38 tys. euro za wycieczkę do Nowego Jorku zapłacił podatnik
6 listopada 2015Licealna klasa z poszerzonym programem nauczania języka angielskiego z gimnazjum im. Roberta Kocha w Berlinie-Kreuzberg wybrała się na wycieczkę szkolną do Nowego Jorku - 15 uczniów i ich nauczyciele. Wyprawa ta kosztowała horrendalną sumę 38 tys. euro. Rachunek za tę drogą przyjemność wyrównać mieli jednak nie rodzice dzieci, ani szkoła, tylko niemiecki podatnik.
Konkretnie zapłacił wydział spraw socjalnych magistratu. Fakt ten wywołał oburzenie w całych Niemczech, bo - jak się okazało - wszystko odbyło się zgodnie z przepisami.
Mocny argument
O sfinansowanie wycieczki poproszono urząd ds. socjalnych Berlina. Były do tego podstawy prawne, ponieważ uczniowie z rodzin gorzej sytuowanych mają prawo do dofinansowania z tak zwanej puli socjalnej i oświatowej, która stworzona została przed czterema laty przez Federalne Ministerstwo ds. rodziny. Środki te przeznaczone są dla gorzej sytuowanych uczniów, by umożliwić im naukę w szkołach muzycznych, członkostwo w klubach sportowych czy korepetycje albo udział w wycieczkach szkolnych.
Podczas gdy w innych krajach związkowych wysokość dofinansowania ma wyznaczony limit, np. 450 euro na osobę w Hesji, w Berlinie limitu takiego nie ma. Szkoły same mogą decydować, ile będzie kosztować wycieczka szkolna.
Ponieważ wniosek o sfinansowanie podróży był zgodny z przepisami, urzędowi ds. socjalnych nie pozostało nic innego jak pokryć rachunek.
Dyrektor szkoły Robert Voelkel w rozmowie z gazetą „Tagesspiegel” przyznał, że miał co prawda obiekcje, ale przekonał go argument nauczyciela organizującego wyjazd, że podróż taka pozwoli obalić antyamerykanizm powszechny wśród jego uczniów.
Fala oburzenia
Po wyjściu na jaw tych faktów na szkołę spadły gromy między innymi od Zrzeszenia Berlińskich Podatników. W oświadczeniu prasowym stwierdza ono, że "wycieczka szkolna za ocean nie jest konieczna dla zapewnienia komukolwiek egzystencji w godnych warunkach, do czego służą zapomogi”.
Przewodniczący zrzeszenia Aleksander Kraus stwierdził, że jest jak najbardziej pożądane, by dzieci i młodzież, niezależnie od dochodów ich rodziców, mogły uczestniczyć w społecznym i kulturalnym życiu społeczeństwa, ale podróż do Nowego Jorku to "jednoznaczne przeciągnięcie struny”.
Goraz głośniej rozlega się obecnie postulat, by wszędzie wprowadzić górną granicę dofinansowania aktywności edukacyjnych uczniów. Dyrektor gimnazjum im. Roberta Kocha też wyciągnął nauczkę. Przyznał, że podobnie drogiej wycieczki nie będzie w jego szkole przez następne 20 lat. Do tego nie potrzebne będą jednak żadne rozporządzenia dyrekcji. Jak zaznaczył, „dyskusja w pokoju nauczycielskim jest tak zażarta, że niepotrzebne są jakiekolwiek zakazy”.
dpa / Malgorzata Matzke