7 lat nie spotkała się nigdy z antyukraińskimi stereotypami. Kraj ten był Niemcom po prostu zupełnie obojętny i nieznany, nie był samodzielnym podmiotem, istniał jedynie w swej przynależności do Rosji – opisuje.
Dziennikarze odtwarzają ten brak zainteresowania także w sferze polityki. Kanclerzowi Helmutowi Kohlowi zajęło aż dwa lata, żeby w końcu wybrać się z wizytą do Kijowa po tym, jak w 1991 roku Ukraina ogłosiła niepodległość. Jego następca Gerhard Schröder odwiedził Kijów dwa razy. Marny wynik, zważając na to, że zawsze miał czas, żeby podróżować do Rosji. Dopiero Angela Merkel zaczęła regularnie odwiedzać Kijów, natomiast trudno uznać podejmowane przez nią decyzję za sprzyjające Ukrainie. W roku 2008 Merkel wraz z Francją zablokowała przyjęcie Ukrainy do NATO. Nie zerwała rozmów z Władimirem Putinem nawet po aneksji Krymu. Wraz z obecnym prezydentem Steinmeierem pośredniczyła w przygotowaniu zawieszenia broni w Donbasie, które Ukraina uznała za narzucony z zewnątrz dyktat. W końcu pozwoliła na budowę gazociągu Nord Stream 2 pomimo krytyki ze strony Ukraińców, Polaków, Bałtów i Amerykanów – wylicza „Die Zeit”.
Niemiecki tygodnik cofa się jeszcze bardziej w przeszłość zwracając uwagę, że Niemcy upamiętniając sowieckie ofiary II wojny światowej bardzo długo mieli na myśli tylko Rosjan. Fakt, że to tereny Białorusi i Ukrainy były w latach 1941-1945 głównym obszarem niszczycielskiej wojny, którą Niemcy prowadzili przeciwko Związku Sowieckiego nie odgrywa niemal żadnej roli w niemieckiej „Erinnerungskultur” (kultura pamięci – red.). Dziennikarze przypominają niedawno przeprowadzony wywiad z amerykańskim historykiem Timothy Snyderem, który losy Ukrainy w czasie II wojny światowej nazwał „największą białą plamą” w dotychczasowej polityce Niemiec.
Rozmowy co „dwa, trzy tygodnie”
„Die Zeit” – prowadząc poufne i anonimowe rozmowy z przedstawicielami niemieckiego rządu – ustalił, że w Berlinie istotnie panuje ograniczone zaufanie względem ukraińskich partnerów. Politycy boją się, że Ukraina mogłaby dokonać ataków na terytorium Rosji przy użyciu niemieckiej broni. Istnieje też przekonanie, że pomimo faktu, że Wołodymyr Zełenski sprawnie pozyskuje poparcie i sympatię, „Berlin musi bronić niemieckich interesów”.
Dziennikarze przybliżają ponadto, jak wyglądają formalne kontakty między przedstawicielami Niemiec i Ukrainy. Rozmowy telefoniczne Scholza i Zełenskiego odbywają się co „dwa, trzy tygodnie”. Również ich najbliżsi współpracownicy – Jens Ploetner po stronie urzędu kanclerskiego i Andrij Jermak, szef gabinetu Zełenskiego – utrzymują stały kontakt telefoniczny.
„Die Zeit” podkreśla natomiast, że lepiej układają się kontakty z niemieckim ministerstwem spraw zagranicznych, któremu szefuje polityk Zielonych Annalena Baerbock.
Z perspektywy niektórych niemieckich dyplomatów rząd Zełenskiego przypomina bardziej „punkową trupę”, która stawia na nonkonformizm i nie przejmuje się zbytnio protokołem dyplomatycznym. W efekcie Ukraińcy potrafią niezapowiedzianie zmienić zdanie i tym samym zniweczyć efekty pracy niemieckiego MSZ-u. To utwierdza wiele osób w Berlinie w przekonaniu, że Ukraina pozostaje niewiarygodnym partnerem.
Rozmawiać z Ukrainą, a nie o Ukrainie
W Niemczech istnieją również obawy, że Zełenski będzie chciał wykorzystać wojnę, żeby wzmocnić swoją władzę i podryfować w kierunku autorytaryzmu – pisze „Die Zeit”. W taki scenariusz wątpi jednak ekspert Andre Haertel, który nie obserwuje „aby już teraz tworzyły się fakty, które sprawią, że w Ukrainie zmieni się system. Parlament spotyka się regularnie, dyskutuje, pojawiają się też krytyczne głosy pod adresem rządu”.
Dziennikarze podkreślają, że Niemcom i Ukrainie nie będzie łatwo przezwyciężyć wzajemną „krnąbrność”. Zalecają jednak, że może lepiej byłoby więcej rozmawiać z samą Ukrainą, niż z Putinem i Macronem o Ukrainie. „Pod warunkiem, że Berlin rzeczywiście chciałby mieć wpływ na rozwój sytuacji w tym kraju, a nie tylko szukać kolejnej wymówki, by nic nie robić” – konkluduje tygodnik.