Prasa o islamistach: Potrzeba „silnej reakcji państwa”
30 kwietnia 2024W sobotę (27.04.) setki osób protestowało przeciw rzekomo wrogiej islamowi polityce Niemiec. Propagowano hasło: „Kalifat jest rozwiązaniem”.
„Frankfurter Allgemeine Zeitung” komentuje: „Scena islamistyczna już dawno odeszła od propagandy terroru w starym stylu. Zamiast tego wizerunek jest kształtowany przez grupy takie jak „Muslim Interaktiv”, które w dużej mierze działają w ramach prawnych. Starają się docierać do potomków rodzin imigrantów, mówiąc o ich odczuwanej lub doświadczanej dyskryminacji. Każda debata na temat chust, każdy spór o wartości zostaje wyolbrzymiony do maksimum, naładowany emocjami, a następnie profesjonalnie rozpowszechniony w internecie. Służą do tego takie działania takie jak demonstracja w Hamburgu, która była ukierunkowaną prowokacją. Grupy takie jak „Muslim Interaktiv” mają wspólny cel z radykalnymi islamistami starej szkoły: podzielić społeczeństwo. Tylko metody są zupełnie inne. Oni chcą dać młodym ludziom poczucie, że nigdy nie będą należeć do Niemiec.”
„Mitteldeutsche Zeitung” uważa, że „1000 islamistów nie jest strasznych – ani dla Hamburga, ani dla Niemiec, jednak fakt, że hasła takie jak „Kalifat jest rozwiązaniem” są bezkarne, jest zdaniem dziennika nie do przyjęcia i wymaga mocnej reakcji państwa. „Przede wszystkim należy wątpić, czy demonstracja rzeczywiście musiała się odbyć w ten sposób. Ponieważ sam slogan ‘Kalifat jest rozwiązaniem' jest wyraźnie skierowany przeciwko Ustawie Zasadniczej. Dyktuje on surowe religijne zasady mniejszości w społeczeństwie, które w większości jest ukształtowane przez chrześcijaństwo i którego konstytucja jest neutralna w kwestiach światopoglądowych.” Gazeta przypomina, że ponadto niedawno w Berlinie został rozwiązany Kongres Palestyński za propagowanie haseł antyizraelskich i antysemickich, a gorąca atmosfera była wywołana wojną na Bliskim Wschodzie, co „można było zrozumieć”. Jednak takiego powodu nie było w Hamburgu – konstatuje komentator z Halle.
Problem ma wiele aspektów – zauważa „Rhein-Zeitung”, podkreślając, że aspektem budującym jest to, iż wielu muzułmanów w tym kraju jest zbulwersowanych takimi wydarzeniami. „Całkiem sporo z nich na własnej skórze doświadczyło islamskiego terroru i dlatego opuściło swoją ojczyznę. Jednak prawdą jest również, że islamofobia w tym kraju (w Niemczech) coraz więcej młodych muzułmanów, którzy nie mają poczucia przynależności, wpędza w szpony ekstremistów. Kto nie akceptuje tego, że islam nieodwołalnie jest częścią zglobalizowanych Niemiec, podobnie jak inne religie, ignoruje go lub nie traktuje go poważnie, działa na korzyść ekstremistów i tylko podsyca ogień”, pisze dziennik z Koblencji.
W „Koelner Stadt-Anzeiger” czytamy: „Fakt, że w centrum Hamburga między głównym dworcem kolejowym a Aussenalster, bez przeszkód mogą być wznoszone hasła potępiające Niemcy jako „dyktaturę wartości” i propagujące kalifat, jest nie do zniesienia i wymaga silnej reakcji państwa. Wprawdzie przywódcy polityczni w Niemczech muszą uważać, by zbyt nie zawęzić spektrum opinii na temat wojny na Bliskim Wschodzie. Ale z wydarzeniami w Hamburgu nie ma to nic wspólnego. Tamtejszym islamistom konflikt na Bliskim Wschodzie służy w najlepszym razie jako wehikuł. Imigranci, którzy nazywają Niemcy 'dyktaturą wartości', w każdym razie popełniają błąd, mówiąc to w Niemczech. W tej sprawie nie może być dwóch różnych opinii.”