Państwo Islamskie chce antymuzułmańskiej Europy
26 marca 2016Stało się tak, jak tego przypuszczano. Już w kilka godzin po krwawych zamachach bombowych w Brukseli Państwo Islamskie się do nich przyznało. W opublikowanym oświadczeniu jego kierownictwo podziękowało „zespołowi bezpieczeństwa kalifatu” a to, że zaatakowało „krzyżowców w Belgii, którzy nie zaprzestali prowadzenia wojny przeciwko islamowi i jego zwolennikom”.
PI ostrzegło Belgów i inne „narody krzyżowców“, które zjednoczyły się przeciwko niemu przed „kolejnymi, czarnymi dniami“. To, co ich teraz czeka, ma być jeszcze bardziej niszczycielskie, ponieważ Bóg „uprawnił jego wyznawców aby nieść terror i zasiać strach w sercach krzyżowców”.
Cel: skłócić i poróżnić Europejczyków
Przy pomocy takich oświadczeń kierownictwo Państwa Islamskiego stara się przekonać świat, że jego zwolennicy są wszędzie i stanowią ostrze powszechnego ruchu, który prowadzi walkę „wiernych z niewiernymi“. Walka ta toczy się w Europie i w innych częściach świata. Jest to świat postrzegany w dwóch barwach – czarnej i białej, w którym „my”, to jest: muzułmanie, toczą bój z „nimi”, a więc wszystkimi, którzy odżegnują się od jedynej słusznej wiary; a jest nią, jak łatwo się domyśleć, islam.
Jak wyjaśnia Günter Meyer z Centrum Badań Świata Arabskiego w Moguncji: „Państwo Islamskie stawia na zaostrzenie stosunków pomiędzy społeczeństwami muzułmańskimi i innymi i chce je skłócić ze sobą, aby pozyskać w ten sposób jeszcze więcej zwolenników, którzy mają zdestabilizować państwa europejskie, co przybliży realizację jego nadrzędnego celu w postaci ustanowienia nowego kalifatu”.
Obawa przed wykluczeniem i rasizmem
Po zamachach w Paryżu i Brukseli wśród migrantów i uchodźców wzrasta obawa, że będą teraz mniej chętnie widziani przez część społeczeństw europejskich. Państwo Islamskie jest tego świadome i celowo podsyca takie nastroje. Po zamachach w Paryżu 13 listopada 2015 roku starało się stworzyć wrażenie, że jednym z zamachowców był uchodźca, który wraz z wieloma innymi dotarł w ubiegłych miesiącach z Syrii do Europy. W ten sposób wszyscy uchodźcy z Syrii z miejsca stali się podejrzani. Francuzi i inne narody powinni zacząć teraz odczuwać lęk przed muzułmanami i przed wszystkim, co w jakikolwiek sposób może im się kojarzyć z islamem. Tymczasem ani w przypadku zamachów bombowych w Paryżu w roku ubiegłym, ani obecnych w Brukseli, nie udało się przedstawić ani jednego dowodu mogącego świadczyć o istnieniu bezpośrednich powiązań pomiędzy uchodźcami i zamachowcami, mówi w wywiadzie dla DW Ska Keller, rzeczniczka ds. polityki migracyjnej frakcji Zielonych w Parlamencie Europejskim.
Polityka oparta na strachu
Wiele partii politycznych w Europie opowiada się za zaostrzeniem polityki migracyjnej. Ich argumenty znajdują posłuch i są coraz bardziej przekonujące także dlatego, że wielu ludzi łączy ze sobą kryzys migracyjny z międzynarodowym terroryzmem, zwłaszcza tym o podłożu islamistycznym. Rosnące wpływy partii populistycznych i skrajnie prawicowych są wodą na młyn terrorystów z Państwa Islamskiego. Antymuzułmańska retoryka tych ugrupowań zwiększa niechęć wielu Europejczyków wobec wyznawców islamu, a o to właśnie chodzi.
Kierownictwo PI chce, aby muzułmanie nie znaleźli w żadnym państwie europejskim miejsca dla siebie, ponieważ ich miejsce jest w szeregach bojowników Państwa Islamskiego. Wydaje się, że ta taktyka się sprawdza. Partie antymuzułmańskie, takie jak Alternatywa dla Niemiec (AfD) w ostanich wyborach do trzech landtagów w RFN zdobyły ponad 10 procent głosów. We Francji nacjonalistyczny Front Narodowy w pierwszej rundzie wyborów komunalnych w ubiegłym roku uzyskał nawet 28 procent. Także w innych państwach UE partie o profilu konserwatywnym i narodowym, opowiadające się za ściśle reglamentowaną polityką migracyjna i azylową, zyskują coraz więcej zwolenników, a ich wpływy rosną.
Środowisko dżihadystów rośnie w siłę
Wszystko to może mieć fatalne skutki dla Zachodu, mówi cytowany wyżej Günter Meyer. Jeśli nawet proeuropejsko nastawieni muzułmanie, którzy z powodzeniem zaadoptowali się w którymś z państw unijnych, coraz częściej zaczną odnosić wrażenie, że są dyskryminowani i odrzucani, a nawet atakowani, rośnie prawdopodobieństwo, że dadzą się ponieść nienawiści propagowanej przez prawicowych radykałów i odpowiedzą agresją na agresję. We Francji i w Belgii już do tego doszło. Liczba belgijskich dżihadystów, którzy wyjechali na wojnę w Syrii, przeszli w niej przeszkolenie wojskowe i zdobyli doświadczenie w walkach, a potem wrócili do kraju jest duża. Zarówno w liczbach bezwzględnych jak i, zwłaszcza, w stosunku do liczby ludności tego kraju.
”Ale także w innych państwach UE środowisko dżihadystów rośnie w siłę, co przysporzy nam w najbliższych latach sporo problemów, nie tylko w Belgii”, zwraca uwagę znawca islamu i ekspert ds. terroryzmu w fundacji Nauka i Polityka z siedzibą w Berlinie Guido Steinberg. Coś z tym trzeba zrobić, dodaje.
Szybko rozprzestrzeniający się salafizm oferuje wielu sfrustrowanym i odrzucanym młodym muzułmanom nową, atrakcyjną pod względem religijnym i politycznym duchową ojczyznę, podkreśla ze swej strony Günter Meyer. Większość z nich nie ma żadnej wiedzy teologicznej ani politycznej i proste tezy głoszone przez salafistów szybko zyskują ich aprobatę i są przyjmowane jako swoje.
Konieczne jest lepsze kształcenie polityczne
W przypadku zamachowców z Paryża i Brukseli ich proces radykalizacji zaczął się w więzieniu. "Wymaga to nasilenia pracy wchowaczej w zakładach karnych i zapewnienia osadzonym w nich młodym muzułmanom właściwej opieku duchowej. Tylko w ten sposób można zapobiec przekształceniu ich w wylęgarnię dżihadystów“, twierdzi Günter Meyer.
Walka ideologiczna z terroryzmem o podłożu islamistycznym powinna jednak zacząć się dużo wcześniej, bo już w szkole. Przy czym właściwym określeniem powinna tu być praca wchowawcza i oświatowa podczas lekcji religii, podczas których należy uświadomić uczniom, na czym polega różnica między islamem jako religią, a jego wynaturzeniem w postaci salafizmu, dodaje Meyer. Młodzi muzułmanie nie mogą widzieć w Zachodzie swego głównego wroga. To wszystko jednak nie wystarczy. Konieczne jest włączenie także szerokich warstw społecznych w państwach zachodnich, aby nastroje antyislamskie nie przekształciły się w nich w rasizm i otwartą wrogość wobec wszystkich muzułmanów bez wyjątku. W ten sposób możemy także zapobiec rosnącym wpływom partii populistycznych i nacjonalistycznych, dodaje ekspert fundacji Nauka i Polityka.
W przeciwnym razie grozi nam niebezpieczeństwo, że taktyka Państwa Islamskiego, oparta na skłócaniu i narodów europejskich i sianiu wśród nich nienawiści do muzułmanów wyda owoce i sprawi, że europejscy muzułmanie poczują się przyparci do ściany. Nawet jeśli tylko ich znikoma część podda się radykalizacji i zasili szeregi terrorystów Państwa Islamskiego, to wystarczy to, aby ryzyko kolejnych zamachów wzrosło. Właśnie tego chcą ideolodzy i przywódcy PI, i właśnie temu należy się przeciwstawić.
Diana Hodali / Dagmara Jakubczak