Janosch: Ślązak inspirujący się słońcem
26 listopada 2016Ma pan za sobą 60 lat pracy artystycznej, a mimo to codziennie w swoim domu na Teneryfie pracuje pan nad coraz to nowymi pomysłami i to w 85 roku życia! Nie myśli pan o emeryturze?
Mam głowę pełną pomysłów i codziennie pracuję nad jakąś nową książką. Wspaniała praca! Spoczywanie na laurach, zadowalanie się dokonaniami z przeszłości i patrzenie w próżnię to nie dla mnie. Wygląda na to, że tak mi upłynie jeszcze kolejnych 20 lat - zanim ostatecznie będzie koniec.
To znaczy, że praca idzie panu jak po maśle?
Z czasem rzeczywiście stała się łatwiejsza. A teraz po prostu się nią rozkoszuję, bo wiem, jak ten proces funkcjonuje. Dobrze pamiętam moje pierwsze prace, które publikowałem w 1956 roku i moją pierwszą książkę kilka lat później. To były ciężkie porody. Nie ma porównania z łatwością, z jaką przychodzi mi teraz pracować.
A pamięta pan okoliczności powstania pierwszej książki?
Miałem zamiar być malarzem. Ale już po drugim semestrze monachijskiej ASP musiałem przerwać studia z powodu braku talentu. Mój przyjaciel, a później wydawca, zachęcał mnie wtedy do przygotowania książki dla dzieci. Nie bardzo mnie to przekonywało, ale książka odniosła sukces. W ten sposób znalazłem wymarzony zawód mojego życia. Po trzechsetnej książce przestałem już liczyć. Ale szacuję, że do tych trzystu można doliczyć jeszcze 80. Są tacy bohaterowie, którzy towarzyszą nam przez całe życie. Fajny bilans, ale to nie koniec.
Jak panu się udaje wciąż na nowo rozwijać swoją kreatywność?
Inspiruje mnie słońce. Kiedy jest pochmurno, nie potrafię pracować. Jeśli muszę włączyć światło, przechodzi mi ochota na wszystko. Dlatego przed laty pozbyłem się mieszkania w Monachium.
Co jest panu potrzebne do pracy?
Światło, słońce – to mnie inspiruje. Promienie słońca są jak fale i mnie unoszą. Dlatego mieszkam na Teneryfie. Tutaj słońce jest wszechobecne, a jego promienie zalewają mój dom. Poza tym lubię samotność i możliwość patrzenia poza horyzont na morze i krajobrazy. To jest mój mały raj na ziemi – bez śniegu, bez mrozów.
W przestrzeni publicznej jest pan prawie nieobecny. Dlaczego?
Jestem bardzo, bardzo powściągliwym i nieśmiałym człowiekiem. Niechętnie znajduję się w centrum zainteresowania. Wolałbym być niewidzialny. Zawsze mam ogromną tremę przed publicznymi występami. Wtedy istnieje niebezpieczeństwo, że zacznę gadać bzdury. Dlatego nie udzielam wywiadów telewizyjnych.
Pana książki dla dzieci są kultowe. Czemu pan przypisuje ich sukces?
Szczęśliwe dzieciństwo to dla człowieka najwspanialszy prezent od życia. A jak wiemy, wejście w jego posiadanie nie jest oczywistością. Ja staram się swoją twórczością podarować ludziom trochę szczęścia i beztroski, tego, czym cieszymy się tylko w dzieciństwie. Jest to szczególnie ważne teraz, w czasach, kiedy coraz bardziej jesteśmy zdezorientowani w naszym świecie.
Czy będzie pan pisał nadal tylko książki dla dzieci?
Nie, teraz mam zamiar napisać książkę o polskiej kuchni. Pochodzę przecież z Polski i dlatego planuję kulinarną eksplorację mojego kraju pochodzenia. Zobaczymy, jak zostanie przyjęta. Książki to trudny biznes.
Co to znaczy konkretnie?
Znaczy to, że nie ma gwarancji sukcesu. Trzeba zrobić pięć książek, aby sprzedać jedną. Mnie to nie zniechęca, prę do przodu, bo to lubię. Jako artysta mogę - jak w żadnym innym zawodzie - żyć moimi marzeniami, malować je sobie oczami wyobraźni i inspirować się nimi.
dpa/Barbara Cöllen
Janosch* - jeden z kultowych, niemieckich autorów książek dla dzieci. Nie tylko je pisze, ale i ilustruje. Urodził się na Górnym Śląsku jako Horst Eckert. O Śląsku i o jego rodzinie opowiada jego wczesna powieść „Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z Gliny”. Książki Janoscha zostały przetłumaczone na 40 języków świata. Od 26 listopada 2016 do 8 stycznia 2017 można oglądać w Europa-Park w Rust k. Fryburga (Freiburg) retrospektywną wystawę jego prac.