Niemiecka prasa o kongresie CSU: „Wstrząsające przebudzenie“
13 września 2021„Die Welt“ zaznacza: „Gdyby teraz był maj, może wszystko byłoby dla chadecji dobrze. Ale za dwa tygodnie są wybory. Kongres CSU ujawnia fiasko prowadzonej bez pomysłu kampanii CDU. Armin Laschet pozostał wytworem poszeptywań kliki i potakiwań członków zarządu CDU. Potrafi mówić bardziej porywająco niż Scholz, ma wyrazistą mimikę, ma poczucie humoru. To, że do tej pory jest mniej lubiany niż Scholz, jest w sumie absurdalne. Kongres partii CSU stanowi dla CDU/CSU wstrząsające przebudzenie. Pokazuje, jak mogłoby być, gdyby ci ludzie poznali się wcześniej i sobą zainteresowali. Można było się zmusić; i trzeba było”.
„Muenchner Merkur” analizuje: „W polityce prawie zawsze obowiązuje prosta zasada: bądź całkowicie za albo całkowicie przeciw. Lawirowanie pomiędzy nie prowadzi do niczego. Dowodzi tego także partyjna czołówka CSU, która skurczyła się do 20 plus x. Soeder powinien był powstrzymać Lascheta w kwietniu, jeśli uważał, że jest on katastrofalną pomyłką. Albo wspierać go bez jakichkolwiek 'jeśli' czy 'ale'. Dobre argumenty byłyby na rzecz obu; nawet ten, że Soeder byłby tym lepszym. Ale trwające miesiącami nieco wsparcia, nieco krytyki lub ironiczne wtrącenia w przyjaznych wypowiedziach – to pociągnęło CDU za Laschetem w dół. Wielu lokalnych działaczy wyborczych nie wiedziało od tygodni: czy mój kandydat na kanclerza jest traktowany poważnie, czy nie. Dlatego na nadmierną euforię jubileuszowego kongresu CSU jest już za późno. Dwa tygodnie przed wyborami, gdy głosowanie korespondencyjne idzie pełną parą, nie można wymyślić nowej historii o tym, jak i dlaczego w CSU nagle rozpala się miłość do Lascheta”.
„Augsburger Allgemeine“ pisze: „Nie chodzi o to, że kandydat SPD na kanclerza nie daje powodu do ataku. Katastrofa Wirecard, w której zawiódł nadzór finansowy, czy dziesiątki milionów euro przedawnionych dochodów podatkowych z czasów, gdy był burmistrzem Hamburga, to dobra okazja. Laschet jednak zamiast tego woli twierdzić, że Scholz poprowadzi kraj w lewicową otchłań i że w powojennej historii socjaldemokraci zawsze byli po złej stronie, co pod wieloma względami może wzbudzać wątpliwości. Nie jest to powód, by nazwać Lascheta złym populistą czy choćby 'mini-Trumpem'. Kampanie wyborcze opierają się na konfrontacji i umiejętności luzowania”.
„Frankenpost” z Hof zastanawia się: „Kto przed tym weekendem mógłby przewidzieć, że akurat Armin Laschet okaże się tym, kto da CDU i CSU tak bardzo potrzebną im zmianę trendu i je ożywi podczas coraz bardziej niekorzystnej końcówki kampanii wyborczej. Gdyby Laschet okazał się mniej uzdolnionym retorycznie, kongres CSU w Norymberdze w jeszcze mniejszym stopniu wpłynąłby na zmianę nastrojów. Ponowny wybór na szefa CSU Markusa Soedera, który uzyskał jednak tylko 87 procent głosów, i przede wszystkim faktyczne zdemontowanie wiceprzewodniczącej partii Dorothee Baer z jej 69-procentowym poparciem na dwa tygodnie przed wyborami do Bundestagu, nie sprawia wrażenia sygnału wysłanego pod adresem wyborców, że chadecy mają nieograniczone zaufanie do swoich ludzi”.
„Stuttgarter Nachrichten“ zauważa:
„No cóż, wydaje się, że walka wyborcza wreszcie trochę przyspieszyła i zyskała na ostrości. Na pewno na uwagę zasługuje w niej spór o miejsca lokalizacji inwestycji w Niemczech. Inwestycje zawsze związane są z podatkami, daninami, opłatami i emeryturami. Kandydat CDU na kanclerza Armin Laschet ma rację, zarzucając swojemu rywalowi z SPD Olafowi Scholzowi, że obiecuje w tej chwili zbyt dużo pieniędzy na zbyt wiele różnych celów. Tylko skąd wziąć te pieniądze? Z drugiej strony SPD słusznie broni się przed zarzutem, że w koronakryzysie zawsze wybierała nietrafione rozwiązania w polityce gospodarczej. Ciekawe przy tym, że wyliczając swoje sukcesy w kampanii wyborczej, SPD z zażenowaniem przemilcza swój największy sukces w postaci Agendy 2010”.