"Kradną wszystko: maszyny, samochody, nawet karpie ze stawów"
17 lipca 2012O alarmującej sytuacji na terenach przygranicznych z Polską i Czechami donosi wtorkowe wydanie kolońskiego dziennika Koelner Stadt-Anzeiger. Autor Bernhard Honningfort opisuje cały szereg przypadków, które układają się w łańcuch koszmaru, jaki przeżywają handlowcy, rolnicy, budowlańcy i zwykli mieszkańcy terenów przygranicznych. Ludzie opowiadali mu nieprawdopodobne historie z ostatnich 3-4 lat, za sprawą których ich codzienne życie i praca stały się absurdalne i nieznośne.
Złodziej na skradzionym rowerze
„Lokalna gazeta Zittauer Zeitung codziennie pełna jest policyjnych doniesień o kradzieżach: włamaniu do komórki przy ulicy Chopina, skąd skradziono górski rower i inne przedmioty - wartość szkody 9650 euro. Tuż obok statystyka kradzieży samochodów za pierwsze półrocze 2012: 96 kradzieży i 87 prób kradzieży w Żytawie, 50 kradzieży i 48 prób w Budziszynie, 50 kradzieży i 28 prób w Goerlitz, 31 kradzieży i 11 prób w Hoyerswerdzie. Na następnej stronie notatka o czeskim złodzieju samochodów, który pomimo przyznania się do czynów dalej pozostaje w areszcie. Tuż obok doniesienia o kradzieży maszyny budowlanej wartości 4000 euro, i poniżej informacja policji o odnalezieniu wierteł i śrub, które miał przy sobie 34-letni Polak zatrzymany przy Bahnhofsstrasse w Żytawie. Jechał na skradzionym rowerze."
Zasieki z kolczastego drutu
Cały szereg firm budowlanych, dilerzy maszyn rolniczych czy nawet właścicielka butiku z odzieżą twierdzą w rozmowach z dziennikarzem kolońskiej gazety, że ich cierpliwość się skończyła. "Petra Lehmann, prokurystka firmy budowlanej mówi: miarka się przebrała i zarządziła, by cały teren firmy budowlanej okolić drutem kolczastym, jakiego do budowy zasieków używa NATO. Jej firma Osteg prowadzi prace budowlane w Żytawie i okolicach, na styku granic trzech krajów. Tylko w bieżącym roku firma odnotowała 16 przypadków kradzieży na placach budów. Przeciętnie wysokość szkód w ubiegłych latach wynosiła 85 tys. do 100 tys. euro. W tym roku będzie grubo więcej."
Prokurystka opowiada o przypadku szczególnie bezczelnej kradzieży potężnej maszyny budowlanej wartości 50 tys. euro. Ponieważ maszyna wyposażona była w czujnik GPS na ekranie biurowego komputera mogła dokładnie śledzić, którędy złodziej jechał tą maszyną w kierunku polskiej granicy. "Zadzwoniła do szefa, na posterunek policji, która powiadomiła polskich kolegów. Ale dopiero w południe następnego dnia, po 15 godzinach, znaleziono maszynę porzuconą w lesie, 50 km od miejsca kradzieży, pomimo, że pani Lehmann z dokładnością co do minuty informowała, dokąd maszyna jedzie. To jest przecież nie do pojęcia, pomstuje szef firmy Osteg. Niemieccy policjanci mogli działać tylko do pewnego punktu, polskich nie było, tak przecież nie może być. Gdyby ta maszyna nie miała GPS, już dawno byłaby na Ukrainie i nikt nie starałby się jej w ogóle zatrzymać."
Za wcześnie zniesiono kontrole
"Tak nie może dalej być - to zdanie, które słyszy się wszędzie na terenach przygranicznych w Saksonii, Brandenburgii i Meklemburgii - Pomorzu Przednim. W roku 2004 Polska i Czechy weszły do UE, w roku 2007 zlikwidowano kontrole graniczne. "Proszę się popytać - mówi Petra Lehmann. Nie mamy nic przeciwko Polakom, ale w stu procentach jesteśmy za przywróceniem kontroli granicznych".
Kolońska gazeta opisuje także gehennę dilera maszyn rolniczych Michaela Brandinga, który stara się sprzedawać maszyny "zanim nie zostaną wcześniej skradzione. Tu kradną wszystko, przyznaje, i zaznacza jak bardzo czuje się bezradny, bezbronny i wściekły. "Nawet nie wspominam już o samochodach. Chodzi o maszyny rolnicze, maszyny budowlane, traktory czy nawet bydło, rowery, diesel, rynny i karpie ze stawu. Kiedyś chłopi w czasie żniw nocą zostawiali maszyny na polu. Dziś wracają nimi do obejścia i barykadują wjazd. "To jest jakiś obłęd - mówi Branding. Nie ma nic przeciwko Polakom, jedna trzecia jego klientów jest zza polskiej granicy, ale wreszcie coś się musi wydarzyć"!
Władze się starają, ale bezskutecznie
Jak pisze koloński dziennikarz, niemieckie władze nie są zupełnie bezczynne: "Z Poczdamu wysłano na tereny przygraniczne specjalne oddziały policji. Są wspólne polsko-niemieckie patrole, wspólne biura, helikoptery, z których na odległość trzech kilometrów można rozpoznać znaki rejestracyjne. Są specjalne oddziały policji w Brandenburgii i Saksonii i prokuratury zajmujące się zorganizowaną przestępczością. Czego tylko brak, to widocznych sukcesów".
Z tego względu w Loebau we wschodniej Saksonii odbyło się już drugie "Górnołużyckie Forum Bezpieczeństwa", na które przybyło około stu osób. Ludzie zakasali rękawy, zaprosili przedstawicieli władz policyjnych, prokuratury. "Lata całe wszystko upiększano, statystyki świadczyły, że przestępczość spada. Ale zamykano oczy na to, co dzieje się tu, na miejscu. Te statystyki to mydlenie ludziom oczu", cytuje reporter opinię jednego z handlowców.
Skąd pochodzą sprawcy?
Prokurator Wolfgang Schwuerzer z Drezna powiedział, że stolica Saksonii już od dawna jest stolicą kradzieży samochodów. "Nie jesteśmy w stanie uporać się z przestępczą działalnością wschodnioeuropejskich band. To one są największym problemem. Przyjeżdżają tu i kradną na zamówienie. Są to bandy z Polski i Litwy. W internecie przeszukują portale samochodowe, potem wysyłają złodziei, i to nie tylko na tereny przygraniczne - pomimo, że tam jest najłatwiej. Kradną tymczasem także w Portugalii."
Działalność policji i prokuratury nie przynosi żadnego większego skutku. Ludzie wycieńczeni sytuacją domagają się ostrzejszych środków. „Diler samochodów, który nie jest żadnym prawicowym ekstremistą, podżegaczem czy histerykiem, któremu już trzykrotnie kradziono auta, zaznacza, że tak dalej być nie może. Mieszkańcy Grossschoenau grożą już samosądami i chcą tworzyć obywatelskie patrole, tylko brak im młodych mężczyzn." Ostrzega, że sytuacja jest podminowana, bo kończy się zawsze na pustych słowach.
„Ludzie dają upust swojemu rozżaleniu; uważają, że kary dla złodziei są zbyt łagodne, niemieckie więzienia przypominają ,oazy wellnesu', politycy rozkładają ręce, a policjanci nie panują nad sytuacją. Ludzie pytają, jak można było tak szybko otworzyć granice przy tak dużych różnicach w poziomie życia. Nic dziwnego, że ze wschodniej Europy napłynęli złodzieje.
(...) Jeden z uczestników Forum, właściciel sklepu był świadkiem jak na ulicy przed sklepem pobity został jego klient, któremu potem skradziono samochód. ,Chcę mieć broń, powiedział. Chcę żeby było prawo tak jak w Stanach, żebym mógł bronić mojej własności'".
Małgorzata Matzke
red.odp.: Bartosz Dudek