Niemcy: dyskusja o pomniku dla Polaków nabiera tempa
16 stycznia 2019Dyskusja o godnym upamiętnieniu w stolicy Niemiec polskich ofiar niemieckiej wojny i okupacji w latach 1939 – 1945 toczy się od wielu lat. Nowej dynamiki nadała tej dyskusji obywatelska propozycja budowy takiego pomnika przedstawiona publicznie 15 listopada 2017 roku z inicjatywy Floriana Mausbacha - emerytowanego szefa Federalnego Urzędu Budownictwa i Zagospodarowania Przestrzennego.
W odróżnieniu do wcześniejszych, raczej abstrakcyjnych pomysłów, Mausbach i inni zwolennicy tego projektu zaproponowali konkretną lokalizację monumentu w symbolicznym miejscu – na Placu Askańskim w centrum Berlina, nieopodal ruin zburzonej w czasie wojny stacji kolejowej.
Debata o pomniku nabiera tempa
Propozycja Floriana Mausbacha spotkała się z szerokim oddźwiękiem w niemieckim społeczeństwie. Apel do Bundestagu w sprawie wzniesienia pomnika ku czci Polaków podpisało wielu niemieckich polityków, naukowców, działaczy społecznych i dziennikarzy. Nie wszystkim jednak pomysł się spodobał. Nie brak głosów, że Niemcy powinni uczcić wspólnie wszystkie ofiary niemieckiej wojny na Wschodzie – nie tylko Polaków, lecz także Rosjan, Ukraińców czy Białorusinów.
W niemieckich mediach toczy się debata o zaletach i wadach odrębnego upamiętnienia Polaków. Do dyskusji włączyła się Topografia terroru – jedna z najbardziej znanych niemieckich placówek muzealnych poświęconych historii III Rzeszy.
Dyskusja w Topografii terroru
We wtorek wieczorem w Topografii terroru doszło do trzeciej już dyskusji poświęconej problematyce upamiętnienia w Niemczech wschodnioeuropejskich ofiar niemieckich zbrodni.
Dyrektor Topografii terroru Andreas Nachama podkreślił, że jego placówka, znajdująca się w miejscu, gdzie w czasie wojny mieścił się nazistowski ośrodek terroru – Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy, od chwili powstania w 1987 roku poświęcał dużo miejsca zbrodniom popełnionym na Polakach, którzy byli pierwszymi ofiarami niemieckiej agresji.
Nachama przypomniał o wystawie poświęconej Powstaniu Warszawskiemu zorganizowanej w lecie 2014 roku, a otwartej przez ówczesnych prezydentów Bronisława Komorowskiego i Joachima Gaucka.
Julia Obertreis ze Stowarzyszenia Historyków Europy Wschodniej zwróciła uwagę na silne zastrzeżenia wobec „zawężania pamięci do jednego narodu”. „Dylemat brzmi: pamięć o jednej grupie narodowej, czy pamięć przekraczająca granice krajów, pamięć nadgraniczna” – mówiła Obertreis, nie rozstrzygając, który projekt preferuje. Jak przyznała, zdania wśród niemieckich historyków zajmujących się Europą Wschodnią są podzielone. Zwróciła uwagę, że wojna rosyjsko-ukraińska w Donbasie utrudnia wspólne upamiętnienie ofiar II wojny światowej.
Pamięć narodowa czy dialog?
Aleida Assmann z uniwersytetu w Konstancji wskazała na konflikt między pamięcią narodową, a pamięcią opartą na dialogu. Ta pierwsza ogranicza się do pamięci o własnych zwycięstwach i wyparciu porażek w celu tworzenia mitów, które wzmacniają własną tożsamość – mówiła niemiecka historyk uznawana za czołową ekspertkę od polityki pamięci. „W Paryżu mam wiele stacji metra przypominających o zwycięstwach Napoleona, jak choćby Jenę czy Austerlitz, ale próżno by szukać stacji Waterloo. Stację o takiej nazwie znajdziemy natomiast w Londynie” – zauważyła. Pamięć dialogowa „uwzględnia cierpienie przeciwnika” i włącza je do tej pamięci – tłumaczyła Assmann.„Podczas gdy pamięć o zbrodniach na Żydach stała się integralnym elementem niemieckiej świadomości, to inne grupy ofiar pozostają nadal z tej świadomości wykluczone” – mówiła historyk, podając Polaków jako przykład.
Jej zdaniem każdy Niemiec wie o zniszczeniu Drezna przez alianckie lotnictwo, natomiast wiedza o zniszczeniu Warszawy w odwecie za Powstanie Warszawskie nie weszła do niemieckiej świadomości. Niemcy nie wiedzą, że oprócz 3 mln polskich Żydów zginęły też 3 mln Polaków niebędących Żydami, ani też, że zbrodnie wojenne nie rozpoczęły się w 1941 roku, od napadu na ZSRR, lecz już w 1939 roku.
Zdaniem Assmann „pomnik dla Polaków” może przyczynić się do wypełnienia luk w niemieckiej pamięci narodowej i sprawić, że pamięć ta stanie się bardziej „dialogowa”. Jak dodała, taki pomnik miałby sens tylko wtedy, gdyby był połączony z ośrodkiem informacyjnym o Polsce.
Historyk z Konstancji zwróciła uwagę, że Europa stała się ostatnio dla polskich władz „symbolem wroga”, co może utrudnić powstanie pomnika. „Historyczna prawda nie może być przywilejem nauki, lecz musi mieć miejsce w miejscach publicznych – muzeach i filmach” – zaznaczyła Assmann.
Joachim Boehler z Jeny podkreślił, że wszystkie polsko-niemieckie aspekty historii II wojny światowej są dobrze zbadane, problemem jest natomiast upowszechnienie tej wiedzy w społeczeństwie. „Nieżydowskie ofiary wojny nie są obecne w niemieckiej świadomości” – przyznał. „Wiedza istnieje, ale nie dociera ona tam, gdzie byśmy chcieli”.
Niemiecki historyk zwrócił uwagę, że powszechnie znana jest francuska miejscowość Oradour sur Glane, gdzie w 1944 roku niemieccy żołnierze wymordowali ponad 600 osób. „W Polsce istnieją setki takich miejscowości, lecz nikt o nich nie wie” – powiedział Boehler.
Historyk z Jeny opowiedział się za wzniesieniem pomnika dla Polaków, którzy są sąsiadami Niemiec. Pomnik dla wszystkich Słowian „nie byłby właściwie zrozumiany” – argumentował.
Zdaniem polityka SPD Markusa Meckela pomnik nie jest lekarstwem na brak wiedzy, zaś budowa pomnika dla Polaków doprowadzi do lawiny podobnych postulatów ze strony innych narodów. „Potrzebne jest nowoczesne muzeum” – uważa socjaldemokrata zaangażowany w niemiecko – polski dialog.
Lewica forsuje pomysł „pomnika dla wszystkich Słowian”
Klub parlamentarny partii Lewica (Die Linke) opracował wniosek, w którym wzywa niemiecki rząd do utworzenia w Berlinie „centralnego miejsca pamięci” o wszystkich ofiarach nazistowskiej wojny w Europie Wschodniej. Autorzy uważają, że dyskusja o upamiętnieniu poszczególnych grup ofiar nie może pomijać całościowego kontekstu, jakim była „mordercza ideologia” traktująca wszystkich Słowian jak „podludzi”. W tekście nie ma ani słowa o pakcie Ribbentrop-Mołotow.
Wniosek lewicy miał być poddany pod głosowanie w tym tygodniu, został jednak zdjęty w ostatniej chwili z porządku obrad.