Francuzi rozczarowani polityką i politykami
25 maja 2015Obecny przewodniczący francuskiej Partii Socjalistycznej (PS) Jean-Christophe Camadélis w najlepszym razie ma prawo uważać się za "połowicznego przewodniczącego". Głosowała na niego bowiem dokładnie połowa, to jest 75 tys. członków tego ugrupowania, liczącego ok. 150 tys. aktywistów. Pozostałe 66 mln. Francuzów niewiele to obchodzi. Mało kto zamierza śledzić też obrady zjazdu PS na początku czerwca. "Przygotowujemy zjazd partii przy całkowitej obojętności naszego społeczeństwa", poskarżył się w dzienniku "Le Monde" jeden z rozczarowanych i sfrustrowanych członków partii.
Masowy spadek zaufania do polityków
Redakcja "Le Monde" zatytułowała artykuł: "Kiedy członkowie partii tracą wiarę" i włączyła się w ten sposób do trwającej dyskusji nad przyczynymi rosnącego rozczarowania społeczeństwa postawą francuskiej klasy politycznej i jego nasilającej się obojętności wobec polityki. Francuzi wyraźnie odwracają się od niej plecami i skupiają się na swym życiu prywatnym. Ten trend potwierdzają wyniki badania opinii publicznej.
W ankiecie instytutu demoskopijnego Ipsos, przeprowadzonej w połowie kwietnia na zlecenie dziennika "Le Monde", zaledwie 9 procent Francuzów zadeklarowało, że ma zaufanie do partii politycznych. Cała reszta, a więc aż ponad 90 procent, oświadczyła, że im nie wierzy. Mało tego: tylko jedna trzecia ankietowanych wyraziła brak zaufania do posłów do francuskiego parlamentu. Podobny odsetek (35 procent) Francuzów nie ufa władzom UE. Okazuje się zatem, że idea europejska też nie jest alternatywą wobec malejącego zaufania do rodzimych polityków.
Kryzys zaufania objął też życie gospodarcze i kulturalne, oświatę i, co może w pierwszej chwili dziwić, także fracuską tożsamość narodową. Słowem - niemal każdą dziedzinę życia publicznego. Francuzi twierdzą, że niezależnie od tego, kto akurat sprawuje władzę - lewica czy prawica - nic w kraju nie zmienia się na lepsze. Wiele za to się pogarsza. Internetowy magazyn "Atlantico" ujął ten problem następująco: "Instytucjom politycznym i gospodarczym brakuje zaufania, legitymizacji i wiarygodności. To zaś destabilizuje całe społeczeństwo i wpędza nas w nadzwyczaj poważny kryzys, obejmujący praktycznie każdą dziedzinę życia".
Źródło nieszczęścia - przerost władzy prezydenta
Skąd się to wszystko bierze? Rozczarowani polityką Francuzi twierdzą, że główną przyczyną ich krytycznej postawy jest Piąta Republika, a mówiąc ściślej jej ustrój polityczny, w którym główną rolę odgrywa silny urząd prezydenta. Dziennik "Libération" przypomniał w związku z tym słowa jej założyciela, generała Charlesa de Gaulle'a: "Całkowity i niepodzielny autorytet państwa przysługuje prezydentowi, wybranemu przez jego obywateli. Nie ma żadnego innego autorytetu".
Z drugiej strony, pisze dalej "Libération", de Gaulle jako prezydent potrafił zdobyć się na wyciągnięcie konsekwencji wtedy, kiedy wyborcy okazali mu niezadowolenie. Po przegranym referendum ws. reformy Senatu w kwietniu 1969 roku podał się do dymisji. Takiego rozumienia swoich obowiązków i ciążącej na prezydencie odpowiedzialności za skutki jego decyzji najwyraźniej brakuje jego następcom.
"Zastygły i zaskorupiały system"
Tak przynajmniej widzą to analitycy życia politycznego we Francji. W ich przekonaiu szerokie prerogatywy przysługujące na mocy konstytucji prezydentowi Republiki Francuskiej sprawiają, że nie musi się on specjalnie troszczyć o spełnienie obietnic wyborczych, może za to skutecznie ograniczać władzę premiera i parlamentu, jeśli tylko dostrzega w nich zagrożenie dla swojej pozycji.
Francja stała się tworem, w którym nie sposób podejmować racjonalnych decyzji politycznych - twierdzi Ghislaine Ottenheimer, redaktor naczelna magazynu gospodarczego "Challenges", w książce zatytułowanej znacząco "Poison Présidentiel" ("Prezydencka trucizna", red.). "Panujący w niej system wzmaga narodowy narcyzm z jednej i społeczną melancholię z drugiej strony. Jest przestarzały i zaskorupiały. Oddaje los narodu w ręce jednego człowieka, który ma prawo do zmiennych nastrojów i wahań formy, a co gorsza - legitymizuje to zjawisko" - pisze Ottenheimer.
Z najostrzejszą krytyką wobec domniemanego nadmiaru władzy prezydenta we Francji występują lewicowi komentatorzy. Tacy, jak choćby były członek redakcji dziennika "Le Monde" Edwy Plenel, założyciel internetowego magazynu "Mediapart", który w książce "Dire non" ("Powiedzieć NIE", red.) twierdzi, że "Pod względem ekonomicznym Francois Hollande jest liberałem, ale w polityce wykazuje czasem zapędy dyktatorskie".
Hollande, pisze Plenel, kontynuuje politykę gospodarczą swych poprzedników, co przyczyniło się do utraty zaufania do niego sporej części wyborców. Najbardziej skorzystał na tym nacjonalistyczny Front Narodowy, o czym świadczy ponad dziesięciokrotny wzrost liczby jego członków. Z ok. 7 tys. w roku 2007, do - jak się ocenia - ponad 80 tys. obecnie. Ale także to zjawisko pogłębia tylko kryzys zaufania do polityków we Francji.
Kersten Knipp / Andrzej Pawlak