Wulff: "Wspólne przeżywanie cierpienia koi ból"
2 sierpnia 201016-letnia Annalena zdecydowała się pozostać w domu. Na Paradę Miłości do Duisburga pojechały jej przyjaciółki. Później jej ojciec, prezydent Niemiec, dowiedział się, że w Duisburgu życie stracił najbliższy przyjaciel jego siostrzeńca.
Według niego młodzi ludzie będą potrzebowali dużo czasu, by pogodzić się z tym, co się stało. W wywiadzie dla Bild am Sonntag powiedział, że myślami jest z siłami ratunkowymi; z ludźmi, którzy dali z siebie wszystko, żeby ratować innych. Dodał, że na skutek tej katastrofy wielu ludzi doświadcza teraz ból i cierpienie.
Taka tragedia nie może się powtórzyć
W sobotę (31.07.) prezydent Niemiec uczestniczył wraz z kanclerz Angelą Merkel w uroczystości żałobnej ku czci 21 ofiar śmiertelnych Parady Miłości. Mimo, że wspólne przeżywanie takiej tragedii nie jest w stanie złagodzić bólu, powiedział w wywiadzie, że już sama świadomość, że człowiek nie jest w swoim cierpieniu sam, pomaga go lepiej znosić.
Żeby tego typu nieszczęścia w przyszłości się nie powtórzyły, Wulff uważa, że trzeba się tak do wielkich imprez przygotować, żeby dzieci i młodzież mogły bez obawy w nich uczestniczyć.
Prezydent wyraził nadzieję, że sprawa katastrofy zostanie szybko i drobiazgowo wyjaśniona; "tego jesteśmy winni ofiarom i ich najbliższym". Wysunął też postulat, by decydenci korzystali z internetu jako instrumentu wczesnego ostrzegania. "W forach internetowych już dosyć wcześnie ostrzegano przed katastrofą z ofiarami śmiertelnymi".
Straumatyzowani ratownicy
W wywiadzie dla BaS prezydent Niemiec nawiązał też do innych katastrof jak choćby wykolejenia się pociągu ICE w Eschede. Podkreślił, że traumę przeżywają nie tylko uczestnicy nieszczęścia; że posttraumatyczne przeżycia towarzyszą również ludziom, którzy niekiedy z narażeniem własnego życia pomagają ofiarom katastrof: "pracownicy służb ratunkowych, którzy nie potrafili strawić tej tragedii, odebrali sobie po katastrofie w Eschede życie".
Dlatego Christian Wulff chce ratowników z Duisburga zaprosić do Berlina i odznaczyć.
Wulff: "Śmierć należy do życia"
"W żałobie unaocznia się również aspekt religijny jak ten, że śmierć należy do życia" - powiedział prezydent. Dodał, że zdaje sobie sprawę, iż zwłaszcza ludziom młodym trudno się pogodzić ze śmiercią.
W dalszej części wywiadu Wulff nawiązał do wydarzenia, które wywarło piętno na jego życiu. Któregoś dnia dotarła doń, wtedy jeszcze premiera Dolnej Saksonii, wiadomość o katastrofie autokaru w Rumunii. Wśród zabitych byli mieszkańcy jego landu. Musiał te straszne wieści przekazać dziadkom, opiekującym się pod nieobecność rodziców, wnukami: "Gdy te dzieci podeszły do mnie, myśl, że ich rodzice już nie żyją, zasznurowała mi gardło. Jeszcze nie wiedziały, że mama i tata nigdy nie powrócą".
Jak można pomóc?
"Po katastrofie kolejki magnetycznej Transrapid utworzyliśmy w Dolnej Saksonii fundusz pomocowy" - mówi Wulff - "Zebraliśmy 750 tysięcy euro. Dzięki temu można było szybko i niebiurokratycznie pomóc. Nadto wybraliśmy ombudsmana (rzecznika), który zadbał o interesy poszkodowanych i występował w ich imieniu przed ubezpieczalniami czy innymi urzędami.
Prezydent uważa, że w podobny sposób można by pomóc osobom poszkodowanym w katastrofie w Duisburgu.
Kiedy prezydent potrzebował słowa otuchy?
Szczególnie wtedy, mówi, gdy jego matka ciężko zachorowała na stwardnienie rozsiane (MS) i wkrótce potem została sparaliżowana. Zarówno parafia jak i sąsiedzi i krewni zasygnalizowali: nie jesteś sam. Pomożemy jak tylko będziemy potrafili. Christian Wulff miał wtedy 17 lat. "To mi bardzo pomogło" - powiedział.
BaS / Iwona Metzner
red. odp.: Marcin Antosiewicz