Ile pieniędzy Polska obroni w Funduszu Odbudowy?
19 czerwca 2020Fundusz Odbudowy był dziś głównym tematem zdalnego szczytu UE, który – jak zapowiedział szef Rady Europejskiej Charles Michel – powinien być ostatnią telekonferencją premierów bądź prezydentów krajów Unii i już wstępnie zaprosił ich do Brukseli na połowę lipca. Dzisiejszy teleszczyt z góry planowano jako forum do wygłoszenia opinii o przyszłym podziale unijnych pieniędzy, bo rzeczywiste negocjacje przywódców mają się odbyć dopiero podczas ich osobistego spotkania w Brukseli. – W pewnych sprawach nastąpiło zbliżenie stanowisk, ale nie lekceważę trudności – powiedział dziś Michel.
Projekt Funduszu Odbudowy, który Komisja Europejska przedstawiła pod koniec maja, opiera się na 750 mld euro, które Bruksela pożyczyłaby na rynkach finansowych, z czego pół biliona ma pójść na dotacje, a reszta na pożyczki. Polsce (oprócz ponad 26 mld euro pożyczek) miałoby przypaść łącznie 37,7 mld euro dotacji, w tym 26,8 mld na „programy odbudowy i odporności”. Ponadto Komisja nie wprowadziła większych zmian do projektu budżetu UE na lata 2021-27 w kształcie z lutowego szczytu UE, który przewidywał dla Polski około 66 mld euro z polityki spójności oraz około 27,6 mld euro z polityki rolnej, czyli odpowiednio o 21 proc. mniej oraz o 8 proc. mniej niż przypada Polsce w siedmiolatce 2014-20.
– Negocjacje wciąż trwają, ale to ważny krok w dobrym kierunku. Niektóre bogatsze kraje mają wątpliwości, ale czasem zapominają, że korzystają z jednolitego rynku europejskiego. To jest ważne dla szybkiej odbudowy gospodarki europejskiej – powiedział premier Mateusz Morawiecki po dzisiejszych obradach. Obecny projekt Funduszu Odbudowy zadowala Polskę i Słowację, ale już reszta Grupy Wyszehradzkiej (Węgry i Czechy) oraz kraje bałtyckie mocno kręcą nosem, bo chciałyby więcej pieniędzy. Zasadniczo zadowolone są kraje unijnego Południa z – mocno dotkniętymi koronakryzysem – Włochami oraz Hiszpanią na czele, ale „klub oszczędnych” (Holandia, Austria, Szwecja i Dania) wyjątkowo mocno staje okoniem.
Jak dzielić fundusze?
Jeden ze sporów dotyczy reform w poszczególnych krajach Unii, które miałyby być powiązane z pomocą z Funduszu Odbudowy. Unijna Północ chciałaby dość rygorystycznego uzależnienia pieniędzy od reform dyskutowanych na poziomie unijnym, ale Południe – pomne brukselskich programów austerity z kryzysu zadłużeniowego – boi się nadużywania takiego nowego instrumentu. Natomiast jest już przesądzone, że Fundusz Odbudowy będzie bardzo mocno związany z polityką klimatyczną UE. Duża część przydziału dla Polski to pieniądze do przekazania za pośrednictwem Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (6 mld z Funduszu Odbudowy, plus 2 mld z wcześniejszych projektów budżetowych) wspierającego unijny cel neutralności klimatycznej.
Jednak Unia w pierwszej kolejności musi porozumieć się co do ogólnej kwoty Funduszu Odbudowy oraz proporcji między dotacjami i pożyczkami. „Klub oszczędnych” chce redukcji całej puli i wciąż stawia - przynajmniej oficjalnie - na wsparcie wyłącznie pożyczkowe, ale to tylko wstępne stanowisko negocjacyjne. Jego poważne zmiękczenie będzie szczególnie trudne dla jastrzębich Holendrów, ale z drugiej strony za pomysłem pół biliona euro w dotacjach mocno stoi tandem kanclerz Angeli Merkel i prezydenta Emmanuela Macrona (zaproponowali to w maju jeszcze przed Ursulą von der Leyen), czyli unijna waga najcięższa.
Komisja Europejska chce, by pieniądze z Funduszu Odbudowy dzielić głównie według dwóch kryteriów – bezrobocia z ostatnich pięciu lat (to „promuje” kraje Południa) oraz wskaźnika „odwróconego PKB” (im mniejsze PKB w stosunku do unijnej średniej, tym więcej pieniędzy), który „promuje” przykładowo Polskę stosunkowo słabo uderzoną koronakryzem (w porównaniu do wielu krajów „starej” Unii). Jednak m.in. Holendrzy protestują, że kryteria Komisji nie odzwierciedlają rzeczywistych strat gospodarczych z powodu koronakryzysu, co – jak twierdzą nasi rozmówcy w Brukseli – być może oznacza nie tyle dążenie do rewolucyjnej zmiany w kluczu podziału pieniędzy, co do zmniejszenia ogólnej puli dotacji i pożyczek z całego Funduszu Odbudowy.
Co z praworządnością?
Komisja Europejska podtrzymuje swą propozycję „fundusze za praworządność” z 2018 r., ale pytani przez nas dyplomaci z kilku różnych krajów spodziewają się, że Charles Michel przed lipcowym szczytem ponownie zaproponuje swą rozwodnioną wersję tej zasady. Oryginalny projekt zakładał, że o zawieszeniu bądź nawet o zredukowaniu funduszy (po 2020 r.) w razie systemowych naruszeń praworządności w istocie decydowałaby Komisja. Aby obalić jej decyzję, np. Polska musiałaby bowiem uzbierać głosy co najmniej 15 z 27 krajów Unii (obejmujących co najmniej 65 proc. ludności UE). Natomiast Michel już w lutym zaproponował, że to Komisja musiałby znaleźć głosy 15 krajów (co najmniej 65 proc. ludności Unii), by zawiesić bądź obciąć wypłaty krajom łamiącym praworządność.
Traktatową podstawą funduszy miałoby być – również w projekcie Komisji – zagrożenie dla poprawnego gospodarowania unijnymi pieniędzmi (np. brak niezależnego sądownictwa ułatwia np. przekręty). Jednak w lutowej wersji Michela, która w lutym wydawała się do przełknięcia dla Morawieckiego, uściślono, że chodzi wyłącznie o „wystarczająco bezpośrednie” zagrożenia „dla budżetu UE oraz interesów finansowych Unii”.
Dalsze sankcje na Rosję
Ponadto unijni przywódcy dali dziś zielone światło dla przedłużenia sankcji gospodarczych UE wobec Rosji o kolejne pół roku, czyli do końca stycznia 2021 r. Ta sprawa nie wywołała dziś żadnych kontrowersji, ale kanclerz Merkel i prezydent Macron – jak zawsze na czerwcowych i grudniowych szczytach UE – oficjalnie poinformowali o stanie wdrażania (czy raczej braku pełnego wdrażania) porozumień mińskich z 2015 r., z którym powiązane są sankcje. Przed końcem czerwca – wymagające jednomyślności 27 krajów UE – przedłużone sankcje zostaną sformalizowane przez unijnych ministrów w Radzie UE.