Kto wydał rodzinę Anne Frank? Nowe odkrycia i wątpliwości
19 stycznia 2022Notariusz Arnold van den Bergh, członek Judenratu w Amsterdamie mógł zdradzić Niemcom miejsce, w którym w czasie wojny ukrywała się rodzina Anne Frank. To teza międzynarodowego zespołu 20 badaczy pod okiem byłego agenta FBI Vince Pankoke'a, która przez pięć lat pracowała nad rozwiązaniem zagadki sprzed dziesięcioleci, wykorzystując najnowocześniejsze techniki śledcze. Na początku tygodnia o wynikach prac poinformowały media holenderskie, a za nimi niemieckie. Teorię opisano w książce pt. „Anne Frank's Betrayal”, która właśnie ma trafić do księgarń.
Z ustaleń wynika, że Arnold van den Bergh miał przekazać niemieckim okupantom listę miejsc w Amsterdamie, w których ukrywali się Żydzi. Zrobił to, by ratować życie własnej rodziny. Głównym dowodem jest dla badaczy kopia anonimowego listu, który otrzymał w 1946 roku ojciec Anne, Otto Frank, jedyny w rodzinie ocalały z Holokaustu.
Anonimowy list jednoznacznie wskazuje nazwisko zdrajcy. Oryginalny dokument zaginął, ale w amsterdamskich Archiwum Miejskim natrafiono na jego kopię. Według ekspertów ten ślad nigdy do tej pory nie został dokładnie zbadany.
„Absolutnej pewności nie ma”
Pankoke uważa, że istnieje 85-procentowe prawdopodobieństwo, iż to żydowski notariusz był zdrajcą. Jak mówił w wywiadzie radiowym, 77 lat po wojnie nie można mieć absolutnej pewności.
Van den Bergh był członkiem Rady Żydowskiej (Judenrat) w Amsterdamie. Miał dobre kontakty wśród Niemców. Po zajęciu Holandii w 1940 roku miał pomagać Hermanowi Goeringowi w zakupie dzieł sztuki. Przez wiele lat to chroniło go przed deportacją – aż do 1944 roku, gdy wywózka wydawała się nieunikniona. Wówczas przekazał on okupantom adresy kryjówek Żydów. Wśród nich był dom, w którego oficynie ukrywała się od lipca 1942 roku rodzina Frank i gdzie nastoletnia Anne napisała swój znany dziś na całym świecie dziennik. Anne Frank zmarła w 1945 roku na tyfus w obozie koncentracyjnym Bergen-Belsen.
Arnold van den Bergh zmarł w 1950 roku w Londynie.
Przypadkowe odkrycie
Niemal natychmiast po publikacji rewelacji zespołu Pankoke'a pojawiły się wątpliwości, na które wskazuje niemiecka prasa. Dziennik „Die Welt” pisze, że najważniejszych wątpliwości dostarczają badania historyka Gertjana Broeka z 2016 roku na zlecenie Fundacji im. Anne Frank. Opisują one dokładny przebieg wydarzeń z 4 sierpnia 1944 roku, kiedy odkryto kryjówkę rodzinny Frank i czterech innych. Historyk wskazuje, że przeszukaniem dowodził podoficer SS Karl Silberbauer, który poza tym jednym przypadkiem nie uczestniczył w obławach na ukrywających się Żydów. Zajmował się raczej kwestiami żydowskiej własności. Podobnie było w przypadku towarzyszących mu podczas rewizji holenderskich policjantów.
Według relacji świadków w domu przy Prinsengracht, gdzie ukrywały się żydowskie rodziny, szukano przede wszystkim dokumentów, prawdopodobnie podrobionych kartek na żywność. „Wydaje się mało prawdopodobne, by Gestapo sięgnęło po tego rodzaju przykrywkę, by zamaskować aresztowanie ukrywających się Żydów” – pisze „Die Welt”.
„Oszczerczy nonsens”
Oburzenia rewelacjami zespołu Pankoke'a nie kryją w rozmowie z tygodnikiem „Der Spiegel” dwaj holenderscy historycy Bart Wallet z Uniwersytetu w Amsterdamie oraz Bart van der Boom z Uniwersytetu w Lejdzie.
„Obwinianie kogoś o zdradę Anne Frank i jej rodziny na podstawie anonimowego listu jest wątpliwe – mówi Wallet, cytowany przez „Spiegla”. – Nie ma to nic wspólnego z porządnymi badaniami historycznymi. Po prostu brakuje twardych dowodów”. Wallet ocenia, że argumentacja zespołu badaczy jest „chwiejna jak domek z kart”. Wskazuje, że po wojnie w społeczności żydowskiej w Amsterdamie było wiele pogłosek na temat rzeczywistych i rzekomych zdrajców. „Van den Bergh na pewno nie był jedynym, któremu zarzucano kolaborację z nazistami z powodu przynależności do Rady Żydowskiej” – dodaje. Po wojnie przeciwko van den Berghowi nie podnoszono formalnych zarzutów o wydawanie ukrywających się Żydów.
Zdaniem drugiego rozmówcy „Spiegla”, Barta van der Booma twierdzenia grupy badaczy to „oszczerczy nonsens”. „Nie ma żadnych dowodów na to, jakoby członkowie Judenratu wydali nazistom od 500 do 1000 ukrywających się Żydów. Takie poważne zarzuty są nieodpowiedzialne” – mówi naukowiec. Jego zdaniem w ogóle nie jest pewne, że istnieją listy adresów kryjówek. „To pogłoska. Nie istnieje poważny dowód potwierdzający te historie” – dodaje.
W poniedziałek (17.01.2022) muzeum Dom Anne Frank oświadczył wprawdzie, że jest pod wrażeniem pracy ekspertów nad rozwiązaniem zagadki, ale jednocześnie przestrzegł przed wyciąganiem przedwczesnych wniosków. Trzeba być ostrożnym, zanim napisze się o kims jako o zdrajcy Anne Frank, a jednocześnie nie ma się 100 albo 200 procent pewności, podkreślił dyrektor muzeum Ronald Leopold w rozmowie z rozgłośnią NPO1.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>