Marion Döring: Pawłowi Pawlikowskiemu życzę już tylko Oscara! [WYWIAD]
18 grudnia 2014Deutsche Welle: Zaskoczył Panią ten wynik czy „Ida” zaliczała się od początku do Pani faworytów?
Marion Döring: Na początku trudno było mi ocenić, jaki będzie wynik, choć „Ida“ była według mnie mocnym kandydatem. A o tym, jak u nas w Akademii Filmowej głosowaliśmy, dowiedzieliśmy się dopiero wtedy, kiedy mieliśmy już w ręku kopertę z wynikami. W duchu liczyłam na zwycięstwo polskiego filmu. Podobnie było też, jeśli chodzi o nagrodę Parlamentu Europejskiego LUX Prize, gdzie również należę do konkursowego jury. Film Pawła Pawlikowskiego uchodził za faworyta i byłam pewna, że okaże się najlepszy.
Co Pani, jako ekspertce filmowej oraz prywatnej osobie szczególnie podobało się w tym filmie?
Podobała mi się cała historia, bo była przekonująca i autentyczna. Podobał mi się sposób realizacji filmu, forma przekazu filmowej opowieści. Zachwyciła mnie i wzruszyła zarazem subtelna estetyka. Jest w „Idzie” scena, której nigdy nie zapomnę. To moment, kiedy jedna z postaci filmowych skacze z okna popełniając samobójstwo i okno zostaje puste. Ta scena była straszna i poruszająca zarazem.
Śledząc losy filmu Pawła Pawlikowskiego zastanawia fakt, że filmu nie pokazano na dwóch ważnych festiwalach, takich jak Berlinale czy Cannes, ani na tych mniej znaczących w San Sebastian lub Locarno. A po zdobyciu obu wspomnianych już nagród odnosi się wrażenie, że film wyciągnięty z "niebytu" świeci nowym blaskiem.
Blask posiadał zawsze, bo nie zyskał go wyłącznie dzięki nagrodom, lecz miał go od początku, startując do konkursów. Przyznaję, że nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zabrakło go na bardziej czy mniej znanym festiwalu w Europie. Być może, co zdarza się stosunkowo często, był to efekt decyzji producentów, którzy świadomie zrezygnowali z możliwości wcześniejszej premiery filmu. Czasem tak jest lepiej, ale trudno jest z góry przewidzieć tego skutki.
Nie można przemilczeć faktu, że „Idę” odkryto tak naprawdę na tegorocznym festiwalu Go East w kwietniu w Wiesbaden, co było wielką zasługą jego dyrektorki Gabi Babicz oraz przewodniczącego jury festiwalowego Jana Harlana. Film otrzymał nagrodę główną, a następnie dzięki dystrybutorowi filmów Arsenalfilm wszedł na ekrany niemieckich kin. Utrzymał się tylko dwa tygodnie i obejrzało go niecałe 20 tys. widzów. Można mówić o klęsce.
Jestem przekonana, że Arsenalfilm uczynił wszystko, by „Idę” obejrzała szersza publiczność. Dystrybutorzy są zawsze duszą i ciałem za filmem, który rozpowszechniają. A na temat przyczyn, dlaczego z „Idą” się nie udało, mogę tylko spekulować. Przypuszczam, że sam temat nie wzbudził zainteresowania, ponieważ pokazano już w Niemczech sporo filmów o przybliżonej tematyce. Poza tym niemieckiej publiczności przeszkadza niejednokrotnie czarno-biała konwencja filmu. Podobną sytuację mieliśmy, jeśli chodzi o film „Artysta” Michela Hazanaviciusa, który nagrodzono przecież Oscarem. Widzowie odnieśli się do obu filmów nieufnie, bo były zbyt artystyczne. Kino autorskie nie jest kinem dla szerokiej publiczności, co widać po znikomej liczbie odbiorców.
Sądzi Pani, że po otrzymaniu obu prestiżowych nagród film Pawła Pawlikowskiego otrzyma u niemieckiej publiczności swoją drugą szansę?
Mogę sobie wyobrazić, że osoby, które przegapiły „Idę” bardzo by sobie tego życzyły. Trzeba byłoby nakłonić Arsenalfilm do ponownego wyemitowania filmu choćby przez kilka dni w wybranych kinach dużych miast.
Tymczasem "Ida" święciła zaskakujące triumfy we Francji. Na czym polega ten fenomen?
Francuzi kochają kino bardziej niż my Niemcy. Wystarczy przejść się w środku tygodnia w godzinach popołudniowych ulicami Paryża. Widok tłumów przed kinami, czekających na seanse filmów autorskich, np. z Europy Wschodniej jest zaskakujący. Bardzo życzyłabym sobie, by to zjawisko zadomowiło się na dobre także w Niemczech i w całej Europie. Poza tym Francja posiada kulturę filmową, nad którą pracowano od pokoleń, zachęcając młodzież do oglądania filmów nie tylko rozrywkowych, lecz także tych dotykających trudniejszej tematyki. Film ma w kulturze francuskiej zupełnie inne znaczenie, inną wartość. We Francji docenia się kino autorskie.
Czego jeszcze życzyłaby Pani Pawłowi Pawlikowskiemu i jego filmowi?
W tej chwili „Ida” ubiega się o nagrodę „Złotego Globu”. Ja od siebie życzyłabym Pawłowi Pawlikowskiemu, wspaniałemu reżyserowi i uroczemu człowiekiem, tylko tego, by jego film odniósł sukces także po drugiej stronie oceanu i otrzymał Oscara!
Alexandra Jarecka