Imigranci pomnażają dobrobyt w Niemczech
21 października 2010Tureckie firmy w Niemczech to nie tylko przysłowiowy sklepik warzywny za rogiem - to także producenci części samochodowych, oferenci usług pielęgniarskich i informatycy.
Od upominków do imperium
Kemal Sahin jako 18-latek przyjechał z Anatolii, by w Akwizgranie studiować metalurgię. Na początku lat 80. otworzył mały sklepik z upominkami, i tak udało mu się uniknąć przymusowego powrotu do Turcji. Kapitałem wyjściowym było 5 tys. marek, które zarobił pracując w czasie wakacji w kopalni. Dziś 55-letni syn biednych anatolijskich chłopów odniósł w Niemczech sukces jako przedsiębiorca. Sahinler Holding zalicza się do największych europejskich firm tekstylnych i zatrudnia 10 tysięcy ludzi.
Według pobieżnych szacunków w Niemczech działa ok. 80 tysięcy firm prowadzonych przez tureckich imigrantów. Same tylko tureckie firmy mają obroty rzędu 40 mld euro i dają pracę 400 tys. ludzi. "To nie są tylko sprzedawcy warzyw czy właściciele barów zakąskowych" - podkreśla Pamir Ivkin ze Związku Turecko-Europejskich Przedsiębiorców". Migranci działają na wszystkich polach i mają liczący się wkład w PKB i zasilają budżet podatkami.
Obrotni cudzoziemcy
Nazwiska takie jak Öger (Öger Tours) czy Sahin są najbardziej wyeksponowane, ale nie należy niedoceniać także tych najmniejszych.
"Na Kreuzbergu w Berlinie niektóre z knajpek mają półtora miliona euro rocznego obrotu". Liczba tureckich podmiotów gospodarczych będzie w następnych latach, zdaniem Ivkina, rosła. Za 15 lat powinno ich być ok. 130 tysięcy.
Nasiloną aktywność gospodarczą w kręgach migrantów obserwuje także państwowy bank KfW (Kreditanstalt für Wiederaufbau), który udziela kredytów inwestorom. Według najnowszych wyliczeń w ubiegłym roku założonych zostało 170 tys. nowych firm. Co piątą z nich zakładał imigrant. Wielu z nich pochodzi z Europy środkowej i wschodniej, przede wszystkim z Rosji, Polski i Bałkanów.
Jak informuje Turecko-Niemiecka Izba Przemysłowo-Handlowa tureckie firmy działają w ok. stu branżach. Gros z nich to mini-firmy gastronomiczne i usługowe. Ale są także tureccy doradcy finansowi, informatycy, inżynierowie. "Bardzo wielu jest zainteresowanych założeniem w Niemczech własnej działalności gospodarczej" - podkreśla szef Izby Suat Bakir.
Deficyty w kształceniu
Potentat tekstylny Sahin zatrudnia tylko w Niemczech prawie 1000 osób i rokrocznie oferuje 50 miejsc nauki zawodu. Przez lata był prezesem Turecko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej, dziś jest członkiem Rady ds. Integracji w Nadrenii Płn. -Westfalii. Jego zdaniem największym błędem minionych lat było zaniedbanie oświaty i kształcenia zawodowego. "Za mało uwagi poświęcano gastarbeiterom z tureckiej prowincji". Okazuje się, że i tureckie firmy szukają wykształconych fachowców o tureckich korzeniach.
Burhan Gözüakca wraz z 11-osobowym zespołem w Berlinie opracowuje obecnie kampanię reklamową dla tureckich przedsiębiorstw. Agencja Beys zalicza się do pionierów tak zwanego "etno-marketingu". Gözüakca uważa, że "bezustannie powtarzane stereotypy o cudzoziemcach są wręcz obraźliwe" i nie służą rzeczowej dyskusji. "W ten sposób tylko zniechęca się i odstrasza zdolnych i ambitnych ludzi".
Kłody pod nogi
Nare Yesilyurt-Karakurt prowadząca firmę usług pielęgniarskich i paramedycznych Deta-Med dla specjalnego kręgu kulturowego została wyróżniona niedawno Berlińską Nagrodą Przedsiębiorczości. W roku 1971 przyjechała z rodziną do Niemiec, potem w Niemczech uczyła się zawodu pielęgniarskiego i skończyła studia pedagogiczne. Przed 11 laty założyła własną firmę. Nie było jej łatwo - żaden bank nie chciał jej dać kredytu. Dziś firma daje pracę 230 osobom i angażuje się na rzecz poprawy sytuacji kobiet. Integracja jest dla niej dość obcym pojęciem. "Ze względu na moje pochodzenie wciąż próbuje się mnie inkryminować. To bardzo frustrujące"- mówi.
Remzi Kaplan, 50 - letni "król kebabu" czuje się natomiast niemieckim przedsiębiorcą z tureckim nazwiskiem. "Od 40 lat mieszkam w Niemczech, tu płacę podatki i przestrzegam niemieckiego prawa", mówi. Fabrykę kebabów założył tuż po upadku muru. Dziś zatrudnia 130 osób a jego produkty można kupić w Berlinie, Hamburgu i w Holandii.
dpa / Małgorzata Matzke
red.odp.: Barbara Coellen