Trudne początki powojennego duszpasterstwa dla Polaków
28 marca 2021Po II wojnie światowej w zachodnich strefach okupacyjnych pokonanych Niemiec liczba uchodźców szacowana była na 1,2 do 1,5 mln osób. Z tej liczby - jak sądzono - 850 tysięcy osób nie zamierzało wracać do swoich ojczyzn. Większość z nich stanowili Polacy.
Duszpasterzem tych osób ustanowiono już w 1944 r. biskupa polowego Wojska Polskiego Józefa Gawlinę, który od 5 czerwca 1945 r. stał się na mocy dekretu Watykanu ordynariuszem Polaków w Niemczech i Austrii.
Jeszcze przed przyjazdem bp. Gawliny do Niemiec, od razu swą działalność rozpoczęli księża uwolnieni z obozów koncentracyjnych, m. in. z Dachau. 27 kwietnia 1945 r. były więzień polityczny ks. Antoni Troszyński odprawił pierwsze nabożeństwo w kaplicy więziennej w Ambergu, gdzie zgromadziło się trzystu Polaków, pięciuset Czechów, ponad stu Jugosłowian, Francuzów, Belgów, Holendrów i osób innych narodowości.
Jak zanotował biskup Gawlina w swych pamiętnikach, przedstawiciel Watykanu ks. Domenico Tardini wręczając mu dekret o nominacji na ordynariusza Polaków w Niemczech i Austrii podkreślał, że „Ojciec św. żadną miarą nie chce, by byli oni exempti (wyłączeni)" i że zdaje on sobie sprawę z trudności, które pokonać musi nominat.
Pierwsze kroki bp Gawlina stawiał w Dachau – byłym nazistowskim obozie koncentracyjnym, nazywanym „Golgotą księży”. Do niego przywieziono w latach 1940–1945 ponad 35 tys. Polaków, z czego niemal 2 tys. stanowili kapłani. Na polskich duchownych dokonywano m. in. eksperymentów pseudomedycznych. Tylko połowa z nich doczekała wyzwolenia.
Trudna misja biskupa Gawliny
Działalność biskupa Gawiny w Niemczech rzeczywiście nie była łatwa. Amerykanie nie chcieli mu pomagać. Gdy 27 czerwca 1945 r. jako biskup i generał aliancki poprosił o przydział samochodu, aż do 1 września 1945 r., nie dostał odpowiedzi.
Jednak najważniejsza w jego działalności była wizytacja obozów, w których przebywali Polacy.
„Od początku uderzała nas ogromna dbałość aliantów o dobro ludności niemieckiej, po części ze względów politycznych, a nie mniej z powodu wpływów niemieckich fräuleins znajdujących się prawie w każdym urzędzie amerykańskim. Wielu oficerów amerykańskich, zwłaszcza w 3. Armii gen. Pattona, było pochodzenia niemieckiego. Moralność kobiet niemieckich stała na bardzo niskim poziomie. Amerykański płk Russel (w Bayreuth) powiedział mi, że Amerykanie nigdy nie wyobrażali sobie, jak niski jest standard moralny kobiety niemieckiej. Poza tym wszystkim Niemcy wmawiali aliantom, że ludność polska, którą – jak wiadomo – deportowano na ciężkie roboty do Reichu, przybyła dobrowolnie do Niemiec, ażeby Hitlerowi przeciwko aliantom pomagać. Gdy w Bayreuth oficerom amerykańskim wyjaśniłem prawdziwy stan rzeczy, podziałało to na nich jak rewelacja, którą przyrzekli rozpowszechniać wśród swoich” - napisał w swoich wspomnieniach bp Gawlina.
Ordynariusz Polaków w Niemczech i Austrii musiał na początku borykać się z ogromnymi problemami, by zorganizować warunki do pracy dla swoich podwładnych w Niemczech. By otrzymać lokal na biuro dla swego wikariusza generalnego, ks. Franciszka Jedwabskiego, biskup odwiedził na początku lipca 1945 r. sztab aliancki we Frankfurcie nad Menem. Ale Amerykanie nie chcieli mu pomóc. „Nikt z decydujących ludzi nie mógł mi zapewnić ani miejsca, ani uznania dla mego wikariusza generalnego, który przecież we Frankfurcie urzędować musiał. Szef UNRRA, płk amerykański Schottland, a tak samo ppłk angielski Palavicini byli very sorry” - zanotował.
"Ten polski biskup to świetny facet"
O życzliwość wobec Polaków apelował biskup Gawlina 8 sierpnia 1945 roku do amerykańskiego generała George’a Pattona w Bad Toelz. Na początku wywiązała się między nimi ostra rozmowa, która świetnie obrazuje ówczesne nastawienie alianckich dowódców do Polaków. Znany z ciętego języka Amerykanin zaczął bez ogródek: „Bishop, your people are bad. They are thiefs”(Biskupie, wasi ludzie są źli. To złodzieje). Polski hierarcha nie dał się jednak zbić z tropu i odparł: „Nie chciałbym tak uogólniać mówiąc na przykład o waszej 3. Armii. Wiem, że jesteście dzielnymi żołnierzami słynnej Armii, ale czy tu nigdy nie wydarzyło się żadne chuligaństwo?" - ciągnął polski duchowny. „To ludzkie" - odpowiedział generał. „Tak samo ludzkie jest wśród moich Polaków” - odparował hierarcha. Stanowcze odpowiedzi biskupa i jego osobista charyzma najwidoczniej przekonały amerykańskiego dowódcę. Patton przyrzekł uczynić dla Polaków co tylko będzie mógł i prosił biskupa o częstsze odwiedziny u siebie. Dał mu też stałą przepustkę do wizytowania polskich obozów na terenach zajętych przez 3. Armię USA, a dodatkowo zadzwonił do sztabu głównego 7. Armii polecając go słowami: „Ten polski biskup to świetny facet”.
Co powiedzą Sowieci?
Drugim przełomowym momentem była rozmowa z głównodowodzącym korpusu wojsk alianckich w Europie (SHAEF) i późniejszym prezydentem USA gen. Dwightem Eisenhowerem. Bp Gawlina pojechał na spotkanie z nim 10 listopada 1945 r. wraz z nuncjuszem papieskim Carlo Chiarlim. Według jego wspomnień gen. Eisenhower podarował na siedzibę ordynariatu willę we Frankfurcie oraz zgodził się na telefonowanie z niej do Watykanu. Na tym spotkaniu był także obecny szef alianckiego sztabu gen. Walter Bedell-Smith, który zanotował: "SHAEF nie może stać się centrum misji wszystkich wyznań. Na to patrzą przecież Sowiety, a Stany Zjednoczone też nie są krajem katolickim”.
Polscy duchowni nie zrażali się jednak przeciwnościami i koncentrowali się na duszpasterstwie. Staraniem księży chrystusowców, m.in. ks. Józefa Okosa, w 1946 r. w diecezji Paderborn i części diecezji Kolonii przywrócono w kościołach niemieckich polskie nabożeństwa na wzór istniejących przed wojną, a rok później zorganizowano pierwszą po wojnie pielgrzymkę Polaków do sanktuarium maryjnego w Neviges. Podobnie było w innych regionach zachodnich Niemiec.
W maju 1945 roku pod jurysdykcją bp Gawliny w okupowanych Niemczech znajdowało się łącznie 450 polskich księży. Duszpasterstwo organizowano też w polskich kompaniach wartowniczych i technicznych przy US Army. Do 1955 r. przy armii amerykańskiej pracowało na etatach 35 polskich kapelanów.
Nadal potrzebni
Jednak wraz ze stopniową likwidacją obozów dla polskich uchodźców (ostatnie istniały aż do 1959 roku) i powrotem bądź dalszą emigracją Polaków (m. in. do USA, Kanady czy Australii) zmiejszała się liczba polskich duszpasterzy.
W 1964 roku istniało w Niemczech zachodnich 35 polskich parafii, w których pracowało 50 polskich księży.
Po śmierci bp. Gawliny w 1964 r. funkcję ordynariusza Polaków w Niemczech Zachodnich przejął ks. Edward Lubowiecki i pełnił ją aż do swej śmierci 12 grudnia 1975 r. Po jego zgonie diecezję dla Polaków przekształcono w istniejącą do dziś Polską Misję Katolicką. Jej centrala (rektorat) mieści się w Hanowerze.
Mimo trudnych początków duszpasterstwo dla Polaków jest obecne we wszystkich większych miastach RFN i odgrywa ważną rolę w życu niemieckiej Polonii.
Cytaty pochodzą z książki Józefa Gawliny "Wspomnienia" w oprac. ks. Jerzego Myszora. Księgarnia św. Jacka, Katowice, 2004.