"Tannhäuser": operowy skandal w Düsseldorfie
10 maja 2013Wielkie emocje i okrzyki oburzenia - z takimi reakcjami reżyser opery Wagnera Burkhard C. Kosminski się liczył. Nie liczył się natomiast z tym, że widzowie wychodzić będą trzaskając drzwiami a nawet wzywać pomoc lekarską. To konsekwencja drastycznej inscenizacji, przenoszącej akcję "Tannhäusera" w czasy III Rzeszy, z jej najstraszniejszymi stronami: rozstrzeliwaniem i mordowaniem ludzi w komorach gazowych czy sceną samopodpalenia. Zaskoczona reakcjami była też dyrekcja opery, która pociągnęła za symboliczny "hamulec bezpieczeństwa". Po premierze opery zadecydowano, że będzie ona grana jedynie w wersji koncertowej - bez akcji scenicznej.
Przemoc na scenie
Skandale teatralne są tak stare jak ten gatunek sztuki. Przedstawianie na scenie dzikości i brutalności rzadko kiedy nie cieszyło się poklaskiem publiczności - wystarczy wspomnieć skandal towarzyszący prawykonaniu ˝Święta Wiosny" Igora Strawińskiego w 1912 roku w Paryżu. Jednak ówczesna raczej symboliczna antycypacja ustąpiła dziś miejsca drastycznie realistycznemu przedstawianiu przemocy. W kolońskiej inscenizacji opery "Samson i Dalila" Camila de Saint-Saensa z 2009 roku, reżyser Tilman Knabe nie zawahał się przedstawić realistycznie scen gwałcenia kobiet i egzekucji.
Odwaga na eksperyment
Inscenizacja Knabego spotkała się z oficjalnymi protestami solistów i członków chóru opery kolońskiej. Argumentowali oni m. in. psychicznym obciążeniem związanym z przedstawianiem drastycznych scen. Niektórzy przedstawili nawet zaświadczenia lekarskie o niezdolności do pracy.
Podobnie zareagowali też niektórzy widzowie przedstawienia "Tannhäusera", którzy skorzystali z pomocy lekarzy. Jednak tradycyjne inscenizacje oper stają się, przynajmniej w Niemczech, coraz rzadsze.
Ciemna strona Wagnera
Pretekstem do drastycznej inscenizacji w Düsseldorfie jest obchodzona właśnie 200. rocznica urodzin Ryszarda Wagnera. Reżyser postanowił zwrócić uwagę publiczności na antysemityzm kompozytora i wpływ jego muzyki na Hitlera. Tego rodzaje artystyczne prowokacje nie są niczym niezwykłym, broni się reżyser. Dlatego reakcja publiczności, a nawet lokalnej społeczności żydowskiej, jest dla niego niezrozumiała. - Oświadczam, że w żadnym momencie nie wykorzystałem straszliwych zbrodni nazistów jako celu samego w sobie, jako taniego sposobu na wywołanie skandalu - mówi zdenerwowany Burkhard Kosminski. Dyrekcji opery zarzucił jednocześnie "swego rodzaju cenzurę".
Kiedyś skandal, dziś klasyka
Skandal w Duesseldorfie zwraca ponownie uwagę na trudny balans między wolnością sztuki z jednej strony, a oczekiwaniami publiczności i dyrekcji teatrów z drugiej. Pomimo wielu odważnych inscenizacji zdejmowanie oper z afisza zdarza się w Niemczech rzadko. Ostatni tego typu przypadek miał miejsce w 2006 roku w Berlinie. Wtedy to dyrekcja opery odwołała przedstawienia opery Mozarta "Idomeneo" z obawy przed protestami muzułmanów. W jej trakcie pokazywano bowiem obciętą głowę proroka Mahometa.
Historia teatru operowego uczy jednak, że wiele skandalicznych inscenizacji staje się z czasem "klasykami". Tak było na przykład z inscenizacją "Pierścienia Niebelunga" Patrice'a Chereau w czasie Festiwalu Wagnerowskiego w Bayreuth w 1976 roku. Czy akurat duesseldorfski "Tannhäuser" ma szansę powtórzyć ten sukces, jest sprawą dyskusyjną. Ze względu na radykalną decyzję dyrekcji opery w Düsseldorfie publiczność nie będzie miała możliwości wyrobienia sobie własnego zdania na ten temat.
Klaus Gehrke / Bartosz Dudek
red. odp. Małgorzata Matzke