Niemiecka prasa: Wotum zaufania, symptom porażki kanclerza
17 grudnia 2024Komentator dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung" zauważa, że: „Kanclerz chciał przegrać wotum zaufania, ale nie chciał zejść z boiska jako przegrany. Dlatego też przed głosowaniem nie tylko pozytywnie ocenił swoje rządy i (...) obiecał różne rzeczy w przypadku reelekcji, ale także nie szczędził oskarżeń pod adresem „sabotażystów” z FDP. (...) Ale nawet kontrkandydat Scholza, Merz, nie postrzegał debaty jako requiem dla koalicji rządowej. Nawet Habeck, który zaczął od od rutynowej autorefleksji, wpadł w furię, gdy mówił o programie wyborczym unii partii chadeckich. Ten ostatni akt porażki miał się zakończyć przytupem. Resztka koalicji nie chciała wejść w przerwę świąteczną z podwiniętymi ogonami, a opozycja nie chciała śpiewać „Cichej nocy”.
Dziennik „Süddeutsche Zeitung" zaznacza, że w swojej długiej historii „Bundestag nauczył ludzi, że sesje sklasyfikowane jako historyczne niekoniecznie skutkują przemówieniami, które przejdą do podręczników historii. Ponieważ wotum zaufania kanclerza Olafa Scholza nie tylko zwiastowało koniec jego rządu, ale także oznaczało początek kampanii wyborczej, nie można było oczekiwać niczego innego, jak właśnie tego, czyli kampanii wyborczej.
Czołowi politycy pozostali wiernymi sobie; zgodnie z oczekiwaniami były usprawiedliwienia i wzajemne, czasem jadowite ataki. Pod koniec swojego przemówienia, nie obfitującego w niespodzianki, kanclerz Olaf Scholz w odpowiedni sposób przeformułował jednak kwestię zaufania . Mówił o »większym zaufaniu do naszej demokracji«”. (...)
To dopiero szósty raz, kiedy kanclerz wystąpił z wnioskiem o wotum zaufania. To może przejść do historii. Bardziej decydujące jest jednak to, co nastąpi po przegranym głosowaniu. Partie będą podczas kampanii wyborczej obiecywać ludziom decyzję w sprawie kierunku polityki. Przyszłość Niemiec zależy jednak od tego, czy demokraci zjednoczą się po wyborach".
„Die Welt”: Scholz pójdzie w ślady Schrödera?
Komentator dziennika „Die Welt” przypomina, że po Willy Brandtcie i Gerhardzie Schröderze Olaf Scholz „jest trzecim kanclerzem SPD, który celowo chciał przegrać głosowanie nad wotum zaufania, aby utorować sobie drogę do nowych wyborów i wyjść z nich silniejszym. Plan Brandta zadziałał, plan Schrödera nie powiódł się w 2005 roku. Jest bardziej prawdopodobne, że Scholz pójdzie w ślady Schrödera.
Scholz tylko przelotnie podsumował osiągnięcia koalicji. Rozpadła się ona z powodu „sabotażu ze strony własnego partnera”, FDP. Sukcesy koalicji? Zapomnij o tym. To nie było niezdarne. A potem chodziło już tylko o kampanię wyborczą i atak na hamulec zadłużenia. Główne przesłanie Scholza: »W ostatnich latach inwestycje były niewystarczające. Musimy pociągnąć za dźwignię«”. Innymi słowy, zaciągnąć długi. Taktycznie jest to sprytne - na pierwszy rzut oka. CDU/CSU nalega na hamulec zadłużenia, ale nie potrafi dobrze wyjaśnić, w jaki sposób zamierza dokonać niezbędnych inwestycji".
Dziennik „Handelblatt" analizuje: „Jest coś dziwnego w całym tym procesie: kanclerz występuje o wotum zaufania po to, by je przegrać. Innymi słowy, Olaf Scholz chce wykorzystać nieufność parlamentu, aby zdobyć na nowo zaufanie wyborców w nadchodzących wyborach powszechnych. Zaufanie do czego?
Gdyby tylko miał ten jeden wielki pomysł na to, dokąd chce poprowadzić kraj. Ale zamiast tego jest wielka polityczna pustka. Ostatni polityczny wysiłek kanclerza wyczerpał się w złudnej nadziei, że „biznes jak zwykle” może być jednak możliwy. Tak więc to wotum zaufania jest przede wszystkim symptomem porażki tego kanclerza. Ale także głębokiego kryzysu, którego doświadcza obecnie największa gospodarka Europy. W końcu kanclerz nie jest jedyną osobą, która cierpi z powodu politycznego kryzysu. Cierpi całe polityczne centrum Republiki".
Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>