Znając historię zrozumiemy Polskę
11 kwietnia 2009Rita Süssmuth, wieloletnia przewodnicząca Bundestagu jest prezesem Niemieckiego Towarzystwa Wiedzy o Europie Wschodniej (Deutsche Gesellschaft für Osteuropakunde). Przewodniczy ponadto Kuratorium Deutsches Polen Instytut w Darmstadzie oraz Kuratorium, które doradza Federalnemu Związkowi Towarzystw Polsko - Niemieckich.
DW:, Jaką rangę mają obecnie badania dotyczące Polski w wśród badań wschodnioeuropejskich w Niemczech?
RS: Często słychać było zarzuty, że badania nad Polską traktowane są w Niemczech po macoszemu. Faktem jest, i to można było zaobserwować na pierwszej konferencji dotyczącej badań nad Polską niedawno w Darmstadzkie, że bardzo wielu naukowców interesuje się polskimi tematami, a przede wszystkim, że nie musimy obawiać się o brak młodych badaczy. Jest ich dużo i to we wszystkich możliwych dyscyplinach. Ranga badań nad Polską rośnie, ale towarzyszyła temu redukcja stanowisk i instytutów naukowych. Jesteśmy obecnie na etapie tworzenia nowych struktur badań nad Polską.
Mamy w Niemczech dużą grupę imigrantów, którzy od dawna mieszkają w Niemczech, ludzi z niemieckimi biografiami, ale i bez niemieckich wątków w życiorysie. Bardzo wielu z nich interesuje się swoimi korzeniami, łakną wiedzy o regionach, skąd pochodzą ich rodzice i dziadowie, ale też o Polsce. Obserwujemy podobne zjawisko wśród imigrantów z Turcji, Maroka czy Armenii. My, Niemcy często nie rozumiemy, dlaczego drugie, trzecie pokolenie imigrantów, które przyszło na świat w Niemczech i nawet nigdy nie było w stronach rodzinnych swoich przodków, tak bardzo interesuje się ich kulturą i z nią identyfikuje. Na przykład studenci irańscy mają niebywałą wiedzę o kraju swoich przodków.
DW: Czyli badania naukowe służą też lepszemu zrozumieniu imigrantów, którzy żyją w Niemczech?
RS: Tak. Ale jest jeszcze coś, co ma duże znaczenie. Każdy imigrant asymiluje się w kraju osiedlenia. Adaptujemy się w nowym kraju, przejmujemy pewne zachowania, myślenie i funkcjonowanie w życiu codziennym, bo inaczej trudno byłoby nam tam żyć. Ale każda jednostka ma więcej niż jedną tożsamość. A ta tożsamość podlega, szczególnie w skutek przemieszczania się, ciągłej transformacji, przeprofilowaniu. Trzeba to sobie uzmysłowić, żeby zrozumieć ludzi, w których biografiach przewija się więcej niż jeden wątek kulturowy.
Dużo młodych badaczy zajmuje się Polską
DW: Polacy nie bardzo rozumieją, dlaczego w Niemczech w badaniach wschodnioeuropejskich główny akcent położony jest na Rosji?
RS: To nie jest tak. Mówię to, oceniając pracę Niemieckiego Towarzystwa Wiedzy o Europie Wschodniej. Kiedyś rzeczywiście Rosja była głównym przedmiotem naszych badań, ale działo sią to z bardzo konkretnego powodu. Były to badania nad konsekwencjami „zimnej wojny”. Mocarstwo, jakim był Związek Radziecki, było odniesieniem do badań z zakresu makropolityki, i chodziło o zrozumienie, co istnienie ZSRR znaczy dla Zachodu. Dopiero po okresie „zimnej wojny” zaczęliśmy odkrywać na nowo Europę środkowo-wschodnią. Jeśli spojrzymy na historię XVII i XIX w. to stwierdzimy, że nie wszystko koncentrowało się wtedy na Rosji. Wtedy wszystko się przenikało. I to przenikanie się kultur jest sprawą najważniejszą. Dzisiaj mogę powiedzieć, że badania nad krajami sąsiadującymi z Niemcami przeżywają w Niemczech renesans, ale przyznajemy się do deficytów w tych badaniach. Na prezentacjach przy okazji kongresu poświęconemu badaniom nad Polską, rzucało się w oczy, że najwięcej badań prowadzi Instytut im. Herdera w Marburgu. Oczywiście, takie badania prowadzą też inne instytuty, ale na małą skalę. Mnie najbardziej optymistycznie nastraja w kwestii badań nad Polską, że mamy narybek młodych badaczy, którzy zajmują się różnymi tematami z zakresu kultury, ekonomii, historii i polityki.
Bez znajomości historii nie zrozumiemy Polski
DW:, Kiedy po 1998 roku rozwiązano wszystkie instytuty badań nad Europą wschodnią powiedziała Pani, że należy na nowo zdefiniować zakres problematyki badań wschodnich i zacieśnić współpracę badaczy wschodu z politykami. Co od tego czasu się wydarzyło?
RS: Na pewno wzrosła interdyscyplinarność w tym zakresie, co wcale nie znaczy, że ta współpraca jest zadowalająca. Jeśli zajrzymy do spisu treści czasopisma „Osteuropa”, to zobaczymy, że badacze podążają za potrzebami i duchem czasu. Kiedyś artykuły o energii Niemieckiego Towarzystwa Wiedzy o Europie Wschodniej wzbudziłyby zdziwienie. Takie tematy zapełniają obecnie strony naszego periodyku. Ale są tam też artykuły poświęcone badaniom nad znaczeniem Kaliningradu, jako państwa z niewyjaśnionym statusem w dzisiejszej Europie, kraju, który odwołuje się do swoich korzeni historycznych, który jest częścią Rosji, a jednocześnie celem pielgrzymek Niemców, Amerykanów i laboratorium urbanistycznym. I żeby się nie rozdrabniać, chcę przez to powiedzieć, że dzięki badaniom wschodnim uczymy się dzisiaj z perspektywy wielu dyscyplin patrzeć na historię i teraraźniejszość.
DW: A przykład z Polski?
RS: Spójrzmy na Poznań. Jest to miasto silne ekonomicznie. Obecni są tam też niemieccy inwestorzy. Poznański uniwersytet może się mierzyć z uniwersytetem krakowskim. W Poznaniu przeplata się polska i niemiecka tradycja. I nie chodzi o to, żeby wyodrębniać, co jest polskie a co niemieckie, tylko o ocenę, jak takie miasta, w które wpisały się dwie kultury narodowe składają się na element kultury europejskiej, co nowego z nich powstało. A spojrzenie na to z perspektywy różnych dyscyplin jest celowe, żeby nie zaplątać się w historii, żeby to nie była tylko wiedza sama w sobie. Najważniejsza jest bowiem poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, po co ta wiedza jest nam dzisiaj potrzebna. I jeszcze na jedno chciałabym zwrócić uwagę. W naszych polsko-niemieckich stosunkach mamy raz po raz irytacje na płaszczyźnie politycznej, nie rozumiemy pewnych spraw, w skutek, czego powstają nowe stereotypy o silnym ładunku emocjonalnym.
Ja nauczyłam się, że w dziejach Polski było dużo wydarzeń wyjątkowych, i że wiele polskich zachowań na płaszczyźnie politycznej można zrozumieć znając historię. Na przykład diametralnie różni się od siebie stosunek Polski i Niemiec do Turcji. Niemcy nie rozumieją tego. Ale wystarczy spojrzeć wstecz na dzieje Polski i wsłuchać się w argumenty polityków, takich jak Władysław Bartoszewski. A powiada on w podniosły sposób: Turcy nigdy nie zaakceptowali rozbiorów Polski! I na tym przykładzie widać, jak długotrwałe oddziaływanie ma historia. I z niej wywodzi się inny stosunek Polski do członkostwa Turcji w Unii Europejskiej.
DW: Takich przykładów niezrozumienia postaw Polaków wynikających z niewiedzy polskich dziejów w Niemczech jest więcej.
RS: Znajomość dziejów Polski na pewno pozwoliłaby nam w Niemczech lepiej zrozumieć polskie reakcje na Centrum przeciw Wypędzeniom. Także Polskie zmagania o definitywne uznanie granicy na Odrze i Nysie były u nas mało zrozumiałe, bo nie znaliśmy polskiej historii. Po 1945 zajmowali nas nasi wypędzeni, a wypędzeń Polaków nie tematyzowano. Lepsza znajomość historii, pozwoliłaby nam zrozumieć polskie lęki. To, że pani Steinbach najpierw odmówiła uznania polsko-niemiekiej granicy pozostanie na długo w kolektywnej pamięci Polaków. Więc w komunikacji między nami dochodzi do głosu głęboki brak zaufania, więc musimy nauczyć się inaczej argumentować. Wierzę pani Steinbach, że nie chce odzyskać żadnych ziem, ale przecież niedawno z takimi roszczeniami występowano. Polska jest niepowtarzalnym krajem z niepowtarzalną historią. I musimy tę historię i doświadczenia tego narodu poznać.Wtedy uda nam się również zrozumieć połączenie polskiego patriotyzmu z kosmopolityzmem, czego ciągle nie rozumiemy i dlatego mówimy, że Polacy są nacjonalistami. Jesteśmy świadomi, że w Niemczech potrzebne są badania, które wydobywałyby na światło dzienne sprawy, których nie rozumiemy, bo ich nie znamy, ani z naszych dziejów ani z naszej rzeczywistości.