„Uchodźcy to dla nas wyzwanie, obowiązek i szansa” [WYWIAD]
29 sierpnia 2015DW: Jak ocenia Pani działania i postawę Niemiec wobec napływu uchodźców?
Róża Thun: To jest niezwykle imponujące. Chociaż martwię się oczywiście tymi głosami makabrycznymi, które do mnie też docierają i tym, że są palone domy dla uchodźców itd. To też się zdarza. Ale kiedy czytam, że jest przewidzianych 800 tys. osób, które mają się dostać do Niemiec do końca tego roku, imponuje mi ogrom dobrej woli ze strony Niemców. Druga rzecz, która wydaje mi się niezwykle ważna, to jest nawoływanie do solidarności europejskiej, do polityki europejskiej w tej dziedzinie. I nad tym powinniśmy przede wszystkim pracować. Myślę, że będzie taki punkt krytyczny, kiedy więcej Niemców powie, że liczba przybyszów do ich kraju jest za duża, że sobie z tym już nie mogą poradzić i że oczekują większej solidarności od innych krajów. Zresztą te głosy już w Niemczech słychać. To wymaga poważnej rozmowy i wspólnej pracy w Unii Europejskiej.
W niemieckiej prasie zastanawiano się wielokrotnie nad brakiem solidarności Polski w udzielaniu schronienia uchodźcom i przypominano o tym, że w latach 80-tych też Polacy szukali schronienia za granicą. Ostatnio TAZ zwrócił uwagę, że w Polsce tylko Pani o tym przypomina zabiegając o przychylne przyjmowanie obecnych uchodźców uciekających przed wojnami do Europy. Dlaczego Polacy, którzy poczynili doświadczenia diaspory, milczą?
Właściwie nie mieliśmy nigdy dyskusji o społeczeństwie wielokulturowym, wieloreligijnym, wielojęzycznym. I w Polsce nie jesteśmy na to w ogóle przygotowani. Muszę przyznać, że budzi to mój niepokój, ponieważ przybysze z innych krajów i tak się u nas znajdą, i tak. Wcześniej lub później. Na razie nie ma wielu chętnych, żeby w Polsce pozostać. Ale oni będą przyjeżdżali. Polska się gwałtownie rozwija i mam nadzieję, że tak będzie nadal, a to pociąga za sobą nie tylko dobrobyt, ale i imigrantów. Musimy się na to przygotować. Niedobrą metodą jest poddawanie się strachowi, zamykanie drzwi, czy stawianie zasieków z drutu kolczastego na granicy, jak to robi Orban. My musimy spojrzeć na sprawy pozytywnie.
…to znaczy jak?
Po pierwsze zobaczyć, jakim bodźcem dla rozwoju kultury i gospodarki mogą być ci przybysze, kiedy sprawa jest dobrze zagospodarowana. Po drugie jest też aspekt chrześcijański i humanitarny. Są tacy, którzy uciekają z Bałkanów Zachodnich ze względu na biedę i słabe funkcjonowanie państwa, ale są też tacy, którzy do swego kraju wracać nie mogą, bo są tam wojny i prześladowania. I tymi przede wszystkim musimy się zająć.
Polska ma za sobą historię ludzi bardzo różnych, którzy byli przez wieki obywatelami Rzeczpospolitej. Wzbogacili nasze zwyczaje, naszą gospodarkę. Dziś spotkanie różnych cywilizacji często jest szansą do zastanowienia się nad samym sobą, przejrzenia swego porządku kulturowego jeszcze raz, do dynamiczniejszych zmian, do odmłodzenia starzejącego się społeczeństwa. Jestem też zwolennikiem tego, żebyśmy korzystali z doświadczeń innych krajów. Niemcy na przykład, mają mnóstwo doświadczenia w tej materii. Za mało na ten temat rozmawiamy, za mało z tego korzystamy, za mało się uczymy. Mamy ogromne zadanie do wykonania.
Pani przekonując w dyskusjach do przychylnego przyjmowania cudzoziemców przypomina o miłości bliźniego, o tym ze bliźni to nie tylko chrześcijanin. Czyżby Europa przestała rozumieć znaczenie chrześcijańskich zachowań?
Chrześcijaństwo to przede wszystkim kierowanie się przykazaniem miłości. Bliźnim jest każdy człowiek. A miłość to znaczy wyciąganie do niego ręki, pomaganie mu w potrzebie, staranie się zrozumienia go, patrzenie na niego nie stereotypowo, a indywidualnie. Unia Europejska by nigdy nie powstała i nigdy nie zjednoczyła by się ta ogromna część Europy, gdyby jej ojcowie założyciele nie traktowali chrześcijaństwa poważnie. Jesteśmy zobowiązani do miłości bliźniego, którą możemy nazywać solidarnością, prawami człowieka czy opieką nad słabszym.
czytaj dalej na następnej stronie
Czy nie grozi nam, że w UE każdy będzie pilnować wkrótce własnych granic, że rozpadnie się Schengen?
Mam nadzieję, że się nie rozpadnie. Na to nie będzie zgody. Instytucje europejskie, Komisja, Parlament i Rada nie mogą do tego dopuścić. Muszą ostro krytykować a potem ewentualnie karać wszelkie zapędy usiłujące ograniczać swobodę przepływu osób wewnątrz Unii Europejskiej. Ale sytuacja, z którą mamy dziś do czynienia może prowadzić do tego, że będziemy poważnie się zastanowić nad wspólną ochroną zewnętrznych granic Unii, nad wzmocnieniem polityki wspólnotowej dotyczącej osób, może też towarów, które napływają do Unii. Wolałabym też, żeby polityka dotycząca uchodźców, przyjmowania ewentualnych kwot itd. była wspólną decyzją, prowadzoną przez instytucje unijne a nie poszczególne państwa członkowskie, nawet te największe, jak Niemcy czy Francja. Rozumiem, że Niemcy mają dzisiaj najwięcej uchodźców, ale kwestie polityki musimy załatwiać na poziomie wspólnotowym. Dopiero wtedy, kiedy będziemy się wspólnie poczuwali do odpowiedzialności, wspólnie ją praktykowali, będziemy w stanie podołać temu wyzwaniu. Dziś temat napływu imigrantów przerasta możliwości poszczególnych państw członkowskich. Jestem przekonana, że wspólnie znajdziemy dla Europy lepsze rozwiązania niż każdy osobno.
Jak w Pani opinii można przekonać sceptyczne społeczeństwo do przychylności wobec uchodźców wobec zróżnicowania kulturowego?
Trzeba sobie przypomnieć, jakie napływy różnych ludzi na nasze tereny były, jak ci ludzie dużo wnieśli i kulturowo i ekonomicznie. Tak samo, jak my wyjeżdżaliśmy i często byliśmy pomocni w szybszym rozwoju krajów, do których wyjechaliśmy. Na to stwierdzenie zaraz dostanę odpowiedź: tak, ale myśmy emigrowali do krajów, które są kulturowo podobne, my jesteśmy chrześcijanami i wyjeżdżaliśmy do krajów chrześcijańskich. Dziś w Polsce mamy do czynienia z lękiem przed muzułmanami. Tymczasem ja uczyłam się zawsze, że cywilizacja ma szanse na postęp tam, gdzie spotykają się ludzie różni. A i tak nie da się pewnych zmian w cywilizacji powstrzymać. Świat się niezwykle szybko zmienia, barykadowanie się na pewno nie jest skuteczną reakcją.
Co w Pani opinii tracimy barykadując się?
Przez barykadowanie się po prostu przegramy. Popatrzmy śmiało do przodu, otwierajmy oczy, przygotowujmy się na ten świat gwałtownie się zmieniający. Ruchy w tę czy we w tę, na Wschód, Zachód, Północ, Południe w historii cywilizacji odbywały się zawsze. Teraz mamy dramatyczny ruch z Bliskiego Wschodu do Europy. Temu problemowi trzeba się dobrze przyjrzeć i znaleźć rozwiązanie. A nie udawać, że go nie ma, czy usiłować zostawiać problem uchodźców za drzwiami. Im lepiej się przygotujemy na przyjazd ludzi z innych kultur, tym bardziej staną się oni wartością dodaną w naszym starzejącym się i kurczącym społeczeństwie. Mogą wzbogacić nasze społeczeństwo swoimi umiejętnościami i swoją młodością, swoją przedsiębiorczością. Ludzie, którzy podejmują taki potworny wysiłek i takie straszne ryzyko dotarcia do Europy, to nie jest byle kto. To są ludzie, którzy potrafią zaryzykować, podjąć wysiłek, zorganizować się, którzy są odważni. To może być bardzo ciekawy element w społeczeństwie, jeśli będziemy potrafili ich dobrze przyjąć. Oczywiście, że trzeba bardzo dokładnie sprawdzić, kim są, muszą spełniać unijne kryteria azylanckie i inne wymogi określone w Unii wspólnie. Ale kiedy ich dobrze przyjmiemy, to mogą być wspaniałymi obywatelami. Trzeba im dać szansę i sobie samemu dać szansę.
Wyzwanie jest kolosalne i musimy mu sprostać z punktu widzenia humanitarnego i po prostu zdroworozsądkowego. Chciałabym, abyśmy patrzyli na tych uchodźców jako wyzwanie, obowiązek i szansę.
rozmawiała Barbara Cöllen
*Róża Thun, od 2009 roku posłanka do Parlamentu Europejskiego z listy PO w grupie Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci). Kierowała w Polsce Fundacją im. Roberta Schumana i przedstawicielstwem Komisji Europejskiej. Została trzykrotnie wybrana najlepszą europosłanką roku.