Zapomniane gwarancje dla Ukrainy
6 grudnia 2014O tym, że Ukraina była kiedyś mocarstwem atomowym i pozbyła się swojej broni nuklearnej w zamian za gwarancje bezpieczeństwa, wiedzieli na Zachodzie do niedawna tylko eksperci ds. bezpieczeństwa i niektórzy politycy. Od czasu rosyjskiej aneksji Krymu Ukraina przypomina o tzw. Memorandum Budapeszteńskim, dokumencie podpisanym 5 grudnia 1994 na szczycie Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE).
W dokumencie tym USA, Wielka Brytania i Rosja poparły decyzję kijowskiego rządu o przystąpieniu do traktatu antyatomowego. Zagwarantowały m.in. respektowanie niepodległości i „istniejących granic” Ukrainy. Podobne porozumienia podpisały tego samego dnia byłe republiki sowieckie Białoruś i Kazachstan.
Walizka u Jelcyna
20 lat temu Memorandum Budapeszteńskie oznaczało zakończenie długoletnich rokowań między państwami powstałymi w wyniku rozpadu Związku Radzieckiego i czołowymi zachodnimi mocarstwami atomowymi. Ukraina miała przy tym szczególną pozycję. Po upadku Związku Radzieckiego w 1991 kraj ten odziedziczył 176 strategicznych i ponad 2500 taktycznych rakiet atomowych. Tym samym Ukraina posiadała trzeci co do wielkości (po Stanach Zjednoczonych i Rosji) arsenał broni atomowej na świecie.
Tak było tylko formalnie, twierdzi Leonid Krawczuk, były prezydent Ukrainy w rozmowie z Deutsche Welle. De facto Kijów był bezsilny. – Wszystkie systemy kontrolne były w Rosji, tak zwana czarna walizka z przyciskiem „Start” u prezydenta Rosji Borysa Jelcyna – mówi Krawczuk.
Nacisk i formalne gwarancje
Ukraina mogła zatrzymać broń atomową, jednak cena za to byłaby bardzo wysoka, wyjaśnia Krawczuk. Wprawdzie rakiety nośne były produkowane w Dnipropetrowsku na południu Ukrainy, ale głowice nuklearne już nie. Produkcja własna i przegląd techniczny byłyby za drogie. – Kosztowałoby to nas 65 miliardów dolarów, a kasa państwowa była pusta – mówi Krawczuk. Poza tym Zachód groził Ukrainie izolacją, bo rakiety były skierowane na USA. Dlatego „jedyną możliwą decyzją” - jak zaznacza były prezydent Ukrainy - była rezygnacja z broni atomowej.
Ukraińskie rakiety zostały przewiezione do Rosji i zniszczone. W ramach kompensacji ukraiński rząd otrzymał pomoc finansową z USA, korzystne dostawy energii z Rosji i gwarancje bezpieczeństwa, które zostały zapisane w Memorandum Budapeszteńskim.
Gwarancje te były tylko formalnością, ponieważ nie zapisano żadnego mechanizmu sankcji. Wskazuje na to ekspert ds. Europy Wschodniej Gerhard Simon z Uniwersytetu w Kolonii: – Memorandum nie przewiduje, że w razie, gdy jedno z państw naruszy umowę, inne zaingerują militarnie – mówi Simon. Podobnie uważa publicysta i znawca Ukrainy Winfried Schneider-Deters: – Porozumienie nie jest warte papieru, na którym zostało napisane – konstatuje. Warunki Memorandum Budapeszteńskiego zostały naruszone w przypadku Krymu przez stronę rosyjską, ale również przez Zachód.
Rosja odpiera zarzuty
Takiego zdania jest również obecny rząd w Kijowie. W sierpniu tego roku zażądał rozmów z sygnatariuszami porozumienia. Bez skutku. Rosja odpowiedziała, że nie ma ku temu powodu. Już w kwietniu, zaledwie kilka tygodni po aneksji Krymu, Moskwa odparła wszystkie zarzuty z Kijowa. „Wystąpienie Krymu z Ukrainy" to efekt „kompleksowych procesów wewnętrznych". Te z kolei nie dotyczą rosyjskich zobowiązań w ramach Memorandum Budapeszteńskiego.
Podobnie Stany Zjednoczone zaprzeczają, jakoby nie wywiązały się ze swoich zobowiązań. – Memorandum Budapeszteńskie nie było porozumieniem o gwarancjach bezpieczeństwa – powiedział w maju ambasador USA w Kijowie, Jeffrey Payette. Było to zobowiązanie do respektowania suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy. Rosja je naruszyła.
Kijów chce kolejnej umowy
Ukraina z kolei obstaje do dzisiaj przy Memorandum. Podkreślił to prezydent Ukrainy Petro Poroszenko w udzielonym pod koniec listopada wywiadzie dla stacji ARD. Wyjaśnił, że jego kraj dąży do drugiego porozumienia. Eksperci nie kryją jednak sceptycyzmu. – Porozumienie miałoby tylko sens przy udziale Rosji i gdyby Rosja byłaby gotowa zagwarantować Ukrainie bezpieczeństwo – twierdzi Gerhard Simon. Uważa jednak, że to nieprawdopodobne. – Gdyby Zachód podpisał takie porozumienie, byłoby to niczym małe wstąpienie do NATO, pomimo, iż formalnie tak nie jest – dodaje Simon. Obawia się jednak, że ani USA, ani Wielka Brytania czy inne państwo nie są do tego skłonne. Memorandum Budapeszteńskie jest jego zdaniem „martwe", na nowe się nie zanosi, a Ukraina jest pozostawiona sama sobie.
Publicysta Schneider-Deters uważa, że Ukraina nie powinna starać się o powtórne memorandum. Zamiast tego Kijów powinien rozbudować własną obronę. – Wierzę, że Ukraina mogłaby postawić na nogi zdolność do odstraszania i obrony – uważa Schneider-Deters. – To lepsze niż gwarancje bezpieczeństwa, które w rzeczywistości nie są przestrzegane.
Roman Goncharenko / Katarzyna Domagala