Represje wobec dziennikarzy w Rosji. Bezprecedensowa skala
3 maja 2021W poniedziałek 3 maja w Rosji obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Wolności Prasy, ale nie ma tam zbyt wielu powodów do świętowania. Wręcz przeciwnie: media i dziennikarze są obecnie poddawani bezprecedensowym represjom. Są oni uznawani za zagranicznych agentów, więzieni i zamykani w areszcie domowym.
Masowa presja na pracowników rosyjskich mediów jest wywierana w obliczu pogarszających się stosunków z Zachodem, zakazu działalności organizacji wspierających uwięzionego w obozie karnym opozycjonistę Aleksieja Nawalnego oraz przygotowań do wyborów do Dumy Państwowej, które odbędą się 19 września.
Z czym mają do czynienia „zagraniczni agenci”
„Naprawdę nie wiemy, co robić dalej” - pisze do swoich odbiorców Iwan Kołpakow, redaktor naczelny „Meduzy”, jednego z największych niezależnych rosyjskojęzycznych portali internetowych. 23 kwietnia został on umieszczony na liście „zagranicznych agentów” przez rosyjskie Ministerstwo Sprawiedliwości.
W myśl rosyjskiego prawa, spółka medialna może zostać uznana za „zagranicznego agenta”, jeśli otrzymuje fundusze lub inne środki finansowe z zagranicy. Ministerstwo Sprawiedliwości poinformowało rosyjski kanał telewizyjny „Dożd”, że „Meduza” została umieszczona na liście „na podstawie dokumentów przedłożonych przez organy państwowe”. Władze nie precyzują jednak, o jakie zagraniczne źródła finansowania chodzi.
Teraz portal „Meduza”, który jest zarejestrowany na Łotwie, musi jednoznacznie poinformować swoich czytelników, że jest „zagranicznym agentem”. Ponadto, jak wszyscy „zagraniczni agenci”, musi rozliczać się ze swoich dochodów i wydatków przed Ministerstwem Sprawiedliwości. W międzyczasie portal traci reklamodawców, dlatego pensje pracowników musiały zostać zmniejszone o połowę. Teraz to masowe medium liczy na datki od czytelników, choć wcześniej z zasady odrzucało takie modele finansowania.
Media w Rosji pod stale rosnącą presją
Na liście „zagranicznych agentów” znajduje się obecnie 19 firm medialnych i osób prywatnych. Pod koniec 2017 roku finansowani przez Kongres USA nadawcy „Głosu Ameryki”, Radia Wolna Europa”, „Current Time” i niektóre z ich regionalnych projektów zostały uznane za „zagranicznych agentów”. Ale na liście są też pojedynczy dziennikarze niezależnych mediów, tacy jak Denis Kamaljagin, Siergiej Markelow i Ludmiła Sawizkaja.
Dziennikarze w Rosji są poddawani presji także innymi metodami. Na początku kwietnia moskiewski dziennikarz Roman Anin stał się ofiarą przeszukania przez rosyjski wywiad krajowy FSB z powodu jego śledztwa w sprawie szefa państwowego koncernu naftowego Rosnieft Igorowi Sieczynowi. Redaktor naczelny portalu informacyjnego „Mediazona”, Siergiej Smirnow, został uwięziony na 15 dni za żartobliwego tweeta, w którym podał datę niedozwolonego wiecu. W ostatnich dniach policja odwiedziła dziennikarzy, którzy 21 kwietnia wzieli udział w niezalegalizowanej przez władze akcji poparcia dla uwięzionego krytyka Kremla Aleksieja Nawalnego.
Z powodu tego protestu czterech redaktorów studenckiego magazynu „DOXA” przebywa obecnie w areszcie domowym. Rosyjskie władze oskarżają ich o to, że w wiadomości wideo zapraszali nieletnich do niedozwolonej akcji. − Wideo było tylko okazją do wywarcia na nas presji − mówi Nikita Kuczinskij, redaktor „DOXA”. − Najprawdopodobniej byliśmy celem ataku władz, ponieważ jesteśmy jednym z niewielu mediów, które zajmują się sprawami studenckimi: presją wywieraną na studentów, bezprawnymi wydaleniami z uczelni i zwolnieniami wykładowców.
Bezprecedensowe ograniczanie wolności słowa
Galina Arapowa, szefowa założonego w 1996 roku rosyjskiego „Centrum Ochrony Praw Mediów”, nie pamięta, by kiedykolwiek w Rosji doszło do tak masowych represji wobec wolności słowa. − Istnieją surowe ograniczenia w dystrybucji treści online. Są blokady i odpowiedzialność karna, do której dziennikarze są teraz znacznie częściej wzywani − powiedziała Arapowa. Liczba postępowań przeciwko dziennikarzom za relacje z protestów przekroczyła wszelkie normy. W ciągu ostatnich dziesięciu lat prawo medialne zmieniło się tak bardzo, że nawet dziennikarze, którzy nie zajmują się polityką, uważają swoją pracę za niebezpieczną.
Również rosyjski politolog Konstantin Kałaczew uważa, że w najnowszej historii Rosji nigdy nie było takiego ograniczenia wolności słowa. Jest on przekonany, że prześladowania dziennikarzy i opozycjonistów są w dużej mierze spowodowane zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi we wrześniu. Według Kałaczewa, władze chcą w ten sposób zapobiec masowym wiecom opozycji, takim jak ten, który odbył się w Moskwie przeciwko wynikom wyborów prezydenckich w maju 2012 roku. Doszło wówczas do aresztowań i starć z policją. Jeśli rządząca partia Jedna Rosja zostanie ogłoszona zwycięzcą wyborów we wrześniu, powiedział Kałaczew, może dojść do ponownych protestów. −Władze już starają się temu zapobiec − powiedział ekspert. Do tego czasu potencjalni przywódcy i organizatorzy protestów mogą być już za kratkami, a niezależne media zniszczone.
Kontynuować pracę i dalej informować
Jednocześnie coraz trudniej jest bronić dziennikarzy przed sądem. − Wiele postępowań jest motywowanych politycznie, dlatego sędziowie wydają wyroki ze spuszczonymi oczami, do czego wydają się być zmuszeni − mówi Galina Arapowa. Według niej jedynym rozwiązaniem jest wtedy odwołanie się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Redaktor „DOXA” Nikita Kuczinskij jest przekonany, że niezależne media mogą najlepiej bronić się przed represjami państwa, kontynuując swoją pracę i relacjonując o wszystkim, co się z nimi dzieje. − Im większy rozgłos, tym mniejsza będzie presja − uważa. Konstantin Kałaczew jest mniej optymistyczny. Uważa on, że gwałtowne zmiany w Rosji nastąpią tylko w przypadku rewolucji. Według Kałaczewa mogłoby się tak stać, gdyby kryzys gospodarczy przerodził się w kryzys społeczny, a co za tym idzie w polityczny.
Ale jest też nadzieja, że do tego czasu w Rosji może nastąpić odwilż. Przyczynić się do tego może pozytywny wynik spotkania prezydentów Rosji i USA, które prawdopodobnie planowane jest na lato. Pozycja osób uznawanych przez władze rosyjskie za „piątą kolumnę” w wielu kwestiach zależy od stosunków Rosji ze światem zewnętrznym - wyjaśnia Kałaczew. − Być może spotkanie Putina z Bidenem zmieni coś w tym, jak Rosja pozycjonuje się wobec reszty świata − ocenia ekspert.