Wybory szefa Europarlamentu. "To coś fajnego"
17 stycznia 2017Napięcie wisi w powietrzu. Po raz pierwszy od dekad o tym, kto będzie przewodniczącym Parlamentu Europejskiego nie zadecyduje cicha umowa zawarta w zaciszu gabinetów. Dotąd było tak, że największe frakcje w parlamencie - konserwatyści i socjaliści - zawsze na przedpolu głosowania uzgadniały wspólnego kandydata czy kandydatkę. Tym razem ma być inaczej.
Jest siedmiu kandydatów, po jednym z każdej frakcji. Wynik głosowania jest otwarty – uważa Doru Frantescu z organizacji pozarządowej "Votewatch". Frantescu na podstawie prognoz twierdzi, że wybór padnie na włoskiego konserwatystę Antonio Tajaniego.
Ale to tylko prognoza, wszyscy kandydaci zdani są na głosy innych frakcji. Dlatego potrzebne będą koalicje. Spodziewać się można intryg i zdrady. Kandydat socjalistów Gianni Pitella podchodzi do tego z optymizmem. – Głosowanie bez zawartej z góry umowy to coś fajnego. Na końcu czterech rund głosowania wygra ten, kto otrzymał najwięcej głosów. Nawet o jeden lub 10 więcej. Na tym polega demokracja!
Koniec "wielkiej koalicji"?
Wielu deputowanych jest zaskoczonych tym, że socjaliści i konserwatyści wycofali się z nieformalnej wielkiej koalicji. To właśnie ta koalicja sprawiała, że praca nad stanowieniem unijnego prawa i współpraca z Radą Europejską przebiegały sprawnie. Rada Europejska, czyli przedstawicielstwo rządów narodowych, musi zatwierdzać unijne prawo tak samo jak Europarlament. Komisja Europejska przedstawia natomiast akty prawne do akceptacji. Wszystkie te trzy europejskie organy często za zamkniętymi drzwiami, w procedurze zwanej "trilogiem", uzgadniały kompromisy. Ustępujący przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz uważany był za mistrza takich działań. W ten sposób można było przyspieszać prace legislacyjne. Jednak wiele mniejszych frakcji i pojedynczych deputowanych czuło się ignorowanych. To ma się teraz zmienić, obiecuję – jak podkreślał Gianni Pitella w rozmowie z DW. – Chcę być przewodniczącym całego Parlamentu Europejskiego, przewodniczącym wszystkich frakcji i deputowanych – podkreślał Pitella. Jego konkurent Antonio Tajani jest przedstawicielem starej wielkiej koalicji, stylu opartego na konszachtach i kontynuacji – krytykuje Pitella. Tajani zaprzecza: – Chcę być przewodniczącym, który buduje mosty. Jak dodaje, chce działać inaczej niż Martin Schulz i nie forsować tylko własnych poglądów, lecz reprezentować cały parlament, także i mniejszości.
Liberalny kandydat Guy Verhofstadt wietrzył szansę dla siebie, wedle powiedzenia "gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta". Verhofstadt na przedpolu wyboru przewodniczącego próbował przeciągnąć na swoją stronę deputowanych włoskiej partii populistycznej "Pięć Gwiazd". Włoscy eurosceptycy nie pasowali jednak do liberałów. Próba zakończyła się fiaskiem. To zmniejszyło szanse byłego belgijskiego premiera. We wtorek rano Verhofstadt wycofał swoją kandydaturę opowiadając się za Tajanim. Ceną za poparcie mogła być obietnica stanowiska wiceprzewodniczącego - spekulują dziennikarze.
"Teatr absurdu"
Małe szanse na wybór ma czterech kandydatów mniejszych frakcji. Uwagę zwraca przy tym kandydatka Zielonych - Brytyjka Jean Lambert. Kandyduje, choć Wielka Brytania zamierza opuścić Unię Europejską. W ten sposób, twierdzi Lambert, frakcja Zielonych chce zademonstrować sprzeciw wobec Brexitu. Inni parlamentarzyści uważają to za teatr absurdu.
Przewodniczącym Europarlamentu zostanie ten kandydat lub kandydatka, który (lub która) otrzyma absolutną większość oddanych głosów. W czwartej rundzie wystarczy zwykła większość. Gdyby w czwartej rundzie dwóch kandydatów otrzymało tę samą ilość głosów, to według regulaminu wygrywa kandydat starszy wiekiem. W czasie każdej rundy głosowania można wysuwać nowych kandydatów. – Niczego nie można wykluczyć. Być może pojawi się jakiś niespodziewany kandydat – zastanawia się przewodnicząca frakcji Lewicy Gaby Zimmer.
Bernd Riegert / Bartosz Dudek