Policja boi się tu zapuszczać. Gangi przejmują dzielnice
13 lipca 2015- Wystarczy, że w dzielnicy Marxloh w Duisburgu zaparkujemy radiowóz, a wokół niego od razu zbierają się gapie. Ostatnio wysyłamy też coraz więcej radiowozów do wsparcia funkcjonariuszy, którzy są atakowani podczas rutynowych konrtoli – mówi Focusowi-Online przedstawiciel policji w Duisburgu.
Klany i gangi imigrantów, którzy osiedlili się w tej okolicy, walczą między sobą o wpływy i nie uznają policji za władzę na „swoim” terenie. Typowy przykład to sytuacja z 29 czerwca br., właśnie z Duisburga-Marxloh: dwaj policjanci zatrzymali do kontroli samochód, a po chwili jeden z nich już leżał na ziemi, powalony przez członków libańskiego gangu. Drugi wybronił się dzięki wyciągniętej broni i szybkim wsparciu kolegów.
No-go-areas
Jak pisze „Focus”, takie sytuacje to w tej okolicy już rutyna. Oprócz Duisburga podobne problemy są w niektórych dzielnicach Essen, Dortmundu i Kolonii.
- Libańskie, tureckie, rumuńskie i bułgarskie gangi rywalizują tu między sobą o władzę na ulicy. I ustalają własne reguły, według których policja nie ma tu nic do gadania – przyznaje Arnold Plickert, przewodnicząacy związku zawodowego policjantów w NadreniiPółnocnej- Westfalii. W tych dzielnicach są już tzw. no-go-areas - obszary, na które policjanci zapuszczają się tylko, jeśli muszą i to w licznych grupach.
Potwierdza to Peter Elke z policji w Essen. Przyznaje, że także w jego mieście funkcjonariusze coraz częściej narażeni są na agresję i ataki podczas wykonywania swojej pracy: – Czasem kontrolowane przez nas osoby wzywają innych na pomoc. Wtedy dosłownie w kilka minut przeciw policjantom staje chmara ludzi.
Czasem policja po prostu ucieka
- Bandy czy rodzinne klany testują, na ile mogą sobie pozwolić. Próbują też przejmować kontrolę nad dzielnicami. Jedyny sposób, by z tym walczyć, to działać rygorystycznie i konsekwentnie – dodaje Elke.
Policja w Zagłębiu potrzebuje też więcej funkcjonariuszy, by skuteczniej walczyć z przestępcami – a tych brakuje zwłaszcza latem, gdy na ulicach więcej się dzieje.
- Gangi wiedzą, że policja w ich dzielnicach nie ma więcej sił, jeśli po ataku na pojedynczych funkcjonariuszy nie jest w stanie natychmist wysłać 5-10 radiowozów wsparcia. Dla nich to gra – mówi Plickert. Dlatego w szczególnie niebezpiecznych miejscach, jak Marxloh w Duisburgu, w momentach kryzysowych, funkcjonariusze po prostu ratują się ucieczką.
Rząd landu nie widzi problemu
Plickert przyznaje, że obawia się w Niemczech powstania gett, gdzie rządzą przestępcy, a zwykli ludzie boją się zapuścić.
Takiego problemu nie widzi natomiast ministerstwo spraw wewnątrznych Nadrenii Północnej-Westfalii. - No-go-areas? W Nadrenii takich nie ma – uważa rzecznik resortu Ralf Jäger. Choć, jak przyznaje, w niektórych mistach pojawiają się „problematyczne relacje”. – I tam policja jest bardziej obecna – dodaje rzecznik.
Policja radzi sobie po swojemu. Elke: – Problemy duisburczyków to nasze problemy. Kiedy oni potrzebują wsparcia, wysyłamy tam ludzi z Essen. Oni się odwdzięczają. Inaczej się nie da.
opr. Monika Margraf