Kto się boi wywłaszczeń w Rosji?
20 marca 2014Historia, jaka wydarzyła się w Hłuchiwci, jeszcze bardziej wzmogła nerwowość. Przed kilkoma dniami w tamtejszej fabryce kaolinu, ok 200 km na zachód od Kijowa pojawiło się kilku podejrzanych mężczyzn. Chcieli w dyrekcji firmy ulokować swojego przedstawiciela. Fabryka kaolinu należy do niemieckiej firmy przetwórstwa kwarcu Quarzwerke GmbH we Frechen koło Kolonii. Nowy ukraiński przedstawiciel miał kontrolować firmę i współdecydować o płacach, opowiada szef firmy Otto Hieber. - Mężczyźni przedstawili się jako organizacja o nazwie 'nacjonalistyczny komitet samoobrony'.
W obronie pracodawcy
Cała sprawa miała pomyślny obrót. Ukraińska załoga przegnała facetów z zakładu, Otto Hieber miał znów pełną kontrolę nad swoją ukraińską filią. Nieco dalej na wschód miał miejsce podobny przypadek. Też tam miejscowe bandy chciały skorzystać z politycznego zmieszania żeby przejąć niemiecką firmę. Zrobiło się wokół tego głośno i strach obleciał przede wszystkim firmy średniej wielkości, które w minionych latach na wielką skalę inwestowały na wschodzie Europy. Pojęcie ryzyka inwestycyjnego nabiera tam jeszcze zupełnie innego posmaku.
Aktywność przestępczych band na Ukrainie to tylko jedno z bezpośrednich następstw kryzysu, uważa prezes Izby Przemysłowo-Handlowej (IHK) w Monachium Peter Driessen. Lecz bardziej boli go głowa o sankcje Unii Europejskiej.
- W odpowiedzi na uchwalenie sankcji przez UE także Rosja może odpowiedzieć zamrożeniem aktywów, posuwając się aż do wywłaszczenia zagranicznych firm - twierdzi.
Koncerny śpią spokojnie
W ostatnich latach w Rosji rozkręciło interes prawie 6200 niemieckich firm. Jak podaje Federalne Zrzeszenie Niemieckiego Przemysłu Niemcy zainwestowali tam ponad 20 mld euro. Spirala sankcji między Europą i Rosją trafiłaby te inwestycje do żywego.
Przed tygodniem w rosyjskiej Radzie Federacji po raz pierwszy padło słowo 'wywłaszczenia'. Członek Rady postulował, by w najgorszym przypadku wywłaszczać europejskie firmy bez jakiejkolwiek rekompensaty. Był to, co prawda tylko odosobniony pomysł jednego człowieka, który przeszedł bez echa, ale raz wyartykułowana groźba pozostawiła wrażenie.
Wielkie koncerny jak Siemens czy Bayer ostentacyjnie zachowują spokój. - Nie ma sensu zaprzątać się jakimiś horrorowymi scenariuszami - jeszcze niedawno mówił członek zarządu Volkswagena ds. finansowych Dieter Poetsch. Ale w telefonicznych rozmowach managerowie międzynarodowych firm po cichu przyznają, że rozważają wszystkie ewentualności.
- Już sam fakt, że mówi się o wywłaszczeniu, powoduje, że ludzie zaczynają rozważać: co zrobię, jeżeli odpadną mi poddostawcy z tego kraju? - potwierdza Peter Driessen z monachijskiej IHK.
Oko za oko, ząb za ząb
Prezes Niemiecko-Rosyjskiej Izby Handlu Zagranicznego w Moskwie Michael Harms uważa te obawy za przesadzone. Moskiewski rząd w okresie minionych 15 lat bardzo zabiegał o to, by ściągnąć do Rosji zagranicznych inwestorów. Stworzył przychylny klimat i bezpieczeństwo prawne dla zagranicznych firm, o jakich mogą tylko marzyć rosyjskie przedsiębiorstwa. Pozyskanego w ten sposób zaufania Moskwa nie będzie teraz wystawiała na szwank, twierdzi Harms.
Ale tak do końca nie jest jednak tego pewien. Aneksja Krymu nieco nadszarpnęła jego wiarę, że rosyjski rząd jest obliczalny w swych działaniach. Poza tym jest przekonany, że Rosja nie pozostawi sankcji Zachodu bez odpowiedzi. Moskwa będzie próbowała ratować swoją twarz, nie narażając na szkody własnej gospodarki, uważa Harms, zaznaczając, że Rosja nie ma żadnego interesu w eskalacji. Jej odpowiedź będzie najwyżej lustrzana wobec sankcji zachodnich i nie będzie wynosić się ponad nie. Innymi słowy: będą zakazy wjazdu w odpowiedzi na restrykcje wizowe, zamrożeniem kont Rosja może odpowiedzieć na blokadę rosyjskich aktywów. Podobnie będzie z restrykcjami handlowymi.
Wysokie zyski, wysokie ryzyko
Tak długo jak UE nie będzie wywłaszczać rosyjskich firm, tak długo Rosjanie nie tkną firm europejskich. Ale przedsiębiorcy średniego biznesu boją się dalszej eskalacji politycznej. Antony van der Ley, producent maszyn rolnych Lemken z Nadrenii już teraz ubolewa, że kryzys wywołał spadek kursu rubla, utrudniając cały handel. - Konkretnie oznacza to, że rosyjski rolnik musi teraz zapłacić 20 proc. więcej za tę samą maszynę, nie ma nowych zleceń, klienci wolą odczekać - wylicza.
Dalsze sankcje ze strony UE są w tej sytuacji istną trucizną, uważa van Ley. - Jeżeli nie będziemy dla nich mili, oni nam odpłacą tym samym. Biznesmen obawia się przede wszystkim, że Rosjanie mogą zablokować jego firmowy rachunek w rosyjskim banku. - Wtedy będziemy musieli za wszystko płacić awansem, a tu chodzi o bardzo duże pieniądze - zastrzega.
Ale w żadnym wypadku nie myśli o wycofaniu się z rosyjskiego rynku. Rosyjskie rolnictwo rozwija się w oszałamiającym tempie. W jego ocenie, Rosja już wkrótce będzie rolniczym potentatem świata. A poza tym wysokie ryzyko inwestycji w Rosji wiąże się także z wysokimi zyskami. - Zawsze były wzloty i upadki, ale zawsze znaleźliśmy jakąś drogę, bo rosyjscy rolnicy bardzo cenią sobie maszyny rolnicze z Niemiec - podkreśla z zadowoleniem.
Alois Berger / Małgorzata Matzke
red.odp.: