Niemiecka prasa: "Zabawa ogniem koło bliskowschodniej beczki prochu"
30 sierpnia 2013„Straubinger Tagblatt / Landshuter Zeitung" pisze o stanowisku Niemiec:
„Republice Federalnej nie uda się tak całkiem trzymać na uboczu. Ostatnie głosy z Urzędu Kanclerskiego pokazują, gdzie Niemcy chcą się angażować: w logistycznym wsparciu sojuszniczych oddziałów i w pomocy humanitarnej. Merkel wzywa Niemców, by uprzejmie przyjmowali uchodźców z Syrii. Jest to eleganckie rozwiązanie, które sprawdziło się już w przeszłości: z jednej strony Niemcy się angażują, ale faktycznie nie biorą czynnego udziału".
Berliński „Tagesspiegel" zwraca uwagę na rolę Rosji w konflikcie syryjskim pisząc: „Pomimo wszystko prezydent Rosji zbija kapitał na kryzysie w Syrii, ustawiając coraz bardziej swój kraj jako przeciwwagę do Stanów Zjednoczonych. Rezygnacja z weta na forum Rady Bezpieczeństwa oznaczałaby w tej logice ustąpienie pod naciskiem Ameryki, co byłoby oznaką słabości. Żadne to mocarstwo, ale wciąż jeszcze przeciwbiegun do USA: tak wygląda najmniejszy wspólny mianownik putinowskiej polityki zagranicznej. Także z tego względu, klucz do rozwiązania syryjskiego konfliktu nie leży w Moskwie".
„Muenchner Merkur" zaznacza, że „Celem »gorliwych« z Londynu i Waszyngtonu nie jest nawet obalenie dyktatora, tylko jego osłabienie i zastraszenie. Bankructwem dyplomacji można właściwie określić fakt, że tego minimalnego celu nie dało się osiągnąć już przed rokiem poprzez energiczne naciski polityczne. Pomimo setek tysięcy zabitych w syryjskim konflikcie dyplomacja pozostała zastraszająco pasywna. Jeszcze jest czas, by to nadrobić, zanim nie zacznie się zabawa ogniem koło bliskowschodniej beczki prochu".
„Nuernberger Nachrichten" pisze: „Niektórzy zwolennicy ataku na Syrię argumentują, że jeżeli Zachód teraz nie zareaguje militarnie na przekroczenie »czerwonej linii« nakreślonej przez Obamę, straci on wszelką wiarygodność. Za przeproszeniem, ale wojny są zbyt poważną sprawą, aby bawić się w takie psychogry. Były sekretarz generalny NATO Javier Solana powiedział, co jest największą klęską: już przed rokiem należało bardziej energicznie szukać rozwiązania dyplomatycznego. Ale regionalna konferencja, w której powinny były wziąć udział Rosja, Arabia Saudyjska, Katar i Iran nie odbyła się do dzisiaj. Kiedy inspektorzy ONZ przedłożą swoje raporty, trzeba będzie umieścić ją jak najwyżej na agendzie".
„Handelsblatt" zaznacza, że „Na przykładzie Syrii widać, jak nierówna jest polityka Erdogana. Przed długi czas umizgiwał się on do despoty z Damaszku, nazywając go »przyjacielem« i »bratem«, po to, by na początku konfliktu stanąć po stronie opozycji. A ponieważ tak szybko nie spełniły się nadzieje na rychłe obalenie Baszara al-Asada, od tygodni Erdogan nawołuje do wojskowej interwencji Zachodu. Ale w ten sposób Turcja, mająca 822 kilometry wspólnej granicy z Syrią, która już dała schronienie półmilionowej rzeszy syryjskich uciekinierów, mogłaby zostać jeszcze głębiej wciągnięta w ten konflikt. Starania syryjskich Kurdów, by na granicy z Turcją stworzyć autonomiczną strefę, zagrażają ponadto zabiegom Erdogana o pokojowe zażegnanie konfliktu kurdyjskiego. Tym projektem chciałby on zapisać się na kartach historii".
Małgorzata Matzke
red. odp.: Bartosz Dudek