Wybory w Czechach: 30 lat po Havlu wygra były komunista
27 stycznia 2023Bukmacherzy zdają się już od dłuższego czasu wiedzieć, kto będzie nowym prezydentem Czech. Za sto koron postawionych na zwycięstwo generała Petra Pavla są gotowi wypłacić 104 korony. Gdyby jednak wygrał Andrej Babisz, za sto koron wypłacą aż 1200.
Skąd tak olbrzymia różnica notowań, skoro obaj kandydaci na szefa państwa zdobyli niemal tyle samo, bo po niemal dwa miliony głosów? Ich wyniki dzieliło niewiele więcej niż jeden punkt procentowy – około 23 tysiące głosów.
Rzecz w tym, że za Pavlem natychmiast opowiedziało się troje pokonanych rywali z pierwszej tury. Gdy jasne już było, kto przechodzi do drugiej, była rektorka Uniwersytetu im. Gregora Mendla w Brnie Danusze Nerudová oraz dwaj senatorowie, konserwatysta Pavel Fischer i liberał Marek Hilszner prosto ze swoich sztabów ruszyli na spotkanie z generałem Pavlem, by zapewnić go o swoim poparciu. A swoich wyborców wezwali do tego samego.
Wybory w Czechach: Petr Pavel prowadzi
W rezultacie według ostatnich czterech sondaży opublikowanych przez renomowane agencje badania opinii publicznej przewaga Pavla nad Babiszem wzrosła do kilkunastu punktów procentowych. Generał ma o ponad jedną trzecią zwolenników więcej niż były premier.
Ale czy podobnie będzie wyglądać też ostateczny wynik głosowania, wcale nie jest pewne. Przekonani o pewnym zwycięstwie swojego kandydata wyborcy Pavla mogą bowiem na przykład uznać, że nie ma już potrzeby tracić czasu na wybory. I może się stać tak, jak w 2015 roku w Polsce, kiedy to ponowny wybór Bronisława Komorowskiego na prezydenta RP też wydawał się pewny.
Są jeszcze wyborcy, którzy w pierwszej turze nie głosowali. Jeśli teraz wybiorą się do lokali wyborczych, mogą dość radykalnie zmienić wynik głosowania. Wprawdzie przy pierwszym podejściu frekwencja była wysoka, ponad 68-procentowa, to jednak – według agencji Median – tym razem do urn może pójść nawet 76 procent uprawnionych. W poprzednich wyborach prezydenckich w 2018 roku rzeczywiście było tak, że w drugiej turze frekwencja była o niemal pięć punktów procentowych wyższa niż w pierwszej.
Komunistyczna przeszłość kandydatów
Jak będzie tym razem, trudno przewidzieć. Kampania wyborcza zaczęła się od niezwykle ostrego ataku Babisza na zwycięzcę pierwszej tury Pavla. Już na pierwszej konferencji prasowej, gdy znane już były tymczasowe wyniki, nazwał go sowieckim agentem szkolonym do desantu na tyłach wroga.
Pavel przyznał wprawdzie, że od 1988 roku uczestniczył w kursie organizowanym przez podlegający wywiadowi wojskowemu instytut, ale po to, by stać się dyplomatą wojskowym. W listopadzie jednak historyk Petr Blażek opublikował dokumenty, z których ma wynikać, że celem takich kursów było szkolenie szpiegów, a nie dyplomatów.
Pod koniec 1989 roku w Czechosłowacji doszło do aksamitnej rewolucji, która położyła kres władzy Komunistycznej Partii Czechosłowacji. Pavel wypisał się z niej już w 1989 roku, podobnie zresztą jak i jego dzisiejszy rywal Babisz, który wprawdzie miał dłuższy staż członkowski, ale – jak przy każdej sposobności podkreśla – nie pełnił żadnych funkcji. Partyjne członkostwo było mu potrzebne rzekomo jedynie po to, był móc wyjechać do pracy do Maroka. Pavel stał się natomiast szefem podstawowej organizacji partyjnej zrzeszającej dwudziestu członków wywiadowczego kursu.
Babisz ma jednak inny problem ze swoją przeszłością. W archiwach słowackiego Instytutu Pamięci Narodu (ÚPN) figuruje bowiem wciąż jako tajny współpracownik czechosłowackiej esbecji StB, agent Buresz. Mimo kilkuletnich usiłowań przed słowackimi sądami nie udało mu się doprowadzić do wykreślenia jego nazwiska z tych akt.
Obaj kandydaci uznali swą komunistyczną przeszłość za błąd i przeprosili za nią. Obaj jednak w trakcie kampanii wyborczej ostro wytykali ją sobie nawzajem.
Babisz vs Pawel. Wojna i pokój
Ale najważniejsze starcie między oboma kandydatami przebiega na całkiem innym froncie. Babisz cały czas prezentował się jako niezłomny bojownik o pokój. Na jednym z plakatów wyborczych kazał wręcz napisać: „Nie wciągnę Czech do wojny. Jestem dyplomatą. Nie żołnierzem.” Na innym był już bardziej bezpośredni: „Generał nie wierzy w pokój. Wybierzcie pokój. Wybierzcie Babisza.”
Pavel odpowiadał, że nie wierzy w pokój trwały, wieczny, bo to iluzja. A dowodzą tego wojny w byłej Jugosławii i na Ukrainie. Na utrzymaniu pokoju zależy mu zaś bardziej niż wielu politykom, bo wojnę przeżył na własnej skórze i widział, co ona wyprawia z żołnierzami i cywilami.
Faktycznie Pavel uczestniczył w misji pokojowej UNPROFOR w byłej Jugosławii, wtedy jeszcze jako podpułkownik. W styczniu 1993 roku dowodzony przezeń 30-osobowy oddział uratował 55 żołnierzy francuskich z bazy Karin koło Zadaru, która znalazła się pod moździerzowym ostrzałem sił chorwackich. Czterech czeskich żołnierzy, w tym obecny kandydat na prezydenta, zostało za tę akcję odznaczonych francuskim krzyżem walecznych.
Pokojowy szczyt Babisza
W wyborczych debatach Babisz wielokrotnie obiecywał, że jeśli zostanie szefem państwa, zorganizuje na Praskim Zamku pokojowy szczyt w sprawie wojny na Ukrainie. – Najpierw zwrócę się do prezydenta Zełenskiego. Byłem tam w listopadzie 2019 roku, potępiłem aneksję Krymu. Potem zwrócę się do V4 (Grupy Wyszehradzkiej), potem zwrócę się do Macrona, który rozmawia z Bidenem, zwrócę się do Erdoğana. Zobaczę, jak wygląda sytuacja w związku z możliwością zakończenia wojny w Europie. A potem będzie to zależało od nich – prezentował swój koncept były premier w jednej z debat z generałem.
Nie tylko Pavel, ale i liczni komentatorzy ocenili, że ten pomysł nie ma szans na realizację. Według generała, dokumentuje on „chaotyczne podejście” byłego premiera do polityki zagranicznej. Planem pokojowym powinna się zająć jego zdaniem organizacja międzynarodowa, w której Czechy mają swojego reprezentanta.
Splunięcie w twarz ofiarom reżimu
26 stycznia 1993 roku czescy posłowie i senatorowie wybrali na prezydenta Republiki Czeskiej Václava Havla. Czołowy przedstawiciel czeskiej opozycji antykomunistycznej wrócił na Praski Zamek po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej abdykacją z urzędu prezydenta Czechosłowacji, do której skłoniło go przyjęcie deklaracji suwerenności przez Słowacką Radę Narodową, parlament słowackiej części federacji.
W piątek i sobotę obywatele Czech po raz trzeci wybiorą nowego prezydenta w wyborach bezpośrednich. Kto nim będzie, dowiemy się już w sobotę 28 stycznia. Na odpowiedź na pytanie, czy się sprawdzi, trzeba będzie poczekać znacznie dłużej. Jedno jest już jednak pewne: 30 lat po wyborze Václava Havla na prezydenta Czech, nowym szefem państwa stanie się człowiek z nie do końca wyjaśnioną komunistyczną przeszłością.
Babisza otwarcie poparli komuniści, generałowi Pavlowi zaufało zaś wielu z tych, którzy przed 1989 rokiem walczyli z komunizmem. Są jednak i tacy, dla których alternatywa stworzona wyborczymi decyzjami z pierwszej tury jest nie do przyjęcia. Jednym z nich jest muzyk rokowy, aktywista i polityk Michael Kocáb, który między innymi był ministrem do spraw praw człowieka i mniejszości narodowych, a także odegrał ważną rolę w usiłowaniach, które doprowadziły do wyprowadzenia sowieckich wojsk z Czechosłowacji. Przeprosin obu kandydatów nie uważa za szczere i nie zagłosuje na żadnego z nich. – To jest splunięcie w twarz wszystkim ofiarom reżimu komunistycznego, kiedy ktoś, kto był członkiem tej organizacji, chce teraz zostać prezydentem, a nas to nie obchodzi – powiedział Kocáb w rozmowie z Czeskim Radiem.