Głosy po szczycie
11 grudnia 2011Takiej opcji nie wyklucza Martin Schulz, przewodniczący frakcji socjaldemokratycznej Europarlamentu. "Wątpię, czy na dłuższą metę Wielka Brytania pozostanie w Unii" - powiedział Schulz, desygnowany przewodniczący parlamentu europejskiego, w wywiadzie dla Bild am Sonntag. "David Cameron strzelił gigantycznego samobója. Wielka Brytania jeszcze nigdy nie była w takiej izolacji" - powiedział.
Jego zdaniem brytyjscy eurosceptycy będą obecnie wywierać na Cemerona presję, żeby Wielka Brytania wystąpiła z UE. "Ale Unia by sobie z tym poradziła. W najgorszym przypadku Unia może się obyć bez Wielkiej Brytanii, gorzej jest z Wielką Brytanią bez Unii".
Przewodniczący Komisji Europejskiej w Bundestagu Gunther Kriechbaum (CDU) także uważa, że wystąpienie Wielkiej Brytanii byłoby możliwe. Jak zaznaczył w wywiadzie dla Rheinische Post "Traktat Lizboński wyraźnie pozostawia otwarte wszystkie możliwości, także wyjścia z UE. To Brytyjczycy muszą zdecydować, czy są za Europą, czy przeciw niej".
Dla prezydenta Niemiec Christiana Wulffa (CDU) wystąpienie Wielkiej Brytanii jest wykluczone. "Obecność Wielkiej Brytanii jest wielką zaletą - powiedział prezydent, odbywający obecnie podróż po krajach Półwyspu Arabskiego. "Powinniśmy być świadomi, co oznacza pojęcie Europy, a nie spekulować na temat, jak ją uszczuplić. Nasza droga w świat prowadzi właśnie przez Europę. Możliwe jest załatwienie także poważnych problemów" - zaznaczył wyrażając także nadzieję, że nikt nie będzie podważał tego konsensusu.
Stosunki Niemiec z Francją, Włochami i Wielką Brytanią są "filarami całej UE" - powiedział prezydent i dodał, że chciałby zapewnić królową Elżbietę o tym, że Niemcy będą dalej dbać o ścisłe relacje z Wielką Brytanią. Także kanclerz Angela Merkel nie przerwie dialogu z premierem Cameronem" – powiedział Wulff.
Podzielone zdania ekonomistów
Wyniki brukselskiego szczytu odbiły się także echem w świecie ekonomii.
"Jest to pierwszy unijny szczyt kryzysowy, którego rynki finansowe nie skwitowały stwierdzeniem: za mało i za późno" - powiedział naczelny ekonomisty Deutsche Bank Thomas Mayer w wywiadzie dla Passauer Neue Presse, zaznaczając, że był to pierwszy szczyt, który nie zajmował się gaszeniem kryzysowego pożaru, tylko spoglądał w przyszłość. "Nowa architektura fiskalna jest dużym postępem jakościowym" - powiedział, zastrzegając, że "kompletnie nie wiadomo tylko, jak wygląda droga, która do niej prowadzi”.
Ekspert ekonomiczny Wolfgang Franz uznał ustalenia brukselskiego szczytu za drogę we właściwym kierunku: „Państwa UE muszą nie tylko obrać kurs ostrej konsolidacji budżetów, lecz także wzmocnić swe gospodarki na drodze reform".
Inni ekonomiści przejawiali raczej sceptycyzm: "Czy hamulce zadłużenia w ogóle zadziałają, jest dość wątpliwe. W każdym razie potrzeba sporo czasu do ich implementacji" - powiedział dyrektor związkowego Instytutu badań nad mikroekonomią i koniunkturą (IMK) Gustaw Horn w wywiadzie dla dziennika Handelsblatt.
Także specjalista z dziedziny badań nad koniunkturą w instytucie DIW Ferdinand Fichtner, jest rozczarowany: "Polityka nie posunęła się ani o krok naprzód w zwalczaniu trwającego kryzysu. Nie zasygnalizowano ani poszerzenia parasola ratunkowego, ani mocniejszej interwencji ze strony EBC. A tylko tą drogą można przekonująco rozwiązać problemy państw Europy południowej z płynnością finansową".
Szef badań nad koniunkturą z monachijskiego instytutu Ifo Kai Carstensen, wskazał na liczne czynniki ryzyka brukselskich ustaleń, które to ustalenia są jego zdaniem raczej "czystymi deklaracjami woli, które do tego jeszcze muszą być ratyfikowane przez strony porozumienia, a obietnice finansowego transferu 200 mld euro do MFW muszą być zrealizowane w czasie 10 dni."
dpa, reuters / Małgorzata Matzke
red.odp.: Elżbieta Stasik