Polak na plantacji: O szparagach wiem wszystko
1 maja 2015Szparagi nie są wdzięcznym warzywem. Rosną na słabych, piaskowych glebach, wymagają dużo pracy i szybkiego transportu - muszą świeże trafić do sklepów i restauracji, są bardzo podatne na zmiany pogody, no i zbiera się je tylko przez dwa miesiące w roku – od końca kwietnia do końca czerwca. - Mało kto zdaje sobie sprawę, ile pracy wymaga przygotowanie do sezonu szparagowego i montaż tuneli z folii termicznej – mówi Krzysztof Kamedulski. On sam wie to doskonale. Przy szparagach pracuje od prawie ćwierć wieku. Najpierw zbierał je na polu, teraz organizuje pracę innych. -Szparagi rosną nawet do siedmiu cm na dzień. Najlepiej jak w nocy jest 12 stopni. Jeśli chodzi o szparagi, nic mnie nie zaskoczy – opowiada 44-latek.
Polska prawa ręka
Ale ponad 20 lat temu dla niego samego zaskoczeniem było to, że pojechał zbierać szparagi. Kamedulski - mechanik samochodowy z Konina – szukał pracy po szkole, kiedy znajomy zaproponował mu wyjazd do Nadrenii. W gospodarstwie braci Jakobsów pracuje do dziś.
Po kilku latach Jürgen i Josef Jakobsowie postanowili przenieść się znad Renu i otworzyć zakład produkcji szparagów w Brandenburgii. Zaproponowali Kamedulskiemu, by pojechał z nimi. - Wiedział wszystko o produkcji szparagów. Bardzo dobrze się rozumieliśmy. Byliśmy w prawie przyjacielskich stosunkach. Od pierwszego dnia tutaj jest moją prawą ręką – opowiada Josef Jakobs, który jest właścicielem gospodarstwa we wsi Schäpe pod Beelitz. W samym Beelitz drugi zakład prowadzi jego brat Jürgen.
Krzysztof Kamedulski odpowiada za organizację pracy hali produkcyjnej, gdzie szparagi są sortowane, klasyfikowane i kierowane do wysyłki. Pod jego okiem pracuje prawie 300 osób, 70 w hali, reszta na polach. - Nowi pracownicy czasem się dziwią, że ich szefem jest Polak. Ci, którzy przyjeżdżają każdego roku wiedzą, że w tej firmie jest taka tradycja – mówi Kamedulski. Nowych jest w tym sezonie około 60. Większość pracowników wraca co roku.
Bez Polaków ani rusz
Jednym z nich jest Marek Wyciszkiewicz, który przed laty razem z Kamedulskim zaczynał u Jakobsów na plantacji. Dzisiaj ma stałą umowę o pracę, koordynuje transporty szparagów i zmiany grup na polach. - Kiedyś pracowali na nich tylko Polacy. Dziś jest ich tu może 20, 30 procent. Najczęściej wykonują lepsze pracę: są kierowcami, jeżdżą na traktorach, nadzorują pracę innych. Kopanie w ziemi nie jest już atrakcyjne dla Polaków. Czarną robotę na polach robią Rumuni – tłumaczy Wyciszkiewicz.
Pracownicy sezonowi z Rumunii stopniowo zastępują Polaków na polach pod Beelitz, ale niemiecki szparagowy biznes wciąż opiera się na Polakach. - To dzięki pracownikom z Polski ta branża tak się w Niemczech rozwinęła – ocenia Josef Jakobs, którego rodzina zajmuje się produkcją szparagów od kilku pokoleń. - Nie znam dziś zakładu, który nie zatrudniałby Polaków. A ponieważ wielu z nich pracuje tu od lat, więc pną się po szczeblach kariery i zajmują w strukturach swoich firm różne funkcje. To, że kierownikiem zakładu jest u mnie Polak, to raczej potwierdzenie reguły, a nie wyjątek.
Szparagi raz w tygodniu
- Dobry pracownik zarobi tu nawet 10 euro za godzinę – twierdzi Krzysztof Kamedulski. Choć płaca minimalna w rolnictwie wynosi 7,20 euro, wysokośc zarobków przy szparagach zależy też od wydajności. Pracy jest sporo. Już na początku sezonu codziennie w 200-hektarowym gospodarstwie Josefa Jakobsa zbiera się 10 ton szparagów. W szczycie sezonu będzie ich każdego dnia trzy razy więcej. - Zapowiada się dobry sezon – cieszy się właściciel.
Chociaż nieznaczne partie szparagów pojadą z Schäpe nawet do Singapuru, najwięcej trafi na stoły w Berlinie i okolicach. Według szacunków, ich cena ma być nieco wyższa niż przed rokiem i wahać się średnio od 6 do 7 euro za kilogram. Ten niemiecki przysmak polubili także Polacy, nawet, ci którzy spędzają przy nim większość czasu w pracy. Krzysztof Kamedulski, który mieszka z partnerką i córką w Beelitz, też chętnie je szparagi. - Ale nie za często, góra raz w tygodniu.
Maciej Wiśniewski