Zatruta Odra. Czy turyści wrócą?
26 sierpnia 2022Odra płynie spokojnie, majestatycznie, wręcz malowniczo. Nigdzie jednak nie widać przynależących zazwyczaj do tego krajobrazu wędkarzy i kajaków. Jestem nad rzeką z Andreasem Heinem i Ingo Kaphusem, strażnikami Narodowego Parku Dolnej Odry. – Gdybyśmy nie wiedzieli, co się tu wydarzyło, można by sądzić, że wszystko jest w normie. Nawet nie ma tak brzydkiego zapachu – mówi Andreas Hein. – Jeszcze kilka dni temu rzeka w tym miejscu była pokryta śniętymi rybami.
Ta wielka katastrofa ekologiczna Odry, która od tygodni dominuje w nagłówkach wiadomości, jest tu prawie niewidoczna. Nad łąkami fruwają szare gęsi, nad nami przelatuje rodzina bocianów. – Na tym terenie żyje ponad 290 gatunków ptaków – mówi Ingo. W drodze wzdłuż Odry musimy ciągle wymijać rowerzystów jadących trasą Odra-Nysa.
Turystyka nadodrzańska po katastrofie
Strażnicy parku cieszą się na widok turystów. Ale jak przyznają, nie można jeszcze przewidzieć, jakie skutki długofalowo wywrze ten kataklizm na Park Narodowy. Mają nadzieję, że ludzie nie przestraszą się wiadomości i zdjęć z katastrofy i wykorzystają wiele możliwości rekreacji, jakie ma do zaproponowania ten park.
Od początku sierpnia z rzeki na granicy polsko-niemieckiej wyciągnięto już tony martwych ryb. Przyczyny tego masowego śnięcia nie są nadal znane. Jedno z możliwych wyjaśnień, to mnożenie się toksycznych alg, które uśmierciły ryby i mięczaki.
Jedno jest pewne: system ekologiczny Odry będzie potrzebował zapewne lat, aby się zregenerować. Poszkodowani są także ludzie w tym regionie, zwłaszcza ci, którzy żyją z turystyki nadodrzańskiej. Łodzie i kajaki pozostają na razie na brzegu, nie wolno łowić ryb, a w Kienitz w Kotlinie Freienwaldzkiej nie ma chętnych na noclegi. Natomiast właścicielka lodziarni w Criewen nie ma powodów do narzekania: gości jest tak samo dużo.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>
Rowerzystów katastrofa nie odstrasza
Wraz z dwoma strażnikami Parku Narodowego docieram do wieży widokowej, bardzo popularnej wśród rowerzystów. – Jest mniejszy ruch niż zazwyczaj, mimo że mamy niedzielę – mówi Andreas. Za to wspaniały widok z góry na błonia mogę podziwiać w spokoju. Schodząc spotykam Nathalie i Thomasa z Berlina, którzy właśnie przyczepiają swoje rowery. Oczywiście, że wiedzą o wymieraniu ryb, ale nie odstraszyło ich to od wycieczki rowerowej. – Przecież nie będziemy się tutaj kąpać – mówi Thomas. Także Marie i jej mąż wyruszyli dzisiaj na spontaniczną wycieczkę rowerową. – Chcemy nacieszyć się przyrodą i widokami – mówi mąż Marie. Inna rodzina z Berlina wędrująca tym szlakiem na moje zapytanie odpowiada jedynie, że na smażone ryby jeździ się nad morze, a nie nad Odrę.
Rzeka pozbawiona łodzi
To, co jedni zbywają ironiczną uwagą, dla innych stanowi problem natury egzystencjalnej. Zestaw kajaków Frauke Bennett nie wypłynie dzisiaj na rzekę. Wiosła, boje i kamizelki ratunkowe leżą w jej busie VW z napisem „podróże po rzecznych krajobrazach”. Nieużywanego wyposażenia pilnuje suczka Babett.
Nie wiadomo jednak, kiedy ponownie będzie można wypłynąć na rzekę. Frauke, zajmująca się zawodowo wycieczkami po Odrze, byłaby już zapewne tej niedzieli ze swoją grupą na wodzie. – Kiedy ogłoszono to zatrucie odwołałam wszystkie zarezerwowane wycieczki. Dopóki nie będę wiedziała, co jest z tą wodą, nie zamoczę w niej nawet palca – mówi Frauke Bennett. Ta drobna kobieta w kapeluszu typu safari nastawia się na dłuższe bezrobocie. – Musimy założyć, że zielone światło na ponownie korzystanie z rzeki nie spowoduje, że ludzie od razu tu powrócą – mówi. Bez finansowego wsparcia czarno widzi przyszłość tego rodzaju turystyki.
Ludzie stracili apetyt na ryby
Poważnych konsekwencje dla tutejszej turystyki obawia się również rybak Helmut Zahn z Schwedt nad Odrą. Siedzimy w jego ogrodzie, bezpośrednio nad zakolem Odry i patrzymy na wodę. – W ciągu ostatnich 40 lat nie przeżyłem katastrofy takich rozmiarów – mówi, zaciągając się papierosem. Wcześniej dostarczał świeże ryby do restauracji, a wędzone i solone na targi, to się na razie skończyło. Teraz czeka, podobne jak inni żyjący z rzeki, na wyjaśnienie przyczyny śnięcia ryb.
Pytam, jakie widzi perspektywy na przyszłość. – Nawet jeżeli zezwolą na połowy, a ryby będą zdrowe, to i tak nie da się ich raczej sprzedać – uważa Helmut Zahn. – Ludzie stracili po prostu apetyt na ryby. Szkody wizerunkowe cały region odczuwa już dzisiaj – mówi, kiedy pytam o turystów. Od początku katastrofy uważnie obserwuje to, co dzieje się na „jego” rzece. Na zakończenie naszej rozmowy mówi jednak coś pozytywnego: – Nie wszystkie ryby w Odrze wyginęły, tam musi być jeszcze sporo małych rybek.
Nadzieja na happy end
W Schwedt, w Criewen czy w Kienitz wszyscy mają nadzieję na szybkie wyjaśnienie przyczyn masowego śnięcia ryb i powrót do normalnego życia. Najbardziej obawiają się długofalowych negatywnych konsekwencji dla całego regionu: że być może nikt już tutaj nie przyjedzie, aby się kąpać, pływać kajakiem, łowić ryby lub delektować się nimi w restauracjach. Pozostaje tylko czekać na wyniki dochodzeń. I że przyczyna będzie naturalna, a nie wynikiem przemysłowej awarii lub celowego zatrucia.