Brukselski finał brexitu. I ostrzeżenia dla Londynu
28 kwietnia 2021W głosowaniu Parlamentu Europejskiego, którego wyniki ogłoszono dziś rano (28.04.2021), za ratyfikacją opowiedziało się 660 europosłów, 5 było przeciw, a 32 wstrzymało się od głosu. To pozwoli Unii na oficjalne zatwierdzenie „umowy o handlu i współpracy” z Wielką Brytanią przed końcem kwietnia, czyli blisko pięć lat po referendalnej wygranej brexitu. – Pomimo decyzji Wielkiej Brytanii o opuszczeniu Unii nadal łączą nas głębokie i długotrwałe więzi, wartości, historia oraz bliskość geograficzna. W naszym wspólnym interesie leży, by dobrze zadziały relacje oparte na tych nowych zasadach – powiedział David Sassoli, przewodniczący Parlamentu Europejskiego.
Irlandzki „bezpiecznik”
Pobrexitowa umowa handlowa obowiązuje już od początku tego roku, ale po stronie unijnej wyłącznie na zasadzie tymczasowej. Europarlament nie miał bowiem dość czasu, by przed końcem 2020 roku przegłosować ugodę wynegocjowaną między Brukselą i Londynem niemal w ostatniej chwili, bo wigilijnym popołudniem. A potem europosłowie odwlekali swą zgodę na ratyfikację, by okazać niezadowolenie i wywrzeć – jak się okazało, nieskuteczną – presję na rząd Borisa Johnsona, który w jednoznacznej ocenie Brukseli już od marca łamie porozumienia z Unią w sprawie Irlandii.
– Nasz głos za ratyfikacją nie jest głosem bezkrytycznego zaufania do władz Wielkiej Brytanii. Przeciwnie, zatwierdzona umowa to nasze zabezpieczenie, byśmy mogli skutecznie dochodzić respektowania umów między Brukselą i Londynem – przekonuje centroprawicowy europoseł Christophe Hansen z Luksemburga, który pilotował temat ratyfikacji w Parlamencie Europejskim.
Zachowanie „niewidzialnej granicy” między brytyjską Irlandią Płn. oraz unijną Irlandią, na czym opiera się pokojowe porozumienie wielkopiątkowe z lat 90., było najtrudniejszym punktem w rokowaniach – poprzedzającej ugodę handlową - umowy o wyjściu z Unii. A spór o różne warianty irlandzkiego „bezpiecznika” posłużył Borisowi Johnsonowi do odsunięcia Theresy May i zajęcia fotela premiera. Tyle, że Johnson, który swego czasu obwieścił kształt umowy rozwodowej z Unią swym ogromnym sukcesem, w ubiegłym tygodniu powtórzył publicznie w Londynie, że niektóre rozwiązania z tej umowy co do granicy irlandzkiej są „absurdalne i niedorzeczne”.
Wynegocjowana przez Johnsona ugoda wprowadziła granicę handlową na Morzu Irlandzkim, a zatem wewnątrz Zjednoczonego Królestwa, między wyspami brytyjską i irlandzką. W rezultacie, towary wwożone do Irlandii Płn. z Anglii czy Szkocji są traktowane niemal jak import; problemem są głównie kontrole jakości, czyli np. w przypadku żywności doglądanie unijnych standardów weterynaryjnych oraz fitosanitarnych. Ale na dłuższą metę dużym obciążeniem administracyjnym mogą być też, pomimo zerowej stawki, formalności celne. Jednak dzięki tym regułom towary po pokonaniu Morza Irlandzkiego mogą być potem już bez żadnego dodatkowego sprawdzania na „niewidzialnej granicy” trafiać do unijnej Irlandii, a w rezultacie – na cały unijny rynek wewnętrzny.
Kłopoty ze sprawnym wdrażaniem tych nowych zasad, a także uświadomienie sobie przez wielu Brytyjczyków, co dokładnie zawiera umowa brexitowa w sprawie Irlandii, rozpaliły w tym roku napięcia w Ulsterze. Gospodarczo na obecnych kłopotach cierpi biznes, ale ponadto zwłaszcza wielu unionistów boli urażone poczucie brytyjskiej suwerenności, którą nadwerężają „kontrole na Morzu Irlandzkim”, czyli w praktyce w portach północnoirlandzkich.
Czy będą kary za Irlandię?
Bruksela już w marcu postawiła Londynowi zarzut „działania w złej wierze”, co może uruchomić postępowanie arbitrażowe na gruncie umowy brexitowej za jednostronne przedłużanie okresów przejściowych na niektóre kontrole przy wwozie do Irlandii. Karą mogą być sankcje handlowe. Ponadto, Komisja Europejska wszczęła postępowanie przeciwnaruszeniowe przeciw Londynowi, które może doprowadzić do skargi przed unijnym Trybunałem w Luksemburgu, bo Johnson w umowie rozwodowej z Unią zgodził się pozostawić część spraw irlandzkich pod jurysdykcją TSUE.
Umowa daje obu stronom możliwość nakładania karnych ceł lub limitów eksportowych, gdyby np. Brytyjczycy zaczęli obniżać dotychczasowe standardy produkcji w dziedzinie ekologii lub warunków pracy, zakłócając tym samym równą konkurencję z UE w warunkach handlu bez ceł. – Nie chcemy korzystać z tych narzędzi. Ale nie zawahamy się ich użyć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Mają zasadnicze znaczenie dla całkowitego wypełniania umów między Unią i Wielką Brytanią, które przecież zostały szczegółowo wynegocjowane i uzgodnione przez obie strony – tak o groźbie kar mówiła Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, podczas debaty w Parlamencie Europejskim.
Napięcia wokół granicy handlowej na Morzu Irlandzkim były jedną z pośrednich przyczyn kwietniowych zamieszek w Irlandii Płn. I dlatego obie strony, Londyn oraz Unia popędzana przez Dublin, są teraz pod ogromną presją, by jak najbardziej uprościć wdrażanie zapisów umowy brexitowej co do Irlandii. Rozmowy na poziome eksperckim – według przecieków brukselskich – idą całkiem nieźle. Ale atmosferę psuje niepewność co do zamiarów Johnsona, którego dość konfrontacyjne deklaracje, o ile je traktować serio, należałoby odczytywać jako zapowiedź kolejnych kroków naruszających umowy z Unią.
Barnier wraca do Francji
Europosłowie długimi brawami wczoraj (27.04.2021) nagrodzili Michela Barniera, głównego negocjatora UE w sprawie umowy brexitowej, a potem umowy handlowej. – Decyzja Wielkiej Brytanii o wyjściu z Unii była dla nas ostrzeżeniem. To była także porażka UE i musimy wyciągnąć wnioski – powiedział 70-letni Barnier, który po ponad dekadzie spędzonej w różnych rolach w Brukseli wraca teraz do polityki francuskiej. I zdaniem francuskich komentatorów nie wyklucza zabiegów o wsparcie Republikanów, swej rodzimej partii centroprawicowej, w wyborach prezydenckich w 2022 roku.
Ograniczenia pandemiczne, a także decyzja Brytyjczyków, by do połowy tego roku jeszcze nie egzekwować, choć ze swojej strony robi to UE, wielu nowych wymogów wobec importu z Unii, utrudniają pełną ocenę wpływu brexitu na wzajemny handel. Stowarzyszenia brytyjskich eksporterów żywności szacują – wywołany po części trudną nauką nowych reguł - spadek nawet na 40 proc. Szczególnie cierpią (i bankrutują) eksporterzy ryb i owoców morza, którzy przez brexitem błyskawicznie sprzedawali swój świeży towar np. do Francji jakby w ramach jednego kraju, a teraz są skazani na czasochłonne kontrole.