Putin dostał to, czego chciał
16 marca 2016„Frankfurter Allgemeine Zeitung” pisze: „Powody, dla których rosyjski prezydent zdecydował się możliwie szybko zakończyć swoją militarną eskapadę do Syrii, można zmieścić w jednym zdaniu: dostał to, czego chciał – i było to dużo mniej, niż myślano na Zachodzie. Putinowi chodziło właściwie tylko o to, by mieć nogę w drzwiach do Syrii. Ale nie chciał przez nie przejść, ponieważ po drugiej stronie rozciąga się ogromne, krwawe pole bitwy, na którym działają już inne zagraniczne siły. Putin zastosował w Syrii politykę minimalnego nakładu sił, przy czym - i to mu trzeba przyznać - sporo osiągnął: prawo głosu przy rozwiązaniu konfliktów, drugi przyczółek wojskowy w regionie i super zdjęcia na potrzeby rosyjskiej propagandy”.
„Muenchner Merkur” zaznacza: „Spektakularna zapowiedź Putina o wycofaniu się z Syrii w makabryczny sposób przypomina meldunek George'a W. Busha 'Mission accomplished' po zakończeniu kampanii przeciwko Saddamowi Husajnowi. Porównując ówczesną sytuację w Iraku z dzisiejszą w Syrii, söowa o zakończonej misji aż kapią od ironii. Ale podczas gdy wyjście Amerykanów z Iraku pozostawiło swego rodzaju ‘czarną dziurę', szefowi Kremla udało się ustabilizować reżim Asada, zabezpieczyć wpływy Rosji w regionie i pewnie zasiąść przy stole światowych mocarstw, rozmawiając jak równy z równym z najwyraźniej zbitymi z pantałyku Amerykanami. To właśnie było intencją Putina, a nie jakaś spójność syryjskiego państwa. Chodziło tylko o rosyjskie interesy. Teraz rozmowy pokojowe z łaski Moskwy są oczywiście lepsze niż wojna. Tyle, że nikt nie wie, czy za sprawą protegowanego przez Putina Asada uda się wprowadzić jakiekolwiek rozwiązanie, które byłoby czymś więcej niż tylko potwierdzeniem podziału kraju”.
„Handelsblatt” ocenia: „Częściowe wycofanie się wojsk rosyjskich Syrii z jednej strony należy przyjąć z zadowoleniem. Jest to pierwszy, ważny krok umożliwiający postępy w znów podjętych w Genewie pertraktacjach opozycji i reżimu. Bowiem tak długo, jak dyktator pod egidą Putina będzie miał pod swym panowaniem coraz większe obszary, nie ma mowy o rozwiązaniu politycznym. Dzięki rosyjskim bombom Asad siedzi teraz pewniej w siodle i chce maksymalnie wykorzystać swoją pozycję u boku Rosji przy stole rokowań. Jednak jest to zdecydowanie lepsze niż codziennie dokonywane zbrodnie”.
„Koelner Stadt-Anzeiger” pisze: „Piątą rocznicę rozpoczęcia wojny domowej Putin wykorzystał jako okazję, by bardziej wziąć w ryzy reżim Asada, ponieważ tej wojny domowej nie można zakończyć inaczej niż drogą polityczną. W ten sposób szef Kremla na Bliskim Wschodzie wyznaczył sobie kluczową rolę. Europie potrzebna jest Moskwa, by powstrzymać napływ syryjskich uchodźców wojennych. Z drugiej strony, wszyscy akceptują rosyjską obecność wojskową w post-asadowskiej Syrii, ponieważ Zachód chciałby mieć u swego boku Putina w walce przeciwko Państwu Islamskiemu. W ten sposób, pięciomiesięczna wojna powietrzna nad Syrią opłacała się szefowi Kremla. Jego Rosja jest znów interesującym partnerem na międzynarodowej scenie”.
„Westfaelische Nachrichten” twierdzi: "O ile na początku Kreml z buciorami zajął miejsce u boku dyktatora Asada, o tyle teraz dyplomatycznie i elegancko Moskwa wyciąga z rękawa następnego asa. Częściowe wycofanie rosyjskiej armii interwencyjnej z Syrii może utorować drogę do rozwiązania konfliktu na drodze negocjacji. Wreszcie, po pięciu latach krwawej wojny domowej i fali uchodźców, która wstrząsnęła politycznym systemem współrzędnych w Europie, zwrot Moskwy jest zgrabnym ruchem na szachownicy. Władimir Putin akurat nie ma nic do stracenia. Wręcz przeciwnie, Rosja jeszcze silniej usadowiła się militarnie w Syrii i trzyma pod kontrolą rozwój sytuacji politycznej w tym kraju. Na parkiecie międzynarodowym szefowi Kremla udało się właśnie wygładzić swój wizerunek - z wojowniczego generała stał się misjonarzem pokoju”.
opr. Małgorzata Matzke