Lwów: życie w cieniu rosyjskiej inwazji
23 kwietnia 2022We Lwowie jest wiosna. Stolicę kraju, Kijów, i front w Donbasie dzielą setki kilometrów. Można niemal zapomnieć, że toczy się wojna. Historyczne centrum miasta, wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, tętni życiem. Wśród niezliczonych modnych kawiarni i przytulnych restauracji można usłyszeć ulicznych muzyków. „Babusie”, jak na Ukrainie czule nazywa się babcie, sprzedają urocze żonkile.
Fenomen patriotyzmu
Podczas gdy w niektórych krajach sąsiednich od rozpoczęcia wojny 24 lutego widać zakupową panikę, w tutejszych supermarketach nie ma po niej śladu. Jedzenia jest pod dostatkiem, drzewa wypuszczają pąki, a kwiaty kwitną. Jednak przy bliższym spojrzeniu nie jest już tak idyllicznie. Przechodnie wydają się normalnie załatwiać swoje codzienne sprawy, ale na ich twarzach widać zmartwienie.
Spojrzenia nielicznych osób, które zdają się spokojnie przechadzać po mieście, zatrzymują się na jego licznych skarbach architektury. Worki z piaskiem oraz metalowe i drewniane płyty, którymi są otoczone, aby chronić je przed atakami Rosjan, jednak przypominają, że kraj jest w stanie wojny.
Jurij, podobnie jak inni mieszkańcy, jest przekonany, że życie musi toczyć się dalej. – Przez pierwsze dwa tygodnie byłem w szoku, ale potem się z tego otrząsnąłem. Czuję się tu bezpiecznie i nie boję się, bo wiem, że nasze siły zwyciężą – mówi sześćdziesięciokilkulatek, kończąc słowami „Chwała Ukrainie!”.
Zawołanie „Slava Ukraini” ukazuje fenomen, który od początku wojny można zaobserwować w całym mieście: patriotyzm, czasem do przesady. Wszędzie widać ukraińskie flagi, a kilka minut słychać hymn narodowy; w sklepie, w samochodzie czy po prostu na ulicy.
Życie w nowej rzeczywistości
Sytuacja w zachodniej Ukrainie jest stosunkowo spokojna od początku rosyjskiej inwazji. Wojna jednak nie ominęła całkowicie miasta. 18 kwietnia zginęło siedem osób w serii ataków lotniczych, które według Rosji były wymierzone w instalacje wojskowe. Co najmniej jedenaście osób zostało rannych.
Wśród rannych był trzyletni Artem. Jego rodzice uciekli z prawie zniszczonego Charkowa na wschodzie kraju, aby zapewnić synowi lepszą przyszłość. Jednak w poniedziałek syreny w mieście zawyły pięć razy w ciągu 24 godzin, przypominając wszystkim, że to nie są zwykłe czasy.
We Lwowie nie ma podziemnej kolei, ale jest wiele bunkrów. Piwnice nowocześniejszych budynków już zostały wyposażone w funkcjonujące repliki świata zewnętrznego – krzesła, ławki, a czasem nawet kuchnię. Panika została opanowana. Ludzie po prostu udają się do najbliższego podziemnego schronu. Niektórzy przychodzą w grupach, inni pojedynczo. Niektórzy mieszkają w danym budynku, inni właśnie przechodzili obok, gdy włączył się alarm.
Wszyscy starają się czymś zająć na czas alarmu, który może potrwać kilka minut lub kilka godzin. Gdy jest noc, niektórzy przynoszą ze sobą śpiwór, zaś inni – termos i książkę. To nowa rzeczywistość, do której przyzwyczaili się Ukraińcy.
Tysiące nowych uchodźców dziennie
Kolejnym niemym świadkiem czasów jest główny dworzec kolejowy miasta, oddalony zaledwie kilka minut jazdy od centrum. Monumentalny secesyjny budynek stał się symbolem ciężkiego losu Ukraińców uciekających przed wojną.
Za imponującymi drewnianymi drzwiami, które zdobią wejście, dworzec stał się centrum cierpienia, łez i zrujnowanych marzeń. Dzień i noc przez stację płyną tłumy ludzi w poszukiwaniu lepszego życia. Od początku wojny przybywają tu kobiety, dzieci i osoby starsze z regionów, gdzie toczą się najcięższe walki. Z każdego pociągu wysiadają kolejni ludzie, osłabieni i straumatyzowani przez to, co przeżyli, przywożąc ze sobą historie o pozostawionych ludziach i zniszczonych domach.
Ludność miasta, która liczyła niewiele ponad 700 000 osób, od 24 lutego znacznie wzrosła. W ciągu prawie dwóch miesięcy od rozpoczęcia wojny do miasta przybyły setki tysięcy uchodźców. Według niektórych szacunków liczba mieszkańców uległa potrojeniu. Z danych Agencji ONZ ds. Uchodźców wynika, że w Ukrainie jest 7,1 mln wewnętrznych uchodźców. Pięć milionów osób znalazło schronienie w krajach sąsiednich.
„Dajcie Ukraińcom żyć“
Vira należy do uchodźców wewnętrznych. Starsza kobieta zalewa się łzami. Właśnie przyjechała z Łymania w obwodzie donieckim, gdzie toczą się walki: „Dwa dni temu nasza wioska została zbombardowana i musieliśmy uciekać. Nie wiem, co powiedzieć, oprócz tego: dajcie Ukraińcom żyć. Nikt nie popiera tej wojny. Nasze dzieci przez cały dzień chowają się w piwnicy. Nie ma światła, nie ma połączenia z Internetem. Nie wiemy, co będzie dalej, ani co jeszcze możemy zrobić”.
Vira ma szczęście. Zatrzyma się u swojej córki, która mieszka niedaleko Lwowa. Jednak wielu z tych, którzy przybywają do Lwowa, nie wie, co zrobić i nie widzi perspektyw. Wszyscy mają nadzieję, że pewnego dnia wrócą do domu. Teraz jednak w Ukrainie nigdzie nie jest bezpiecznie, ani dla mieszkańców Lwowa, ani dla uchodźców.
Autorka: Emmanuelle Chaze