Wałęsa: Takie akcje w wolnym świecie? Nie do pomyślenia!
1 marca 2016"Po zarzuceniu mu donosicielstwa, Lech Wałęsa walczy o swoją godność. Wzywa do stawienia oporu przeciwko nowemu polskiemu rządowi. Kto jest gotowy 'bić się za ojczyznę', ten może liczyć na jego wsparcie" - pisze dziennik "Die Welt", który przeprowadził wywiad z byłym przywódcą "Solidarności".
Zdaniem Lecha Wałęsy, kampania mająca go zdyskredytować to strategia Jarosława Kaczyńskiego w odwecie za krytykę działań PiS.
"Kaczyński stosuje wobec mnie, jak i wobec innych obywateli Polski, metodę szerzenia strachu i niepewności. Nie jestem jedynym, którego wziął na celownik" - mówi legenda polskiej opozycji i przypomina, że nowy polski rząd "przecież też zaatakował Trybunał Konstytucyjny, a takie i podobne działania prowokują wojnę domową. Nie mam co do tego niestety żadnych wątpliwości".
Lech Wałęsa w rozmowie z "Die Welt" deklaruje, że jeśli dojdzie w Polsce do zrywu, on jest gotowy ponownie stanąć na czele: "Gdy młodzi ludzie będą gotowi ratować ojczyznę, ja z kolei jestem gotowy ich poprowadzić i ze wszystkich sił wspierać w walce z ludźmi szerzącymi nienawiść".
Były przywódca "Solidarności" wyjaśnia, że o jego zarejestrowaniu jako agenta "Bolka" dowiedział się w roku 1980, gdy tajne służby próbowały go zwerbować i wyciągnąć z ruchu związkowego "podstępnymi sposobami i za pomocą oszczerstw, w które najwyraźniej ktoś wtedy uwierzył". Podkreślił przy tym, że nigdy nie podpisał zobowiązania do współpracy.
„Dlaczego więc generał Kiszczak przechowywał takie dokumenty?" - pyta "Die Welt".
Lech Wałęsa odpowiada: "Generał Kiszczak zlecił ich sfałszowanie. Pytam więc: dlaczego był gotowy mnie szantażować i oczerniać? I jeśli te dokumenty są prawdziwe: dlaczego trzymał je u siebie, skoro dla niego pracowałem? Być może dlatego, że – w imię jego wiary w komunizm – był skłonny sprzedać i zdradzić każdego agenta? Coś mi się w tej historii jednak nie zgadza".
Rozmówca „Die Welt” dodaje, że jeszcze nie wie, jak zareaguje na te zarzuty, ale gdy tylko będzie mógł udowodnić ich sfałszowanie, od razu pójdzie z tym do sądu "przeciwko IPN i każdemu innemu, kto będzie stosował brudne sztuczki".
"W cywilizowanym świecie taka kampania oszczerstw jest nie do pomyślenia. Można powiedzieć, że mając w rękach papiery na mnie, najpierw muszą udowodnić ich prawdziwość. Zamiast tego dzieje się odwrotnie: najpierw mnie oskarżają, a potem zaczynają dowodzić autentyczności dokumentów. I dopiero potem chcą mi je pokazać. To niesamowicie głupie i barbarzyńskie. Jak można robić takie rzeczy w wolnym świecie?" - pyta Lech Wałęsa.
Przywódca "Solidarności" zapowiada, że nie wycofa się dopóki będzie w stanie bronić swojego dobrego imnienia i zszarganej godności. A kiedy to nastąpi? Nie wiadomo: "Nie mam pojęcia, może jutro, może w przyszłym roku. Taki mamy klimat".
Lech Wałęsa wyjaśnia, że po masakrze na Wybrzeżu w latach 70tych uczestnicy opozycji rozmawiali z agentami, by poznać ich metody i tok myślenia: "Wszyscy się baliśmy, że będzie jeszcze bardziej krwawo. Gdybyśmy wtedy nie rozmawiali z 'nimi', nie moglibyśmy zrozumieć, jak działają i jak myślą i nie bylibyśmy w stanie pokonać ich w bezkrwawej rewolucji".
Na koniec rozmowy z "Die Welt" dramatycznie zapowiada: "Chcieli mnie zastraszyć i zdyskredytować. Chcieli mnie nawet zabić, mam na to świadków. I tak jak wtedy, mogą chcieć mnie teraz zabić, ale mnie nie pokonają".
opr. Dagmara Jakubczak