Czarno-białe nieostre nagranie wideo armii amerykańskiej pokazuje rzekomo siły irańskiej Gwardii Rewolucyjnej podczas akcji w Zatoce Omańskiej. Według Amerykanów irańscy żołnierze usuwają niewybuch miny dywersyjnej z tankowca „Kokuka Courageous”. Usunięcie tego materiału dowodowego świadczy o tym, że za atakiem na obydwa statki stoi Teheran – to oficjalne stanowisko USA.
Czy to już jest dowód, który mógłby wskazać sprawcę i usprawiedliwić politycznie odwet wojskowy? Czy możemy uwierzyć w treść i dostarczoną przez USA historię tego filmu?
Nie pierwsze fałszywe twierdzenia
Wątpliwości wydają się oczywiste. Już raz wojna przeciwko irackiemu dyktatorowi Saddamowi Husajnowi w 2003 r. bazowała na całkowicie fałszywych twierdzeniach ówczesnego rządu USA. Teraz żyjemy w czasach, kiedy wysoce profesjonalna manipulacja filmami i podobnymi dowodami jest jeszcze łatwiejsza niż wtedy. Na pierwszy rzut oka wydaje się dość nielogiczne, że Iran (nawet frakcja tamtejszych twardogłowych) chętnie dostarcza Stanom Zjednoczonym powodu do wojny, którą ostatecznie – w obliczu siły militarnej – może tylko przegrać.
Z drugiej strony eksperci podkreślają, że irańska Gwardia Rewolucyjna faktycznie „zna się” na minach dywersyjnych i że Teheran wielokrotnie już groził w przypadku konfliktu sabotażem tak ważnej dla gospodarki światowej, a szczególnie dla handlu ropą naftową, wolnej żeglugi w Cieśninie Ormuz.
Atak na dwa tankowce mógłby być interpretowany jako próba militarnego prężenia muskułów przez Iran. I pokazanie przede wszystkim Amerykanom: mamy własne metody, nie poddamy się!
Teheran sugeruje spisek
To spekulacja. Podobnie jak czystą spekulacją jest podejrzewanie, że za tymi dwoma atakami kryje się spisek amerykański, saudyjski lub izraelski – jak sugeruje Teheran i krytycznie nastawieni do USA internauci w Niemczech i krajach arabskich. To fakt, że istnieją potencjalne powody, by manipulować pretekstem do wypowiedzenia wojny, pod uwagę politykę zagraniczną i strategiczne interesy, zarówno w USA, jak i w Izraelu czy państwach Zatoki Perskiej.
Ale jest tyle samo motywów, które równie dobrze przemawiają przeciwko temu – również ze strony amerykańskiego prezydenta. Donald Trump został wybrany przez swoich zwolenników również po to, by wycofać USA z Bliskiego Wschodu. Wojna z Iranem oznaczałaby prawdopodobnie straty i nie byłaby do wygrania bez sił lądowych. Gdyby zginęli amerykańscy żołnierze, nie wzrosłyby szanse Trumpa na ponowny wybór pod koniec 2020 r.
Siły świadome wojny
Na końcu pozostaje gorzki wniosek: ktokolwiek stoi za prowokacją w Ormuz, w obecnym konflikcie na pewno istnieją siły, które wbrew politycznemu rozsądkowi i humanitaryzmowi dążą świadomie do wojny jako ryzyka lub „rozwiązania” konfliktu. Przed tym można tylko przestrzec. Wojna w Zatoce miałaby prawdopodobnie katastrofalne skutki dla wielu krajów w regionie, zwłaszcza tych, w których finansowane przez Iran milicje są już aktywne militarnie, tak jak w Jemenie, Syrii, Iraku czy Libanie. Ucierpiałyby najprawdopodobniej także Izrael, Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Te dwa ostatnie państwa już teraz mówią o atakach ze strony wspieranych przez Iran szyitów z Jemenu.
Taka wojna miałaby tylko przegranych. Trzeba zrobić wszystko, by jej zapobiec – także ze strony Niemiec i Europy z ich ograniczonymi środkami. Mimo to trzeba się obawiać, że zbliża się wojna, której nikt nie chce.
Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!