Komisja chce uregulować działanie Airbnb. I zapowiada kary
16 lipca 2018Airbnb to platforma umożliwiająca turystom wynajem mieszkania lub pokoju bezpośrednio od prywatnych – przynajmniej w założeniu – właścicieli; działa w ramach tzw. gospodarki współdzielenia (podobnie jak np. oferujący usługi transportowe Uber). Powstały w 2008 r. w USA serwis, bardzo szybko zyskał na popularności. Dzisiaj Airbnb posiada w swojej bazie 4 mln ofert najmu dostępnych w 191 krajach i 65 tys. miast świata oraz 150 mln użytkowników. Statystyki pokazują, że najczęściej odwiedzanym przez nich w Europie miastem jest Paryż.
Ale Airbnb budzi też kontrowersje. – Tylko w tym roku wpłynęło do nas 6 tys. skarg na usługi związane z wynajmem turystycznym. Podejrzewam, że to dopiero czubek góry lodowej – powiedziała podczas poniedziałkowego spotkania z dziennikarzami komisarz UE ds. sprawiedliwości, konsumentów i równości płci Vera Jourova.
Dlatego Komisja Europejska oraz krajowe instytucje ochrony konsumentów wezwały Airbnb do lepszej ochrony interesów unijnych konsumentów.
Bez ukrytych opłat
Urzędnicy zarzucają serwisowi, że nie jest przejrzysty cenowo. Dzisiaj użytkownik szukający na stronie Airbnb zakwaterowania widzi jedynie cenę wynajmu w przeliczeniu za noc. Dopiero w trakcie dokonywania rezerwacji okazuje się, że do kwoty tej dochodzą ukryte koszty jak np. opłata manipulacyjna potrącana przez Airbnb, podatek klimatyczny oraz opłaty za sprzątanie, które mogą podbić ostateczną cenę najmu o kilka lub nawet kilkanaście procent dziennie. Jest to niezgodne z przepisami unijnymi m.in. dyrektywą o nieuczciwych praktykach handlowych. Zdaniem KE serwis Airbnb ma obowiązek przedstawić użytkownikom pełną cenę wynajmu z wliczeniem dodatkowych kosztów, a w sytuacji kiedy nie jest to możliwe, bo np. wysokość opłaty klimatycznej czy podatków jest zmienna, wyraźnie informować o tym, że ostateczna cena może być wyższa i dlaczego.
KE chce także, żeby Airbnb jasno zaznaczał, kiedy wynajmującym mieszkanie lub pokój jest osoba prywatna, a kiedy agencja nieruchomości, bo informacja taka może wpłynąć na decyzję użytkownika. – Turyści korzystający z usług takich serwisów jak Airbnb, często specjalnie poszukują prywatnych mieszkań, bo chcą się poczuć domowo i wczuć się lepiej w „klimat” miejsca, w którym się zatrzymują. Nie zależy im na usługach agencji – tłumaczą unijni urzędnicy.
Komisja wezwała także serwis do uczciwego formułowania umów najmu. Muszą być one napisane jasnym i zrozumiałym dla konsumenta językiem, nie mogą także wprowadzać konsumentów w błąd. Dzisiaj np. Airbnb daje sobie prawo do zerwania umowy najmu lub zmiany jej warunków (w tym podwyższenia ceny), bez podania klientowi jednoznacznej przyczyny.
Według Komisji zapis taki jest sprzeczny z prawem UE – konsument powinien zostać w pełni poinformowany, dlaczego wynajmujący zerwał rezerwację, ma również prawo do domagania się odpowiedniej rekompensaty jeśli np. pokrzyżuje mu to wakacyjne plany. Ponadto, zgodnie z przepisami unijnymi, platforma powinna zamieścić na swojej stronie łatwo dostępny link do unijnej Internetowej Platformy Rozstrzygania Sporów (ODR), gdzie można poskarżyć się na złamanie konsumenckich praw.
– Coraz więcej osób rezerwuje swoje wakacyjne kwatery za pośrednictwem internetu, co daje letnikom masę nowych możliwości. Jednak popularność takich serwisów nie oznacza, że nie muszą one przestrzegać przepisów konsumenckich, jakie obowiązują w UE – mówi Jourova. – Turyści muszą jasno wiedzieć, za co płacą i ile płacą, a także wiedzieć co zrobić, jeśli nagle wynajmujący odwoła ich rezerwację.
Airbnb ma teraz czas do końca sierpnia, żeby przedstawić, jak zamierza dostosować się do zaleceń Komisji. Jeśli tego nie zrobi, KE zapowiada wprowadzenie sankcji. O rodzaju i wysokości kar (w tym finansowych), decydować będą organizacje ochrony konsumentów w krajach członkowskich.
Solą w oku samorządów
Ale sposób traktowania konsumentów to nie jedyne, co zarzuca się Airbnb. Coraz więcej lokalnych samorządów w UE stara się o ograniczenie lub centralne uregulowanie krótkoterminowego najmu lokali. Władze miast tłumaczą się tym, że wykupywanie mieszkań, żeby wynajmować je turystom, prowadzi do wyludniania centrum miast i windowania cen. Miasta próbują radzić sobie z problemem na własną rękę. W Barcelonie urząd miasta wydaje licencje na wynajem i tropi najemców z Airbnb, którzy takowych nie posiadają. W Berlinie właściciel lokalu także potrzebuje licencji, jeśli chce wynająć więcej niż 50 proc. powierzchni swojego mieszkania. W przeciwnym razie grozi mu kara w wysokości nawet 100 tys. euro. W Polsce o ograniczenie serwisów typu Airbnb walczą m.in. Sopot i Kraków. Samorządowcy zwrócili się już do rządu o uregulowanie zasad krótkoterminowego najmu.