Komentarz: Donald Trump lubi czasem strzelać z biodra
29 kwietnia 2017Biorąc pod uwagę obawy towarzyszące jego prezydenturze, wcale nie jest tak źle. Prezydent Trump nie rozpętał na razie żadnej wojny. Owszem, wciąż tweetuje na potęgę, ale o wiele mniej krytycznie niż dawniej. Ba, zdobył się nawet na pochwalenie NATO! Innymi słowy, nie taki diabeł straszny, jak go malują. Zwłaszcza w polityce zagranicznej USA.
Z drugiej strony Trump nie spełnił do tej pory żadnej obietnicy z kampanii wyborczej. Nie poprawił stosunków z Rosją, nie "ukarał" Chin za ich rzekome manipulacje kursem juana, nie wypowiedział też porozumienia nuklearnego z Iranem. Zbombardowanie lotniska wojskowego w Syrii było czymś w rodzaju ekspedycji karnej przeciwko reżimowi Asada za użycie przez niego gazów bojowych. Podobnie jak zrzucenie wielkiej bomby termobarycznej na podziemną kryjówkę bojowników tzw. Państwa Islamskiego w Afganistanie.
Brak spójnej koncepcji polityki zagranicznej
Szkopuł w tym, że za tymi decyzjami nie kryje się żadna strategia, która doprowadziłaby do rozwiązania problemów w Syrii czy Afganistanie. Gorzej, trudno dopatrzeć się w nich całościowej koncepcji amerykańskiej polityki zagranicznej. A to jest niepokojące.
Trump prowadził kampanię wyborczą pod hasłem "America first". Co w praktyce oznacza: mniej pieniędzy dla reszty świata. Z tego właśnie względu zmniejszył dotacje na organizacje międzynarodowe, takie jak ONZ czy Bank Światowy. Może to mieć dramatyczne skutki w zapobieganiu kryzysom, zwalczaniu nędzy na świecie czy różnych pandemii.
Więcej pieniędzy Trump chce wydać tylko na obronę, co ucieszy amerykańskie lobby zbrojeniowe i zwolenników polityki kanonierek w Kongresie. Ale w ten sposób nie uda się zastopować islamistów. Nie ograniczy się też nędzy ani głodu w Afryce Północnej i na Środkowym Wschodzie. Tu same czołgi i samoloty nie wystarczą. USA są największą potęgą wojskową na świecie i nikt im dziś nie zagraża na serio. Dlatego byłoby dużo lepiej, gdyby przeznaczyły więcej pieniędzy na oświatę czy ochronę klimatu. Ale Trump nie chce o tym słyszeć. A szkoda.
Nieprzewidywalność jest wielką wadą polityka
Czy w polityce zagranicznej Trumpa w ogóle jest jakaś nić przewodnia, której można się uchwycić? A może polega ona na "elastyczności", którą szczyci się nowy prezydent USA? Jeśli tak, to wzmacnia to tylko podejrzenia, że podejmuje on decyzje pod wpływem emocji i odruchów; w sposób nieuporządkowany i nieprzewidywalny. Na takie postępowanie może sobie pozwolić przedsiębiorca budowlany, któremu uda się w ten sposób kupić porcję płynnego betonu, ale w polityce zagranicznej najwyżej ceni się stałość i przewidywalność.
Optymiści w Waszyngtonie liczą, że Trump się "ustatkuje" i zrozumie, czego się od niego oczekuje. Na razie wciąż się "uczy". Może nauczy się także polegać w większym stopniu na swoich doradcach i ich doświadczeniu w prowadzeniu tradycyjnej amerykańskiej polityki zagranicznej. Wygląda na to, że Trump, który początkowo wszystko chciał robić "naczej" powoli wchodzi w jej koleiny, ale w każdej chwili musimy być przygotowani na kolejne niespodzianki z jego strony. Trudno, musimy jakoś z tym żyć.
Miodrag Soric / Andrzej Pawlak