Niemieckie media popierają Izrael w sporze z Polską o obozy
29 stycznia 2018Uchwalona przez Sejm nowelizacja wprowadza kary grzywny lub więzienia za stosowanie błędnego terminu „polskie obozy śmierci”. Przeciwko ustawie zaprotestował Izrael. Niemieckie media uważają, że protest jest słuszny.
„Die Welt”: nie ma wątpliwości, że fabryki śmierci były niemieckie
Sven Felix Kellerhoff na łamach „Die Welt” przyznaje, że termin „polskie obozy śmierci” niestety stale pojawia się, chociaż z merytorycznego punktu widzenia jest całkowicie błędny. Autor zauważa, że większość fabryk śmierci SS znajdowała się na polskiej ziemi, i wymienia m. in. Chełmno, Auschwitz oraz Bełżec, Sobibór i Treblinkę.
„Nie ma najmniejszej wątpliwości, że w przypadku tych „morderczych fabryk” chodzi o niemieckie, a nie o polskie fabryki śmierci. Etniczni Polacy - z małymi wyjątkami – nie brali udziału w tych zbrodniach. Jedynie w obozach Akcji Reinhard obecni byli przede wszystkim ukraińscy «ochotnicy» – tłumaczy Kellerhoff.
Dziennikarz „Die Welt” zwraca uwagę na problem antysemityzmu w Polsce przed drugą wojną światową. Jak pisze, podczas zamieszek w latach 1935-1937 zabito 79 Żydów, a około 500 zostało rannych „Niemiecki najazd doprowadził do nowej skali antysemickiej przemocy” – ocenia Kellerhoff. Autor powołuje się na dane zawarte w książce Jana Grabowskiego dotyczące zorganizowanego wyłapywania Żydów ukrywających się po likwidacji gett w latach 1942 i 1943. „Katoliccy chłopi jak podczas polowania z nagonką na dzikiego zwierza przeczesywali lasy z kijami, aby wypłoszyć ukrywających się prosto w ręce policjantów oczekujących na skraju lasu” – czytamy w „Die Welt”.
Kellerhoff zastrzega, że winę za te ekscesy ponosi „stosunkowo niewiele” osób z 30 mln polskich katolików. Jak zaznacza, według różnych szacunków było ich co najmniej 50 tys. i prawdopodobnie mniej niż pół miliona. Zdaniem autora mówienie o tych faktach w żaden sposób nie relatywizuje „skali ludobójstwa”, którego dopuścili się w Polsce niemieccy okupanci.
„Polska ustawa, która wprowadza sankcje do trzech lat więzienia za irytujące, lecz najczęściej bezmyślne błędne sformułowanie «polskie obozy śmierci» nie służy rzeczowemu wyjaśnieniu problemu. Dlatego krytyka decyzji polskiego parlamentu ze strony instytutu Yad Vashem jest całkowicie słuszna” – pisze Kellerhoff.
TAZ: celem ustawy zapobieżenie dyskusji o kolaboracji
Gabriele Lesser w „Tageszeitung" (TAZ) zwraca uwagę, że wśród setek tysięcy artykułów o Holokauście, ktore ukazały się na świecie w minionych 10 latach, polskie przedstawicielstwa dyplomatyczne musiały w związku z terminem „polskie obozy” interweniować w 1,4 tys. przypadków. Pomimo tego większość Polaków jest przekonanych, że chodzi o spisek dziennikarzy w celu obarczenia Polaków odpowiedzialnością za Holokaust.
„Nie ma ani jednego dowodu na to, że ktoś nazwał komendanta Auschwitz-Birkenau Rudolfa Hoessa Polakiem. Albo Hitlera, Goeringa, Himmlera i innych, którzy, jak każdy wie, byli Niemcami i Austriakami” – czytamy w „TAZ”.
Zdaniem Lesser autorzy ustawy chcą zapobiec publicznej dyskusji na naukowy temat, jakim jest polska kolaboracja z nazistami. Autorka przypomina, że w przeszłości wielkie debaty w Polsce wywoływali swoimi esejami naukowcy. Tak było w przypadku Jana Tomasa Grossa, który swoją publikacją „Sąsiedzi” sprowokował dyskusję o pogromie w Jedwabnem.
Lesser uważa, że za pomocą nowego prawa rząd PiS chce zapobiec krytycznej dyskusji o historii. „Na krótką metę może mu się to udać, ale w dłuższej perspektywie czasu jest to ślepa uliczka” – konkluduje dziennikarka TAZ.
FAZ: Izrael zganił Polskę za ustawę
„Frankfurter Allgemeine Zeitung" (FAZ) pisze, że Izrael „zganił” Polskę za ustawę, i cytuje izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu, który oświadczył, że „historii nie można zmieniać, a negowanie Holokaustu jest zabronione”.
Wiele gazet publikuje depeszę agencji dpa o krytycznym podejściu Izraela do przyjętej przez Sejm ustawy. „(Izrael) uważa, że nowe prawo może przyczynić się do przemilczenia polskich zbrodni popełnionych podczas okupacji niemieckiej" – pisze z Tel Awiwu Sara Lemel.
Jacek Lepiarz, Berlin