Zbrodnie Lebensborn: Szafa Hrabara
22 listopada 2017Gdy w styczniu 1948 roku powstawał w Esslingen Referat Rewindykacji Dzieci (organ Delegatury Głównej PCK na Niemcy) Roman Hrabar, pełniący wówczas na terenie strefy amerykańskiej funkcję Pełnomocnika Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej ds. Rewindykacji Dzieci, przebywał tam już od dziewięciu miesięcy. Uznawano go za eksperta w dziedzinie poszukiwania i sprowadzania do kraju zrabowanych i wywiezionych w celu germanizacji polskich dzieci.
Na tropie zrabowanych dzieci. Druga część akcji Interii i Deutsche Welle
"Misję Hrabara" scalono więc z PCK w Niemczech - "celem położenia kresu dwutorowości w prowadzeniu akcji rewindykacyjnej" i od 20 marca 1948 roku Hrabar stał się członkiem Delegatury Głównej PCK na Niemcy i kierownikiem Działu Rewindykacji. Ale funkcję tę sprawował zaledwie przez cztery miesiące. Z wyjazdu służbowego do Polski już nie wrócił.
Dzieci z szafy
Czwartek, 22 lipca 1948 roku. Roman Hrabar i jego zastępca Wiktor Pietruszka wychodzą z biura w Esslingen. Zostawiają szafę i biurko wypełnione skrupulatnie zbieraną dokumentacją na temat polskich dzieci wywiezionych do Niemiec, a także Austrii w celu germanizacji. W szufladach i na półkach leżą teczki i skoroszyty z papierami dotyczącymi najmłodszych ofiar zbrodniczego planu Heinricha Himmlera.
Są tam informacje dotyczące polskich dzieci spełniających kryteria rasowe i uprowadzonych w celu germanizacji, a także dzieci Lebensbornu. Kluczowa dla całej akcji rewindykacyjnej dokumentacja - cenne dowody przeprowadzonej z rozmachem zbrodni, uznanej po wojnie za ludobójstwo i zbrodnię przeciwko ludzkości.
"Over age"
Hrabar i Pietruszka prawdopodobnie nie wiedzą, że w najbliższym czasie nie wrócą do biura. Jadą tylko na konferencję do kraju.
Od ich wyjścia z biura w Esslingen mijają dwa miesiące. Przez te kilka tygodni napływa 500 kolejnych spraw do załatwienia. Wszystko leży odłogiem w najważniejszym dla poszukiwań momencie. Każdy dzień zwłoki oznacza, że grupa "over age" powiększy się o kolejne polskie dzieci, których nie będzie można objąć rewindykacją ze względu na osiągnięcie "granicy wieku", co regulują przepisy IRO (International Refugee Organisation).
W 1949 roku Pietruszka, który wróci do Esslingen, będzie interweniował, bo sprawy będące w toku zostaną z tego powodu uznane za zakończone. Pietruszka wie o celowym przeciąganiu spraw młodzieży w wieku 14-16 lat. Z roku na rok odpada kolejny rocznik ofiar germanizacji, którym jeszcze można pomóc. Dla starszych dzieci zamykane są drzwi do Polski.
"Zaszły okoliczności"
Dlaczego pobyt Pietruszki i Hrabara w Polsce się przeciąga? "W lipcu i sierpniu zaszły okoliczności, które powstrzymały chwilowo powrót Pietruszki i Hrabara z Polski do Niemiec" - pisze Delegat Główny PCK na Niemcy K. Rudziński w sprawozdaniu z 31 grudnia 1948 r. o organizacji wydziału i akcji rewindykacyjnej.
Ale z pisma PCK z 7 grudnia 1948 r. adresowanego do Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej dowiadujemy się, że IRO zwróciło się do PCK z prośbą o zwrot dokumentów Hrabara, umożliwiających mu dotychczas wykonywaną pracę. Nie chodzi więc o "chwilowe" problemy.
Dopiero w połowie września 1948 roku do Esslingen przychodzi rozkaz z Delegatury Głównej PCK w Spenge i osobiste zarządzenie Franciszka Emericha: zapieczętować znajdujące się w szafie akta należące do kancelarii mec. Hrabara.
Od wyjazdu Hrabara i Pietruszki z Esslingen na konferencję do Polski mijają już cztery miesiące.
Otwarcie szafy Hrabara
22 listopada 1948 r. Franciszek Emerich, Stefan Tyszka i Regina Tatarka stoją w dawnym biurze mecenasa Romana Hrabara i Romana Pietruszki przed zapieczętowanymi szafą i biurkiem. Delegat Główny PCK na Niemcy K. Rudziński nakazuje zdjąć pieczęcie i sprawdzić, co jest w środku.
Jak się później okaże, nikt nie sprawdził dokładnie zawartości szafy przed jej zamknięciem, co dało pole do wzajemnych oskarżeń. Obecni w pomieszczeniu sporządzą później protokół otwarcia cennej szafy. Protokół wyląduje w teczce "PCK Delegatura Główna na Niemcy, sygnatura 77" i trafi do Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Dzięki temu szafa Hrabara "otworzy się" ponownie.
Z troski o dobre relacje z Niemcami
Obecna wiedza na temat zrabowanych dzieci opiera się w dużej mierze na pracy Romana Hrabara. Do dzisiaj naukowcy powołują się głównie na liczby podawane przez Pełnomocnika Rządu ds. Rewindykacji Dzieci. Stąd wiemy, że Niemcy mogli wywieźć w celu germanizacji 50-200 tysięcy polskich dzieci. Niemieccy historycy skłaniają się ku dolnej granicy, polscy - ku górnej. Przez ponad 70 lat od zakończenia II wojny światowej nie znaleziono czasu i środków na zweryfikowanie tych liczb i dokończenie prac związanych z poszukiwaniem dzieci i porządkowaniem dokumentów. Akcję rewindykacyjną przerwano w chwili, gdy mogła jeszcze przynieść oczekiwane rezultaty.
Profesor Jacek Wilczur, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, który zajmował się tematem zbrodni dokonywanych w czasie II wojny światowej na dzieciach i współpracował z Romanem Hrabarem, zaznacza, że zainteresowanie tematem nagle się urwało. "Z parszywego powodu" - podkreśla, odnosząc się do troski o dobre relacje z Niemcami (więcej na ten temat w rozmowie z prof. Jackiem Wilczurem, która ukaże się w ramach drugiej części akcji "Zrabowane dzieci").
Co było w szafie Hrabara?
Po zdjęciu pieczęci z szafy i biurka Romana Hrabara i Wiktora Pietruszki zastano następujące materiały:
Przepychanki w Delegaturze PCK na Niemcy
Po wyjeździe Hrabara i Pietruszki do kraju na konferencję zaczyna się etap najbardziej niezrozumiały w działalności Wydziału Rewindykacji Dzieci w Esslingen. Zaskakuje liczba dokumentów, w których dwie strony sporu wzajemnie się oskarżają.
W chaosie i oświadczeniach nasyconych emocjami ginie główne zadanie wydziału: poszukiwanie i rewindykacja zrabowanych polskich dzieci.
Ale oskarżenia są poważne. Odsłaniają zaniedbania, brak organizacji pracy, brak kontroli nad pracą wydziału, lekceważenie problemu rewindykacji dzieci.
Franciszek Emerich i Stefan Tyszka twierdzą, że Hrabar i Pietruszka nie przekazali nikomu opieki nad aktami, nie zabezpieczyli dokumentów, co sprawiło, że każdy - również osoby postronne (tu w nawiasie wskazują działający również w Esslingen ITS - Międzynarodową Służbę Poszukiwań) - miał do nich dostęp.
"Według informacji pracowników biura PCK w Esslingen tak szafa, jak i szuflady stołu pełnomocnika ds. rewindykacji ani za czasów jego urzędowania, ani po jego wyjeździe do kraju nie były zamykane, brak było w ogóle klucza, wszystko stało otworem i na skutek tego dokumenty były dostępne dla wszystkich" - zaznacza Emerich w styczniu 1949 roku.
"W chwili zapieczętowania, wśród akt w szafie, w szufladach biurka leżały całe stosy papieru - akta, listy prywatne, książki nieuporządkowane, wszystko w nieładzie" - kontynuuje Emerich.
"Część akt zaginęła"
Pietruszka oświadcza pisemnie, że przekazywał część obowiązków i dokumentów - w tym około 4700 akt rewindykacyjnych indywidualnych dzieci Mieczysławowi Herdegenowi, pracownikowi Delegatury PCK w Esslingen. Herdegen potwierdza. Ale w dwa dni po wyjeździe Hrabara i Pietruszki zostaje odwołany i przeniesiony do Nellingen.
Pietruszka zauważa również po przyjeździe, że część akt zaginęła, a te które zostały, wyjęto z kopert z nazwiskami i numerami spraw, bo uznano je za zbędne. Zarzuca, że pod jego nieobecność oryginały akt były wydawane osobom obcym.
Tyszka i Emerich zarzucają z kolei Hrabarowi i Pietruszce, że skłamali na temat istnienia centralnej kartoteki dzieci polskich w Esslingen (mieli o tym zapewniać na odprawie w Berlinie 19 i 20 marca 1948 roku). Centralna kartoteka nie istnieje. Chyba, że była w szafie, i została stamtąd zabrana.
Hrabar i Pietruszka - jak wynika z oświadczeń "biurowych wrogów" - mieli też zlekceważyć listy dzieci sporządzone przez PCK w Warszawie. Tyszka skarży się jeszcze na "specyficzny system fonetycznego układu akt", na podstawie którego dokumenty dotyczące osób z nazwiskiem przykładowo Zimmermann Pietruszka umieszczał pod "C", a Sonnemann" pod "Z".
Z kolei za czasu urzędowania Tyszki sprawami rewindykacji dzieci zajmował się również praktykant.
Każdorazowy wyjazd do kraju Hrabara i Pietruszki miał się natomiast wiązać z zabieraniem "pewnej ilości dokumentów", bez poinformowania, jakie akta są wywożone. I również w lipcu 1948 roku - jak wynika z oświadczeń drugiej strony - Hrabar miał ze sobą zabrać dokumenty.
Pietruszka wraca bez Hrabara
Pietruszka wrócił do Esslingen pod koniec listopada 1948 r. Sam. Zajął się porządkowaniem akt z szafy i szuflad stołu, uzupełnianiem kartoteki dzieci "Lebensborn".
Na pytanie, dlaczego w czasie urzędowania i po wyjeździe na konferencję szafa nie była zamykana, odpowiedział, że klucza do szafy nie było, a z akt pełnomocnika mógł również korzystać personel PCK i tenże personel winien był się opiekować aktami.
Na pytanie, czy wie, że Hrabar przekazał w kwietniu do Berlina część materiałów i dowodów, odpowiedział, że o tym nie wiedział.
"Więcej dzieci ginie"
Po powrocie do Niemiec Pietruszka zastał inny system pracy.
"Przy metodach obecnie stosowanych więcej dzieci ginie niż odnajduje się oraz dzieci, które powinny być repatriowane na drodze normalnej repatriacji, skierowuje się na skomplikowaną i żmudną drogę postępowania rewindykacyjnego. Przesunięcie akcji na tracing doprowadziło do zaniku troski o to, w jaki sposób dziecko dostało się do Niemiec, do jakiej grupy germanizacyjnej, deportacyjnej lub ewakuacyjnej, do jakiego transportu należy, przez jakie ośrodki przeszło, w jaki sposób można dziecko zidentyfikować (nie poprzez nieustannie żądane dokumenty z kraju, które z przyczyn zrozumiałych nie we wszystkich przypadkach mogą być dostarczone)" - pisał 11 kwietnia 1949 r. Pietruszka.
"Zaznaczam, że akta są nadal opracowywane oraz, że są to (dokumenty z szafy Hrabara - red.) jedyne pełne akta rewindykacyjne polskie, jakie w ogóle, poza Referatem Rewindykacji Dzieci Polskich w Łodzi, istnieją. Polski Czerwony Krzyż w Niemczech własnych, kompletnych akt rewindykacyjnych indywidualnych w Esslingen nie posiada. Biuro Informacyjne PCK w Warszawie, ponieważ pracuje metodami tracingowymi, również nie posiada pełnego zestawu akt rewindykacyjnych indywidualnych dzieci polskich" - oświadczył 8 lutego 1949 roku Pietruszka.
"Dokumenty znikąd"
Na początku 1949 roku Pietruszka zaznaczył, że "po raz pierwszy zaginęły wszystkie akta pierwszego spisu dzieci skradzionych, przeprowadzonego w kraju w sierpniu 1945 r. Po raz drugi - jak zaznaczył - zaginęły wszystkie akta rewindykacyjne prowadzone w roku 1946 do dnia 13 marca 1947 r. "W chwili naszego przyjazdu nie znaleźliśmy ani w Delegaturze Głównej PCK ani w delegaturach strefowych (oprócz pewnej liczby kart w kartotece w Spenge) żadnych nie tylko akt, ale nawet poszczególnych pism, dotyczących rewindykacji dzieci".
Pietruszka pisał również o skrzyniach z aktami pozostawionych przed wejściem do biura. "Przed naszym obecnym pokojem na korytarzu zauważyłem otwartą skrzynię z aktami, które robotnicy przenosili w inne miejsce. W skrzyni znajdują się akta PCK z roku 1946. Natychmiast zabrałem skrzynię do biura PCK. Obywatel Emerich, jak również żadna z pracownic, nie umieją powiedzieć, kto, kiedy i skąd te skrzynie dostarczył. Obywatel Tyszka, zapytany przez Emericha, oświadczył pisemnie "proszę zwrócić się po wszelkie informacje odnośnie skrzyni z aktami p. Los do p. Begnin (Szef Documents Branch). Może przysłano je do PCK Esslingen 2-3 tygodnie przed moim wyjazdem. Akta w skrzyni są pomieszane" - odnotował Pietruszka.
Historia Zyty: Nie trzeba być zabitym, by umrzeć
Specyfika Esslingen
Wydział Delegatury Głównej PCK na Niemcy zajmujący się rewindykacją dzieci celowo umieszczono w Esslingen. W tej miejscowości znajdował się bowiem centralny Dział Poszukiwań Dzieci na Niemcy (ITS Search) oraz centralna kartoteka dzieci poszukiwanych, odnalezionych i repatriowanych, należąca do Narodów Zjednoczonych.
Pracownicy biura widzieli więcej
W grudniu 1948 i maju 1949 roku pozostali pracownicy biura złożyli oświadczenia, które odsłoniły kolejne zaniedbania.
"Nad aktami Lebensbornu pracowała przez kilka dni pracownica Inteligence Service, dwie teczki dzieci z Lebensbornu były następnie zabrane do biura Inteligence Service, celem dalszego opracowania. Tyszka pracował osobiście nad sprawami dzieci Lebensbornu, część spraw referował także tymczasowy pracownik w biurze PCK - Dmochowski (praktykant - red.) (...) Akta dzieci (część) znajdowały się także w niewłaściwych teczkach, ponieważ nowi pracownicy Dmochowski i Slawatyński nie byli należycie wprowadzeni w system naszej pracy i nie zdawali sobie nawet sprawy z różnicy istniejącej między dziećmi Lebensbornu i innymi".
"Segregatory dzieci Lebensborn były wydane na parę dni pracowniczkom Intelligence Service and Documents. Odpisywanie informacji z akt odbywało się w biurze PCK, ale nie pod kontrolą. Następnie dwa segregatory zostały wydane poza biuro PCK na przeciąg kilku dni. (...) Nie mogąc pogodzić się z systemem Tyszki, odmówiłam dla niego pracować".
Oświadczenie Felicji Borowskiej z 5 maja 1949 r.
"Z naszej strony akta były udostępniane pracownikom ITS, jak również my wypożyczaliśmy z ITS wszelkie potrzebne materiały".
Borowska zaznaczyła, że wypożyczone akta zostały zwrócone. Włożyła je do szuflady biurka, przy którym wówczas pracowała Węgrzecka. Biurko - jak sobie przypomniała - zostało jakiś czas później zabrane przez ITS.
Zgermanizowane dzieci. Najwięcej było z Polski
Pięć osób na osiemnastu metrach kwadratowych
W piśmie z 5 stycznia 1949 roku, sporządzonym po powrocie do Esslingen, Wiktor Pietruszka podkreślił, że "wydział nie planuje akcji, nie bada zagadnienia germanizacji, deportacji, ewakuacji i eksterminacji dzieci polskich, nie posiada bieżących sprawozdań z akcji, nie przeprowadza, nie koryguje, nie instruuje i nie kontroluje akcji, nie zbiera książek, czasopism i dokumentów akcji, nie bada ośrodków germanizacji, deportacji, ewakuacji i eksterminacji dzieci polskich, nie studiuje szlaków deportacji i nie opracowuje zdobytych doświadczeń".
Zbieranie dokumentów, jak i pracę w terenie zakończono 1 sierpnia 1948 roku. Pietruszka alarmował, że bez dokumentów i wywiadów przeprowadzanych w terenie nie da się przeprowadzić akcji rewindykacyjnej. Po prostu zmieniono metody pracy.
Wszystko dlatego, że - jak zauważył były zastępca Hrabara - 3.12.1948 Emerich zrządził, by wydział zajął się prowadzeniem centralnej kartoteki dzieci poszukiwanych, odnalezionych i repatriowanych, a także technicznym obrotem korespondencji pomiędzy biurem w Warszawie, delegaturami strefowymi PCK w Niemczech i działem rewindykacji w Esslingen. Gdy to pismo powstawało, biuro rewindykacji dzieci znajdowało się w starym magazynie o powierzchni 18 m kw., pracowało tam przy wspólnych biurkach pięć osób, a za drzwiami znajdowała się hala z 20 maszynistkami, przy czym wydział nie miał swojej maszynistki do przepisywania wniosków. Jak podkreślał wówczas Pietruszka, "techniczne warunki pracy w wydziale były skandaliczne".
***
Po wyjeździe z Esslingen w lipcu 1948 r. na konferencję do Polski Roman Hrabar nie wraca już do swojego biura. Zostaje pozbawiony dokumentów umożliwiających mu kontynuowanie pracy poza granicami kraju. W 1950 roku dochodzi do likwidacji delegatur PCK w Niemczech. Hrabar kontynuuje wątek rabunku i germanizacji dzieci w Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich IPN, Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich IPN oraz Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach. Tam też prowadzi praktykę adwokacką i nadal pomaga rodzicom i krewnym "zrabowanych dzieci".
Dzięki pracy tego człowieka do kraju wróciło około 30 tysięcy najmłodszych ofiar rabunku i germanizacji. Większość zrabowanych dzieci, do których nie udało się dotrzeć po wojnie, prawdopodobnie nigdy nie poznała swojej przeszłości.
Ewelina Karpińska-Morek
***
Dziękuję Archiwum Akt Nowych za wyjątkowe podejście do akcji "Zrabowane dzieci". Szczególne podziękowania dla pani Katarzyny Wysoczyńskiej.