Internet: Zaostrzona walka z mową nienawiści
1 lutego 2022Regina Nagel zwykle postępuje w sieci ostrożnie. Zamieszcza niewiele postów i komentarzy oraz starannie dobiera sobie przyjaciół na Facebooku. Mimo to i ona we wrześniu ubiegłego roku zetknęła się z mową nienawiści. Ta gminna urzędniczka jest członkiem ruchu Droga synodalna w niemieckim Kościele katolickim, który powstał w odpowiedzi na zarzuty o tolerowaniu w nim przypadków molestowania i innych nieprawidłowości.
Bezkarność hejtera
Pod jednym z jej wpisów udostępnionych przez znajomego na Facebooku ukazał się przepełniony jadem, wrogi komentarz. Jego autor, katolik o prawicowych poglądach, występujący w sieci pod własnym imieniem i nazwiskiem, wyraził się pogardliwie o kobietach w posłudze duszpasterskiej, obraził Reginę Nagel osobiście, a w jednym ze swych późniejszych postów skrytykował także jej wygląd.
– To było nieprzyjemne, ale nie poczułam się dotknięta osobiście – mówi. – W końcu nie posunął się wobec mnie jakichś gróźb, co spotyka niektórych polityków – wyjaśnia. Dwie jej przyjaciółki jednak zgłosiły ten komentarz do Facebooka jako wymagający usunięcia. Do dziś tak się nie stało. Można go nadal znaleźć i przeczytać.
W mediach społecznościowych roi się od podobnych przypadków. Ton wypowiedzi w sieci stale się zaostrza, zwłaszcza podczas pandemii, ale już wcześniej można było się zetknąć z tym zjawiskiem. Dotyka ono głównie kobiety; zwłaszcza te, które udzielają się publicznie. Dlatego działające w Niemczech takie duże sieci jak Facebook czy YouTube, zostały zobowiązane do usuwania komentarzy przepełnionych nienawiścią.
Nadchodzą zmiany
Od 1 lutego sytuacja prawna się dodatkowo zaostrzy. Media społecznościowe, dysponujące większą liczbą użytkowników niż dwa miliony, będą musiały nie tylko usuwać karalne wpisy. Będą miały także obowiązek zgłaszać ich treść i adresy IP do Federalnego Urzędu Kryminalnego (BKA), przynajmniej w zasadzie.
Zgłoszenia te będą wpływać do założonej przez BKA nowej „Centralnej placówki rejestracyjnej dla karalnych treści w Internecie / ZMI”, która do walki z nienawiścią w sieci zatrudnia 200 policjantek i policjantów.
Wygląda to poważnie, także jeśli chodzi o wyposażenie techniczne nowego wydziału. A mimo to i on może okazać się bezzębnym, papierowym tygrysem.
Podburzanie ludzi, grożenie śmiercią
Po pierwsze dlatego, że ofiary mowy nienawiści, takie jak Regina Nagel, nie są objęte nowymi przepisami.
– Nie przyniosą one poprawy sytuacji ofiar zniesławienia, ponieważ obecnie obowiązujące postanowienia prawne wymagają od nich decyzji o podjęciu śledztwa w ich sprawie – wyjaśnia Josephine Ballon, naczelna prawniczka w organizacji HateAid, udzielającej pomocy ofiarom przestępstw nienawiści w sieci.
W przypadku zgłoszeń o takich przypadkach do Federalnego Urzędu Kryminalnego, same media społecznościowe, a nie ich użytkownicy decydują o tym, co jest przedmiotem sprawy. W zasadzie chodzi tu o treści karalne, takie jak podburzanie mas, a więc, na przykład, wypowiedzi o charakterze antysemickim i rasistowskim, jak również grożenie komuś śmiercią oraz rozpowszechnianie symboli sprzecznych z niemiecką konstytucją.
Wszystko to jest słuszne, uważa Josephine Ballon, ponieważ: „Podstawowa myśl, jaka się kryje za obowiązkiem zgłaszania takich treści, przyspieszy karanie ich autorów i da więcej dochodzeń w takich przypadkach, co z całą pewnością zasługuje na poparcie”.
Współpraca instytucji
Nowy wydział BKA powinien także rozszerzyć i usprawnić współpracę z innymi instytucjami. Już dziś prokuratury w niektórych niemieckich krajach związkowych, takich jak Hesja i Nadrenia Północna-Westfalia, zajmują się mową nienawiści w sieci. Przede wszystkim dzięki niej powinno być możliwe szybsze ustalenie adresów IP autorów karalnych wypowiedzi, co jest ważne, gdyż te dane są przechowywane w Niemczech tylko przez kilka dni.
Problem polega na tym, że jakiekolwiek działania przeciwko nim można podjąć tylko wtedy, gdy istnieje wstępne podejrzenie, że mamy do czynienia z przestępstwem. Sieci społecznościowe muszą same rozstrzygnąć, czy dany wpis spełnia kryteria czynu karalnego, po czym zgłaszają go do BKA, który następnie podejmuje decyzję o wszczęciu dochodzenia.
Na ogół taka ocena należy do prokuratury. Nie bez powodu, ponieważ na początku każde śledztwo podlega jej wstępnej kontroli. Dopiero później do pracy bierze się policja. Do tej pory w Niemczech było czymś niezwykłym, że władze policyjne same decydowały o tym, czy podejmą śledztwo, czy też nie, ale właśnie tak ma pracować nowa komórka w BKA.
Przeciwko takiemu rozwiązaniu Facebook i Google wniosły skargę do sądu i na razie nie muszą zgłaszać niedozwolonych treści do BKA. Zdaniem Josephine Ballon z Hate Aid ta skarga nie jest pozbawiona całkowicie słuszności, ponieważ „chodzi właśnie o to, żeby BKA nie stał się jeszcze jednym magazynem danych bez granic, do którego napływać ich będzie tyle, że żaden sąd i żadna prokuratura nie będzie w stanie uzyskać nad nimi kontroli i zadecydować, czy rzeczywiście kryją one w sobie treści karalne czy też nie”.
Niejasności w przypadkach szczególnych
Trudności mogą pojawić się zwłaszcza w odniesieniu do postów zamieszczanych w mediach społecznościowych, o których trudno jest jednoznacznie powiedzieć, czy spełniają warunki czynu karalnego, ostrzega Josephine Ballon i zwraca uwagę na symbole sprzeczne z konstytucją.
– Trzeba tu bowiem rozstrzygnąć, czy zamieszczenie, na przykład, swastyki jest dowodem na skrajnie prawicowe przekonania autora takiego wpisu, co podlega karze, czy też ktoś posłużył się nią w celach oświatowych, dla wyjaśnienia jakiegoś zjawiska albo w związku ze swoją działalnością artystyczną, co jest w pełni legalne – wyjaśnia.
W najgorszym razie taki automatyzm doprowadziłby do odebrania głosu artystom i aktywistom zwalczającym poglądy ekstremistyczne, którzy są jak najdalsi od łamania prawa, jak dodaje prawniczka.
Na prośbę DW Federalny Urząd Kryminalny stara się rozwiać te i inne wątpliwości. Jak wyjaśnia, do zadań funkcjonariuszy tej nowej komórki w BKA należy „sprawdzanie każdego zgłoszenia pod kątem jego zgodności z obowiązującym prawem”. Poza tym funkcjonariusze ZMI podczas tych czynności wyjaśniających „będą pozostawać w stałym kontakcie i ściśle współpracować z wymiarem sprawiedliwości”, jak również z Centralną Placówką ds. Cyberprzestępczości działającą przy prokuraturze w Kolonii.
Nie przewiduje się też założenia nowego banku danych. Zgłoszenia „nie mające znamion czynu karalnego będą, po ich uprzednim sprawdzeniu przez pracowników wymiaru sprawiedliwości, ignorowane i niezwłocznie usuwane przez BKA”. Ten proces, zdaniem HateAid, może jednak potrwać do roku, a w tym czasie BKA będzie się zajmować danymi osób, które nie zrobiły nic niezgodnego z obowiązującym prawem.
Media społecznościowe pozostaną potęgą
Niezależnie od tych wszystkich uwag, zastrzeżeń i wątpliwości, dopóki sąd rozpatruje skargę złożoną przez takie potęgi jak Facebook i Google, właśnie one nie muszą niczego zgłaszać do BKA. Dlatego Josephine Ballon z HateAid nie spodziewa się na razie żadnych prawdziwych zmian na lepsze w walce z mową nienawiści w sieci po 1 lutego.
Jej opinię w tej sprawie podziela także Leonhardt Traeumer, założyciel organizacji „Hassmelden”, która także zajmuje się ofiarami zbrodni nienawiści w sieci. Przede wszystkim dlatego, że odpowiedzialność za zgłaszanie karalnych treści w dalszym ciągu spoczywa na właścicielach mediów społecznościowych i innych instytucji działających w sieci.
Leonhardt Traeumer uzasadnia swoje stanowisko przykładem setek tysięcy kamer monitorujących w Niemczech sytuację na lotniskach, dworcach kolejowych i w innych miejscach, które są produktem tylko jednej firmy z USA. Ta zaś analizuje ich nagrania i tylko wtedy, gdy uzna, że zarejestrowały jakiś czyn przestępczy, udostępnia wycinek tych nagrań niemieckiej policji. W jego przekonaniu ten system pozbawiony jest głębszego sensu.
Założyciel organizacji „Hassmelden” uważa, że także w przyszłości będzie miała sporo do roboty ze zwalczaniem mowy nienawiści. Zwraca także uwagę, że zanim sąd rozstrzygnie skargę dwóch potentatów w sieci, takich jak Google i Facebook, mogą upłynąć długie lata.