Niemcy. Dane osobiste w sieci są święte
16 października 2022Zanim zbesztacie mnie za sam nagłówek, podkreślę, że w pełni popieram starania, by chronić swoje dane osobowe i mieć kontrolę nad tym, jak są one wykorzystywane przez organizacje, firmy czy rządy.
Na przykład koncern Apple jest obiektem ostrej krytyki europejskich obrońców prywatności, których zdaniem firma stosuje oprogramowanie śledzące zachowanie użytkowników iPhone’ów. Europejskie Ośrodek Praw Cyfrowych NOYB z Wiednia (NOYB to skrót od „none of your business”, „nie twój biznes”) zwrócił się nawet do organów ochrony danych osobowych w Niemczech o zbadanie legalności unikalnych kodów, które ich zdaniem służą śledzeniu użytkowników bez ich wiedzy i zgody, co jest praktyką zakazaną na mocy RODO – surowych przepisów Unii Europejskiej dotyczących prywatności (chodzi o stosowane przez Apple’a kody IDFA, czyli Identifier for Advertisers, identyfikator dla reklamodawców, które umożliwiają dostarczanie treści reklamowych dostosowanych do profili odbiorców – przyp.).
Jeśli jednak pochodzisz z kraju, w którym zasady ochrony danych nie są aż tak surowe, w Niemczech czeka cię spora niespodzianka.
Szok: Jo Hannes to nie jest imię i nazwisko
Prawie wszyscy moi niemieccy przyjaciele używają pseudonimów na Facebooku, Twitterze czy Instagramie, o ile oczywiście w ogóle korzystają z tych aplikacji. Niektórzy zastępują swoje imiona i nazwiska najdzikszymi kombinacjami słownymi, podczas gdy inni posługują się na przykład nazwami powstałymi przez rozbicie prawdziwego imienia na dwa słowa. Tak jak moja bliska przyjaciółka Chris Tina, czy mój sąsiad Alex Ander.
Gdy podczas wizyty w USA w 2007 roku otwierałam swoje konto na Facebooku, miałam być może błędne wrażenie, że ta platforma społecznościowa ma pomagać w utrzymywaniu kontaktu z ludźmi już w jakiś sposób sobie bliskimi. Kompletną zagadką było i nadal jest dla mnie to, dlaczego niby miałabym ukrywać własne nazwisko przed rodziną czy znajomymi z liceum. Ale z czasem pojęłam, czemu niektórzy Niemcy mimo wszystko się na to decydują.
– Dla mnie problemem nie jest, czy Facebook znajdzie informacje o mnie, bo zapisałam się tam korzystając z adresu e-mail, którego nie używam – mówi mi via Telegram 34-letnia Isa Belle, niemiecka nauczycielka z Kolonii, prosząc, by nie używać jej pełnego nazwiska, bo właśnie prowadzi kurs dla kilkudziesięciu uczestników.
– Nie chcę, by znaleźli mnie na tych platformach moi studenci i na przykład dokuczali mi w jakiś sposób. Albo moi przyszli pracodawcy – wyjaśnia. – Chcę po prostu utrudnić ludziom tropienie mnie w sieci i uzyskiwanie wglądu w moje życie prywatne.
Czemu się kryć? A czemu nie?
Gdy temat ochrony danych pojawia się w rozmowach z rodziną lub przyjaciółmi w mojej izraelskiej ojczyźnie, wielu często zbywa go twierdzeniem, że „jeśli ktoś chce uzyskać jakieś informacje o tobie, tak czy owak je zdobędzie.”
Niektórzy nawet wolą ułatwiać firmom dostęp do swoich danych. – Jeśli mam być bombardowana reklamami, niech to już będzie coś, co mnie zainteresuje – wyjaśniła moja stara znajoma, gdy rozmawiałem z nią o tym artykule.
Ale reklamy to tylko jeden z kilku powodów, na które Niemcy są uczuleni. Jasne, reklam w sieci nie da się uniknąć. Ale dlaczego dobrowolnie ułatwiać firmom dostęp do naszych portfeli?
Philipp Hermann, 32-letni informatyk z Berlina, z dumą mi mówi, że nie ma profili na Facebooku czy Instagramie. A reklamy w sieci drażnią go wyjątkowo. – Ludzie myślą, że są na nie uodpornieni. Że w najgorszym wypadku skuszą się na jedną lub dwie rzeczy więcej niż planowali. Kompletnie nie zdają sobie sprawy z tego, o ile więcej w końcu kupują – mówi.
Jako ktoś, kto pracuje w branży IT (technologii informacyjnych) Philipp Hermann przyznaje, że w kwestii udostępniania danych osobowych jest być może bardziej wrażliwy niż większość ludzi. I to nie tylko dlatego, że może to prowadzić do impulsywnych zakupów. Jemu, jak i wielu innym, chodzi o to, by swoje sprawy zachować tylko dla siebie tak bardzo, jak to tylko możliwe. – Każdemu, kto by mnie spytał, czemu się kryć, chciałbym odpowiedzieć pytaniem przeciwnym: A czemu nie? Zwłaszcza w świetle tego, co niektóre rządy robią z naszymi informacjami – podsumowuje.
Więcej niż wycieki danych
Z zażenowaniem przyznaję, że według Google’a wiele moich haseł „zostało ujawnionych w naruszeniu wykrytym u stron trzecich”. Dlatego zawsze szanowałam decyzje moich niemieckich przyjaciół i kolegów, którzy się zabezpieczali przed takimi wyciekami i innymi naruszeniami.
Nie przypuszczałam, że niektórzy mogą ponieść jeszcze poważniejsze konsekwencje. – Jedna z moich przyjaciółek jest aktywistką. A jej dane zostały opublikowane na neonazistowskich forach – zdradza Hermann. – Musiała zmienić numer telefonu, a przez pewien czas rozważała nawet wyprowadzkę z mieszkania, w którym byli też inni współlokatorzy, z obawy o ich bezpieczeństwo.
Mój inny bliski przyjaciel, imigrant, który bardzo zdecydowanie wypowiada się na rozmaite tematy społeczne, jest stale nękany przez jednego ze swoich sąsiadów, który sprawdził go na Facebooku i zauważył, jak bardzo różnią się ich poglądy polityczne. Ten sam sąsiad dotarł już także do mojego profilu.
– Nie chodzi tylko o taką czy inną reklamę, o to, kto i w jakich celach dobiera się do moich danych – mówi Isa Belle. – Ponieważ sama nie potrafię się tego dowiedzieć, kieruję się zasadą, że im mniej firm wie o mnie, tym lepiej.
Oni nie są nieuprzejmi. Oni są tylko ostrożni
Około miesiąca po poznaniu się z moim obecnym partnerem (Niemcem), próbowałam dodzwonić się do niego przez (prawdziwy) telefon, ponieważ nie miałam wystarczającego zasięgu internetowego, żeby skorzystać z Telegramu, WhatsAppa, czy FaceTime’a. I wtedy dowiedziałam się, że ten numer nie jest aktywny.
Zdałam sobie sprawę, że przez cały czas wysyłałam do niego wiadomości i dzwoniłam przez różne aplikacje na numer, którego używał wyłącznie do randek online. I choć znaliśmy się od miesiąca lub dłużej, najwyraźniej nie znalazł dość czasu, by dać mi swój „prawdziwy” numer.
– Kiedyś miałem stalkera! – powiedział, gdy ze łzami w oczach zagroziłam mu, że poważnie rozważam rozstanie. – Nigdy nie wiadomo, kto buszuje w tych aplikacjach! – odpowiedział, próbując odzyskać moje zaufanie.
Nasz związek jakimś cudem przetrwał. Ja się jednak nie przekonałam do podawania nowym znajomym innego numeru niż ten prawdziwy. On zaś nadal podaje numer „fałszywy”, nawet gdy chodzi o obiecujące rozmowy o pracę. Musiałam więc zaakceptować, że ta praktyka nie jest skierowana przeciwko mnie osobiście.
Jak na razie zachowam więc prawdopodobnie na swoich kontach społecznościowych i prawdziwe nazwisko, i swój adres e-mailowy. Ale po sześciu latach spędzonych tutaj przynajmniej mogę powiedzieć, że trochę lepiej rozumiem wstrzemięźliwość Niemców pod tym względem.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>
Więcej o Niemcach i codziennym życiu w Niemczech można znaleźć na www.dw.com/meetthegermans oraz na YouTube. Mamy też nowe konto na Instagramie: https://www.instagram.com/dw_meetthegermans/@dw_meetthegermans.
Ten artykuł został po raz pierwszy opublikowany w 2021 roku.