„Handelsblatt”: Polska i Węgry niweczą swoje aspiracje w UE
18 września 2019Korespondent ekonomicznego dziennika „Handelsblatt” Hans-Peter Siebenhaar pisze, że po raz kolejny rządy wschodnioeuropejskich państw Unii znalazły się w wizjerze Parlamentu Europejskiego z powodu „budzących wątpliwości nominacji” do Komisji Europejskiej. Węgierski kandydat, były minister sprawiedliwości Laszlo Trocsanyi był „architektem reformy sądownictwa”, z której premier Victor Orban pod presją już się wycofał. „Z Polski nominowany został Janusz Wojciechowski z prawicowo-nacjonalistycznej partii rządzącej PiS. Przeciwko niemu unijne biuro ds. nadużyć OLAF prowadzi postępowanie z powodu możliwych nieprawidłowości przy rozliczaniu kosztów podróży” - relacjonuje gazeta. Trzecią wątpliwą kandydatką jest Rumunka Rovana Plumb, była minister ds. funduszy europejskich, oskarżana o nadużycie władzy.
„Nowy ośrodek siły?
Jeśli ci kandydaci do Komisji pod kierunkiem nowej przewodniczącej Ursuli von der Leyen nie przejdą pomyślnie przesłuchania w Parlamencie Europejskim, „to ze wschodnioeuropejskich stolic znów będzie słychać skargi, że brukselscy biurokraci poniżają Wschód” - ocenia Siebenhaar. Uważa on, że silny wzrost gospodarczy na wschodzie UE sprawia, iż kraje tego regionu „uważają się za nowy ośrodek siły w Europie”. „Istotnie dynamika gospodarcza na Węgrzech czy w Polsce jest nieprzerwana. Ekonomiści oczekują, że produkt krajowy brutto w tych krajach wzrośnie w tym roku o ponad cztery procent, podczas gdy Niemcy boją się recesji. Także pozostałe kraje Grupy Wyszehradzkiej, Czechy i Słowacja, cieszą się mocnym wzrostem” - pisze „Handelsblatt”.
„Wraz z rosnącą siłą gospodarczą maleje jednak gotowość do zaakceptowania roszczeń Niemiec i Francji do odgrywania wiodącej roli w UE” - ocenia. Jak dodaje, „Warszawa, Budapeszt i pozostali” domagają się większego wpływu w Europie, co dał do zrozumienie premier Orban podczas niedawnego spotkania z niemiecką kanclerz Angelą Merkel w Sopronie. Mówił on wówczas, że marzy mu się „europejski trójkąt władzy”, złożony z Niemiec, Francji i krajów wyszehradzkich - przypomina autor komentarza.
Demokratyczne fasady
Jego zdaniem szybko po rozszerzeniu UE 15 lat temu wśród nowych krajów zapanowało przekonanie, że są „członkami drugiej kategorii”. „Ówczesny kompleks niższości przekształcił się w narodowy egoizm. Wschodnia Europa uważa się za model będący przeciwieństwem otwartej na świat, liberalnej gospodarki rynkowej Zachodu. Orban nazywa to «demokracją nieliberalną» - jak gdyby nie było to sprzeczne samo w sobie” - czytamy.
„Przede wszystkim pod presją Brukseli demokratyczne instytucje pozostały niczym piękne fasady. Ale za nimi autokratyczne komando rozbiórkowe nie zostawia kamienia na kamieniu. Podstawowe prawa są systematycznie ograniczane. Jak to wygląda w praktyce, można dokładnie przeanalizować na Węgrzech. Niezależność sądownictwa i wolność nauki, kultury i mediów są tam niszczone” - twierdzi Siebenhaar.
Zniweczone aspiracje
W jego opinii Parlament Europejski słusznie zainicjował wobec Węgier procedurę z artykułu 7 unijnego traktatu. „Z jednego rządy te powinny zdawać sobie sprawę: Marzenie o nowym europejskim trójkącie władzy nie spełni się dopóki obaj protagoniści «demokracji nieliberalnej», Węgry i Polska, wyszydzają i naruszają europejskie wartości. Ten, kto nie przestrzega Magna Charta demokracji w UE, niweczy swoje aspiracje do przewodzenia” - pisze komentator.
Ostrzega też, że model „demokracji nieliberalnej” ma naśladowców w krajach, starających się o członkostwo w UE, czego przykładem są „autokratycznie rządzone” Serbia i Czarnogóra.
Siebenhaar uważa, że Niemcy, z uwagi na swoją narodowosocjalistyczną przeszłość, ale i przez wzgląd na więzi gospodarcze „mają obowiązek martwić się o demokrację” na wschodzie UE. Dodaje, że rozszerzenie UE na wschód było „wielką historią sukcesu”. „Trzy dekady po upadku żelaznej kurtyny to przede wszystkim na Niemcach spoczywa obowiązek dopilnowania, by tak pozostało” - ocenia Siebenhaar.