Lider bułgarskiej opozycji: Trzeba otworzyć Europie oczy
15 lipca 2020Były wicepremier Bułgarii (2014) i minister sprawiedliwości (2014-2015) Hristo Iwanow przeprowadził 7 lipca spektakularną polityczną akcję na wybrzeżu Morza Czarnego. Wraz z dwoma innymi politykami, chciał podpłynąć motorówką do luksusowej rezydencji jednego z najbardziej wpływowych ludzi w Bułgarii, aby zwrócić uwagę na nielegalnie zamknięty obiekt użyteczności publicznej i nielegalnie zatrudnionych tam ochroniarzy, opłacanych z budżetu państwa. W rezydencji tej od lat ukrywa się jeden z politycznych „macherów” Ahmed Dogan, będący honorowym przewodniczącym partii Ruch na rzecz Praw i Wolności oraz mentor polityczny parlamentarzysty i oligarchy Delana Peewskiego.
Jest on jednym z najbogatszych ludzi w Bułgarii, kontroluje imperium bulwarowych mediów, które są ostro krytykowane przez Reporterów bez Granic i inne organizacje praw człowieka. W ostatnim czasie Peewski zaczął popierać konserwatywnego premiera Bojko Borisowa.
Akcja Hristo Iwanowa, która miała milion odsłon na Facebooku, przyczyniła się do masowych protestów przeciwko korupcji, oligarchii i rządowi w Bułgarii. W Sofii ponad 3000 demonstrantów przed parlamentem domagało się w niedzielę, 12 lipca, ustąpienia premiera. Setki ludzi demonstrowały przeciwko rządowi w innych bułgarskich miastach.
Protesty zostały wywołane nie tylko akcją Iwanowa na wybrzeżu Morza Czarnego, ale także policyjnymi rewizjami w rezydencji prezydenta Rumena Radewa. W trakcie akcji zatrzymano i zabrano na przesłuchania pełnomocnika prezydenta ds. zwalczania korupcji i doradcę ds. bezpieczeństwa. Prezydent Radew, wspierany przez socjalistów, jest krytykiem Borisowa i jego rządu, który oskarża o „powiązania z oligarchami”.
W orędziu telewizyjnym w sobotę prezydent Radew skrytykował „mafijne” zachowania rządu i wezwał go do ustapienia.
W trakcie protestów w Sofii rannych zostało dwóch demonstrantów i czterech policjantów. W poniedziałek odbyła się kolejna demonstracja w stolicy. Na czwartek organizatorzy zwołali ogólnokrajowe wiece.
O sytuacji w Bułgarii z opozycyjnym politykiem Hristo Iwanowem rozmawia szef bułgarskiej redakcji Deutsche Welle Alexander Andreev.
Żądanie nowego startu
DW: Czy może pan wyjaśnić, co się teraz dzieje w Bułgarii?
Hristo Iwanow: Jest to wybuch od dawna nabrzmiewającego oburzenia przeciwko korupcji i arogancji władzy, idący w parze ze strachem przed nadchodzącym kryzysem gospodarczym. Ludzie o różnorakich przekonaniach politycznych wyszli na ulice domagając się moralnej i politycznej odnowy. Są wściekli z powodu aroganckiej demonstracji władzy przez prokuraturę, która jest wyraźnie ustawiona politycznie i łamie prawo.
Ludzie protestują także przeciwko oligarchii w Bułgarii. Kim jest ta „oligarchia”?
- Tylko sąd może odpowiedzieć na to pytanie po rzetelnym procesie zgodnym ze standardami europejskimi. Demonstranci też to wiedzą, skandując hasła przeciwko Prokuratorowi Generalnemu. To silny sygnał w kierunku naszych europejskich partnerów, którzy powinni wreszcie otworzyć oczy na wydarzenia w Bułgarii. Wyraźnie proeuropejska postawa Bułgarów wynika właściwie z nadziei, że UE będzie mogła egzekwować europejskie standardy demokracji i praworządności także w Bułgarii. A jeśli nadal Wspólnota będzie ignorować działania bułgarskiego rządu i Borisowa w Europie, spowoduje to głęboką demoralizację bułgarskiego społeczeństwa.
Protesty skierowane są również przeciwko dwóm politykom z niewielkiej partii reprezentowanej w parlamencie - Ruchu na rzecz Praw i Wolności (BRF), która pierwotnie prowadziła kampanię na rzecz praw bułgarskich muzułmanów mówiących po turecku. Pan przeprowadził spektakularną akcję, przybijając łodzią na plaży rezydencji honorowego przewodniczącego BRF Ahmeda Dogana. Mówi się, że jest on mentorem kluczowej postaci w bułgarskiej polityce - Delana Peewskiego, posła, biznesmena i bossa mediów. Dlaczego ci dwaj politycy znaleźli się teraz w centrum uwagi?
- Jest to niewielka grupa ludzi, którzy za pomocą mediów i swoich konszachtów od lat mają toksyczny wpływ na bułgarską politykę i sądownictwo. Nasz protest na plaży rezydencji, która jest nielegalnie chroniona przed światem zewnętrznym i strzeżona przez służby ochrony państwa, wyraźnie pokazał, że nie jest to konfrontacja z tureckimi Bułgarami, ale korupcją w bułgarskiej polityce. Zarówno demonstranci, jak i zwolennicy BRF, którzy obserwowali z bliska to wydarzenie, przyznali, że prawo w Bułgarii powinno obowiązywać wszystkich. Protestujący są zdania, że Dogan i Peewski od lat są chronieni przed odpowiedzialnością prawną i wciąż korzystają z dobrodziejstw państwowych instytucji. Daje im to coraz większy wpływ na politykę, gospodarkę, media i wymiar sprawiedliwości w Bułgarii. Ale protesty są skierowane także przeciwko rządowi, ponieważ partią polityczną odpowiedzialną za te toksyczne wydarzenia jest partia rządząca GERB i premier Bojko Borisow.
Obecnie dużo mówi się o konfrontacji premiera Borisowa z prezydentem Radewem, wspieranym przez socjalistów.
- Ta konfrontacja ma co prawda miejsce, ponieważ Radew odczekał tylko odpowiedni moment, żeby zaatakować Borisowa. Ale tu nie o to chodzi. Obecny kryzys polityczny ma swoje źródło w fatalnej sytuacji praworządności i instytucji w Bułgarii, które powstały podczas wieloletnich rządów Borisowa. Prezydent Radew próbuje skierować gniew ludzi na niesprawiedliwość i bezprawie w kraju.
Ale pan też widzi siebie w porównywalnej pozycji, jako przywódca protestów. Czy jest to pana polityczny projekt i czego spodziewa się pan w okresie najbliższych 8-9 miesięcy do wyborów powszechnych?
- Moim osobistym projektem politycznym jest właściwie zmiana całego życia publicznego w Bułgarii. Opowiadam się za rzeczywistą reformą sądownictwa, aby kraj ten mógł wreszcie spełnić normy UE dotyczące demokracji i praworządności. Bułgaria stała się członkiem UE w 2007 r. tylko i wyłącznie dzięki kompromisowi i wciąż jest poniżej uzgodnionych standardów. To mój projekt polityczny, który można skutecznie wdrożyć jedynie w oparciu o szeroki konsensus polityczny w sprawie reformy sądownictwa. Dotyczy to przede wszystkim prokuratury w Bułgarii, która powinna natychmiast znaleźć się pod transparentną, demokratyczną kontrolą. Ten konsensus można osiągnąć tylko w jeden sposób: poprzez demokratyczne wybory parlamentarne.