Niemiecka prasa: "Olaboga! Nasz prezydent sprowokował Putina!"
3 września 2014"Kompletnie bezsensowny jest zarzut Partii Lewicy, jakoby prezydent RFN w swym wystąpieniu na uroczystości na Westerplatte ignorował historię i zagrażał pokojowi światowemu" - pisze "Hannoversche Allgemeine Zeitung". "Polacy dużo bardziej boją się ekspansywnej Rosji niż wielu Niemców. Ma to wiele do czynienia z traumami, jakie nasi sąsiedzi wynieśli z wojny i okresu rozbiorów. Ignorowaniem historii byłoby, gdyby prezydent Niemiec pominął historyczne losy Polaków w tak szczególnym dniu pamięci. W tym punkcie można wyjść z założenia, że idealnie pokrywa się to z polityką rządu Republiki Federalnej. Bezsensowny jest z tego powodu także zarzut, jakoby prezydent ingerował w bieżącą politykę zagraniczną rządu RFN. On tylko sprowadził do klarownego mianownika politykę rządu Merkel, i to nie pierwszy raz".
"Straubinger Tagblatt / Landshuter Zeitung" pisze, że "Prezydent Niemiec przy okazji uroczystości upamiętniającej wybuch II wojny światowej pozwolił sobie na porównanie ze współczesnymi czasami - i bez ogródek powiedział, kto jest za to odpowiedzialny. To było konieczne i miał ku temu pełne prawo. Nie było to ani ingerencją w aktualną politykę, ani nie był to żaden afront wobec niemieckiego rządu. Dał tylko wyraz temu, co teraz tak bardzo porusza ludzi".
"Olaboga! Nasz prezydent sprowokował Putina!" W Polsce, czyli właściwie na przedpolu Rosji, ostrzegał przed 'agresorami' i powiedział, że Niemcy nie będą tolerować 'prawa siły'" - pisze "Muenchner Merkur". "To tak, jakby szef Partii Lewicy Bernd Riexinger nie mógł wyobrazić sobie większego zagrożenia dla pokoju światowego. Nie ma nic lepszego niż socjalistyczna, niezłomna wiara. Kto oczekuje olśnienia z Moskwy i w NATO dostrzega ucieleśnienie zła, dla tego już prezydent Niemiec jest podżegaczem wojennym, kiedy upomina o poszanowanie prawa międzynarodowego. W takim szydzeniu sobie z Gaucka europejska pra-lewica podaje sobie rękę z nową, wrogą nowoczesności prawicą, gloryfikując silnego wodza Rosji, bo daje on mięczakowatym, zachodnim demokratom poczuć silną rękę".
"Reutlinger General-Anzeiger" pyta: "Jak dalece powściągliwy musi być ktoś sprawujący najwyższy urząd w państwie? Na co może sobie politycznie pozwolić? Czy przejmuje już rolę ministra spraw zagranicznych albo kanclerza? Nie ma takich obaw. Wręcz przeciwnie. To wygląda trochę na podział pracy. Ani Gauck ani Merkel nie robią tego, czego niektórzy oczekiwaliby od Niemiec: że założą ręce, będą milczeć i zachowywać się tak, jakby to wszystko ich w ogóle nie obchodziło".
"Offenburger Tageblatt" podkreśla, że "Prezydent Gauck lubi mówić rzeczy wprost. Niektórym rusofilom może się to tym razem nie podobać. Ale pomimo tego wypowiedzi Gaucka trafiają w sedno prawdy. Tak, Rosja pożegnała się już z partnerstwem z Zachodem. Tak więc Zachód musi dopasować swoją politykę, gospodarkę i gotowość obronną do nowych warunków. Nie ma innej drogi, niezależnie od tego, jak bardzo całe towarzystwo z Partii Lewicy będzie nadskakiwać Putinowi".
"Trierischer Volksfreund" zaznacza, że "Minister obrony Ursula von der Leyen już dawno zaczęła torować drogę nowej, geopolitycznej odpowiedzialności Niemiec. Minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier też uderza w ten sam dzwon. A Angela Merkel nie dalej jak w poniedziałek w Bundestagu jednoznacznie wyjaśniła, że wciąż będą pojawiać się sytuacje, w których poskutkują tylko środki militarne. 'Kultura powściągliwości', którą swego czasu Merkel podniosła wraz z ministrem spraw zagranicznych Guido Westerwellem do rangi doktryny, i która kulminowała w kontrowersyjnym wstrzymaniu się od głosu w Radzie Bezpieczeństwa ws. Libii, to już zamierzchła przeszłość. Wyraźna zmiana paradygmatu flankowana i wspierana jest obecnie także przez prezydenta".
opr. Małgorzata Matzke