Historyk: Pamięć o polskich ofiarach jest uzasadniona
4 stycznia 2022Nawiązując do pierwszej publicznej wizyty nowej minister stanu ds. kultury Claudii Roth w Miejscu Pamięci Obozu Koncentracyjnego w Buchenwaldzie, Magnus Brechtken stwierdziłl że „od kilku lat mamy problem z tym, że są ludzie, którzy ignorują ustalenia naukowe". Jak dodał, „widać to w debacie na temat koronawirusa, ale także w dyskusji o wydarzeniach historycznych”. Musimy się przed tym bronić – ostrzegł Brechtken. Uważa on, że pracownicy naukowi i demokratyczna opinia publiczna muszą się sprzeciwiać wszelkim próbom pisania historii na nowo. − Dlatego z wielkim zadowoleniem przyjmuję fakt, że nowa minister stanu ds. kultury czyni z tego temat i udaje się do takich miejsc jak Buchenwald, gdzie mój kolega historyk Jens-Christian Wagner (kierownik Miejsca Pamięci Obozu Koncentracyjnego Buchenwald) musi radzić sobie właśnie z tym problemem, tzn. z ludźmi, którzy kwestionują podstawy jego pracy − podkreślił ekspert.
Początki debaty o narodowym socjaliźmie
Naukowiec ustosunkował się także do przytoczonej przez KNA opinii 67-letniego historyka Martina Sabrowa, według którego od lat 80. w Niemczech Zachodnich dominuje „myślenie historyczne zaangażowane w krytyczne uświadamianie”. Jednocześnie Sabrow uznał to za osiągnięcie swojego pokolenia. Brechtken nie zgodził się z tym. Według niego, debata na temat narodowego socjalizmu rozpoczęła się jeszcze przed rokiem 1945. Zwłaszcza w USA i Wielkiej Brytanii, zastanawiano się, dlaczego w ciągu dwóch pokoleń z Niemiec rozpoczęto kilka europejskich wojen: od wojen założycielskich Cesarstwa Niemieckiego w latach 1864-1871 do I i II wojny światowej. Zdaniem Brechtkena, bezpośrednio po 1945 r. pytanie to było w Niemczech bardzo niepożądane, ale obecne. Jak wskazał: „Debatę na ten temat początkowo wprowadzono do społeczeństwa niemieckiego z zewnątrz, na przykład poprzez procesy norymberskie”. Zachęcały do tego również późniejszy proces przeciwko Adolfowi Eichmannowi w Jerozolimie czy drugi proces oświęcimski w Niemczech, ponieważ masowy mord na europejskich Żydach zaczął odtąd być dyskutowany publicznie. Nie było jednak dla tego zjawiska powszechnie znanego określenia. „A Holokaust jako pojęcie ujmujące całość zbrodni upowszechnił się dopiero w latach 70-tych”– wyjaśnia historyk.
Zachować historyczną wiedzę
Na pytanie o lata 80-te, Brechtken wskazał na zjawisko powstawania w tym czasie warsztatów historycznych i licznych innych inicjatyw lokalnych. Rozwijały się także badania nad sprawcami: kim byli, co zrobili, skąd pochodzili? W latach 90. pojawiło się także pytanie o pojęcie wspólnoty narodowej. Prowadzono badania nt. tego, jak żyli normalni Niemcy pod rządami nazistów. Co myśleli? Jak się zachowywali? W jaki sposób wspierali reżim? − W ciągu ostatnich 15 lat w badaniach nad władzą tamtego okresu zadawano pytania o powiązania i przełomy w okresie od lat 20. do 60. XX wieku, zwłaszcza wśród tzw. elit funkcyjnych w niemieckich ministerstwach, administracji, sądownictwie, medycynie, dyplomacji i parlamentach − powiedział agencji KNA Brechtken. Historyk przypomniał, że narodowi socjaliści i bolszewicy od lat 20. zwalczali demokrację za pomocą swoich ideologii i dlatego trzeba „zachować świadomość tego, co się wydarzyło i wciągnąć z tego wnioski”. − Musimy utrzymać tę historycznie zabezpieczoną wiedzę w społeczeństwie, bez uciekania się do pustych frazesów – stwierdził.
Zdaniem eksperta pomóc w tym mogą miejsca, w których dyskutuje się o historii, które są kluczowe dla każdego społeczeństwa. Zwłaszcza, gdy pracują tam ludzie, którzy posiadają wiedzę naukową i mają doświadczenie pedagogiczne. Według Brechtkena potrzebne jest jednak opracowanie stosownych „koncepcji dla osób, których rodzice lub dziadkowie nie pochodzą z Niemiec”.
„Pamięć o polskich ofiarach jest uzasadniona”
Historyk ustosunkował się także do pytania KNA o inicjatywę powstania w Berlinie pomnika upamiętniającego polskie ofiary wojny. – Pamięć o polskich ofiarach jest uzasadnioną sprawą. Nie należy jednak przeciwstawiać sobie grup ofiar wojny, ale mówić o nazistowskich działaniach wojennych, ich celach i konsekwencjach jako całości – uważa Brechtken.
Swoje stwierdzenie poparł przykładem radzieckich jeńców wojennych i ich losów mało znanych opinii publicznej, powołując się przy tym na książkę Christiana Streita „Keine Kameraden” (Żadni towarzysze). Jak wyjaśnia Brechtken, przywództwo III Rzeszy i Wehrmacht wiedziały, że jeśli podbiją sowiecką Rosję, wezmą do niewoli miliony sowieckich żołnierzy. Nie było żadnego przygotowania do opieki nad nimi, więc było jasne, że ci ludzie będą umierać. − To było zamierzone masowe morderstwo. Podobnie postępowało się z innymi grupami. Dotyczy to całego teatru działań wojennych – podkreślił historyk.
Na pytanie czy media radzą sobie z własną przeszłością i możliwymi pozostałościami z czasów nazizmu i czy robią wystarczająco dużo, Brechtken stwierdził, że „nie można wrzucać tego wszystkiego do jednego worka”. Owszem są pionierskie badania a ten temat, „ale w tej dziedzinie badań jest jeszcze wiele do zrobienia. Projekt na przykład, z dostępem do archiwów, dokumentów dotyczących karier i dróg myślenia pracowników aż do początku lat 70-tych, co umożliwiło wiele ministerstw i instytucji publicznych, byłby niezwykle atrakcyjny” − uważa historyk.
*Magnus Brechtken (ur. 1964) jest zastępcą dyrektora Instytutu Historii Współczesnej w Monachium i profesorem nadzwyczajnym na uniwersytecie w Monachium.
(KNA/jar)