Irlandia może zablokować rokowania o brexicie
30 listopada 2017Rząd Theresy May jest pod potężną presją czasu, bo chce na szczycie UE w połowie grudnia zamknąć pierwszą fazę negocjacji brexitowych (pieniądze, prawa obywateli UE w Wlk. Brytanii, Irlandia), by przejść do rozmów o około dwuletnim okresie przejściowym po wyjściu z UE w 2019 r. oraz o przyszłych stosunkach gospodarczych Londynu z Unią. Brexit ma nastąpić już za 14 miesięcy i biznes w Wlk. Brytanii jest coraz bardziej sfrustrowany niewiadomą, jakie będą relacje z Unią od wiosny 2019 r. A im dłużej tego nie wiadomo, tym większe ryzyko, że inwestorzy będą wstrzymywać się z projektami do czasu wyjaśnienia nowych zasad handlu z UE.
Ugoda co do pieniędzy coraz bliżej
Brytyjskie media podały w tym tygodniu, że bardzo bliska jest ugoda z Unią co do zasad regulowania brytyjskiego rachunku wobec Brukseli, ale – podawane przez brytyjskich dziennikarzy – szacunki wahają się od 40 do 60 mld euro na czysto. Wcześniej Londyn sugerował gotowość zapłacenia tylko około 20 mld euro, a z kolei nieoficjalne wyliczenia Komisji Europejskiej szacowały wierzytelności na ok. 60 mld euro. Celem unijnego negocjatora Michela Barniera nigdy nie było uzyskanie jednej liczby na piśmie, lecz potwierdzenie brytyjskich zobowiązań głównie wobec budżetu UE. Obejmuje on projekty zatwierdzane w latach 2014-2020, ale z fakturami opłacanymi do końca 2023 r.
Jeśli przykładowo kraje Unii nie wykorzystają całych należnych im funduszy z polityki spójności, zmniejszy to zobowiązania płatników (w tym Brytyjczyków). Ponadto wysokość składki zależy też od PKB poszczególnych krajów, a Bruksela i Londyn różnią się teraz w szacunkach wielkości brytyjskiej gospodarki w najbliższych latach. – W sprawie pieniędzy nie ogłaszałbym jeszcze sukcesu. Ale rzeczywiście w Brukseli bardzo wzrósł optymizm w tej kwestii – tłumaczy nam dyplomata zapoznany ze stanem rokowań.
Rokowania na irlandzkiej minie
Natomiast na najbardziej zapalny – i długo niedoceniany przez Londyn – problem wyrosła kwestia granicy między Irlandią i brytyjską Irlandią Północną. Przez wiele tygodni Brytyjczycy traktowali to jako wręcz marginalny punkt pierwszej fazy negocjacji z Unią, który na razie można zbyć ogólnikowym zapisem o poszanowaniu pokojowego porozumienia wielkopiątkowego z 1998 r. (zawartego przez rządy Irlandii i Wlk. Brytanii oraz główne partie polityczne Irlandii Płn.). Rząd Theresy May przekonywał, że bez określenia zasad przyszłych stosunków handlowych z UE trudno rozstrzygać, jak będzie wyglądać np. granica celna z Irlandią Płn.
Jednak irlandzki rząd Leo Varadkara stanowczo odrzucił pomysły na odroczenie kwestii granicy do kolejnych faz rozmów brexitowych. – Irlandczycy chcą od Londynu kilku pisemnych gwarancji, z których wynikałoby, że kontrole na granicy nie zostaną odtworzone po brexicie. Nie chodzi o określenie szczegółów, jak to zrobić, ale o jasne potwierdzenie, że dopóki te szczegóły nie zostaną wynegocjowane, to wszystko na irlandzkiej granicy pozostanie jak teraz – tłumaczy nasz rozmówca w Brukseli. Londyn na razie odmawia, bo takie pisemne gwarancje „wiązałyby mu ręce” (czy też pozbawiały środków nacisku) w negocjacjach handlowych z Unią.
O co chodzi w sporze o Irlandię?
W sporze wokół Irlandii nie chodzi o swobodne przemieszczanie się ludzi po całej wyspie (to jest dość łatwe do zagwarantowania), lecz o cła, towary, usługi oraz m.in. standardy bezpieczeństwa żywności, które – poza unijnym rynkiem wewnętrznym – powinny być kontrolowane przy eksporcie. Dublin tłumaczy w Brukseli, że nie chodzi o zwykłe dochody z handlu (ponad połowa irlandzkiej wołowiny jest teraz sprzedawana do Wlk. Brytanii), lecz przede wszystkim o zachowanie ścisłej integracji gospodarczej całej wyspy, bo ta jest jedną z podstaw pokojowej koegzystencji w Irlandii Płn.
O ile w kwestii rozwodowych pieniędzy największymi jastrzębiami wobec Londynu są Niemcy i Francja, to w sprawie granicy irlandzkiej – teraz najtwardziej gra Komisja Europejska. Ale reszta krajów Unii nadal solidarnie popiera Dublin. – Niech Brytyjczycy wezmą odpowiedzialność i zaproponują realne rozwiązania dla Irlandii – zaapelował wczoraj (29.11.2017) unijny negocjator Michel Barnier. Pomimo wysyłanych z Londynu sygnałów (także do mediów), że kompromis jest w zasięgu ręki, Irlandczycy ostrzegają, że „na razie nie dostali niczego zadowalającego na piśmie”. May przyjeżdża w przyszłym tygodniu do szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera i – wbrew niedawnym oczekiwaniom – to nie brexitowe rachunki finansowe, lecz Irlandia może okazać się najcięższym punktem ich rozmów.
Premier May i ambasador Rogers
Guy Verhofstadt, koordynator Parlamentu Europejskiego ds. brexitu, ostrzegł w środę (29.11.2017), że uzyskane dotychczas gwarancje pobrexitowych praw dla obywateli UE (w tym 900 tys. Polaków) w Wlk. Brytanii są nadal niewystarczające dla europosłów. A ci będą mieć prawo weta wobec ostatecznej umowy UE z Londynem o warunkach wyjścia z Unii. Verhofstadtowi chodzi m.in. o przyszłe zasady łączenia rodzin (obecnie Polacy w Wlk. Brytanii mają w tej kwestii pełną swobodę).
Brexitowy wyścig rządu May z czasem sprawia, że w Wlk. Brytanii gorzkie triumfy święci teraz były ambasador przy UE Ivan Rogers. Podał się do dymisji w styczniu tego roku wskutek sporów z Londynem o taktykę negocjacyjną. Rogers m.in. doradzał rządowi May, by nie spieszył się z oficjalnym powiadomieniem Brukseli o zamiarze wyjścia z UE, bo to – zgodnie z traktatem UE – oznacza ograniczony do dwóch lat termin na negocjacje warunków brexitu i da Brukseli bardzo mocną przewagę negocjacyjną. Jednak May złożyła ten wniosek już w marcu 2017 r., co – jak przestrzegał Rogers – pozwala Unii cisnąć Londyn ku ustępstwom (jak w przypadku pieniędzy) pod groźbą, że nie zdąży wynegocjować warunków brexitu do 2019. A „brudny brexit”, czyli wyjście z Unii bez żadnej umowy z Brukselą, byłby fatalny dla brytyjskiej gospodarki.
Tomasz Bielecki, Bruksela