Niemcy: Inflacja i powrót poniedziałkowych demonstracji
7 września 2022Inflacja pozostaje największym zmartwieniem Niemców. 44 procent respondentów, więcej niż kiedykolwiek wcześniej, stwierdziło, że wzrost cen należy do ich największych problemów – poinformował we wtorek (06.09.2022) w Hamburgu instytut badania opinii publicznej Ipsos, podając wyniki sondażu.
Niemcy wpisują się tym samym w ogólnoświatowy trend. Największe obawy o inflację miały Argentyna (71 procent), Polska (67 procent) i Turcja (56 procent). W badaniu do 5 sierpnia wzięło udział około 19 500 osób z 28 krajów.
Inflacja i klimat to główne obawy
Według sondażu obawy Niemców dotyczące ubóstwa i inflacji również wzrosły w porównaniu z poprzednim miesiącem o dwa punkty procentowe do 35 procent.
Po suchych i gorących tygodniach lata ponownie wzrosły obawy o klimat. Jeden na trzech ankietowanych Niemców (32 procent) stwierdził, że zmiany klimatyczne należą do ich trzech największych zmartwień; to o sześć punktów procentowych więcej niż w poprzednim miesiącu. Ogólnie w Europie Zachodniej nastąpił wzrost obaw związanych z klimatem. W skali globalnej ich udział wynosi jednak tylko 17 proc.
Na całym świecie natomiast maleją obawy przed konfliktami zbrojnymi i pandemią.
Lipsk: tradycja protestów w czasach NRD
Od rozpoczęcia wojny w Ukrainie w lutym 2022 roku wszystko zdrożało, na całym świecie. W Unii Europejskiej inflacja, czyli tempo wzrostu cen, utrzymuje się jeszcze poniżej granicy dziesięciu procent. Ale w trzech państwach unijnych – Estonii, Litwie i Łotwie – przekroczyła już 20 procent. W porównaniu z nimi Niemcy są nadal w stosunkowo dobrej sytuacji z inflacją w wysokości 7,9 procent.
Jednak co z tego, skoro wielu ludzi z trudem wiąże koniec z końcem. Odczuwają oni skutki drastycznego wzrostu cen patrząc, ile kosztuje w tej chwili litr paliwa na stacjach benzynowych, gdy robią zakupy w supermarkecie, a zwłaszcza gdy patrzą na koszty gazu, oleju opałowego i energii elektrycznej.
Rząd Niemiec zareagował na to kolejnym pakietem pomocowym w wysokości 65 mld euro. Wielu ludzi w Niemczech nawet to uważa za niewystarczające, przede wszystkim członkowie i zwolennicy partii lewicowych i prawicowych. Dlatego jeszcze przed najnowszymi decyzjami politycznymi zapowiedzieli „gorącą jesień”, z regularnymi demonstracjami w poniedziałki, od 5 września.
Jako pierwsza wezwała do protestów najmniejsza frakcja opozycyjna w Bundestagu – partia Lewica. Na miejsce premiery wybrano Lipsk. Wiec protestacyjny, którego inicjatorem jest parlamentarzysta Lewicy Soeren Pellmann, odbył się pod hasłem: „Ceny w dół – energia i żywność muszą być dostępne dla każdego”.
Wybór Lewicy padł na cieszące się międzynarodową renomą miasto targowe i uniwersyteckie na wschodzie kraju, gdzie w 1989 roku mieszkańcy poniedziałkowymi demonstracjami w decydujący sposób przyczynili się do obalenia komunistycznej dyktatury w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Pod hasłem „To my jesteśmy narodem” setki tysięcy osób protestowały przeciwko reżimowi Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED).
AfD i Wolni Sasi konkurują z Partią Lewica
Niektórzy są zdania, że wybranie przez partię Lewica akurat poniedziałku jako dnia swoich stałych demonstracji świadczy o historycznym nadużyciu. Zieloni skrytykowali Soerena Pellmanna, posła Lewicy do Bundestagu z Lipska i jej pełnomocnika ds. landów wschodnich, za użycie terminu „demonstracja poniedziałkowa”. Ich zdaniem słowo to miało symboliczne znaczenie z czasów pokojowej rewolucji w NRD, skierowanej przeciwko SED, poprzedniczki partii Lewica.
Kolejny punkt krytyki: Soeren Pellmann, który zdobył w Lipsku bezpośredni mandat dla Lewicy, i jego partia zgodzili się na to, że tych demonstracjach w centrum miasta wezmą udział także zwolennicy ugrupowań skrajnie prawicowych, które wezwały do protestów. Tak postąpiło ugrupowanie Wolni Sasi oraz Alternatywa dla Niemiec (AfD), która ma swoich przedstawicieli w Bundestagu i jest monitorowana przez Federalny Urząd Ochrony Konstytucji, czyli niemiecki kontrwywiad cywilny.
Schirdewan zapowiada „potężny, pokojowy protest”
Kierownictwo partii Lewica broni się przed tymi zarzutami. – Jesteśmy świadomi zagrożenia ze strony prawicy – mówi Janine Wissler, która stoi na czele partii wraz z Martinem Schirdewanem.
On również uzasadnia celowość demonstracji w poniedziałek (05.09.2022) w Lipsku i spodziewał się po niej „potężnego, pokojowego protestu” w celu wymuszenia zmiany kursu w polityce koalicji rządowej.
Pod hasłem: „Ulżyć ludziom. Powstrzymać wzrost cen. Opodatkować nadmierne zyski” Schirdewan chce wywrzeć presję na rząd w Berlinie. Janine Wissler podkreśla, że protestów przeciwko ekonomicznym i społecznym skutkom wojny w Ukrainie nie powinno się powierzyć prawicy. Tym bardziej, że Lewica to, jak przekonuje, partia sprawiedliwości społecznej.
Agenda 2010 jako przyczyna poniedziałkowych demonstracji
Prawicowcy jednak już pokazali, jak wielkie jest ryzyko zawłaszczenia idei: „Wolni Sasi popierają poniedziałkowy protest Soerena Pellmanna i Lewicy – razem przeciwko tamtym”.
Pod tym hasłem ta mikroskopijna partia zgłosiła swój wiec protestacyjny w tym samym miejscu, co Lewica, czyli w pobliżu głównego dworca kolejowego w Lipsku, sprawiając tym samym wrażenie, że dąży do tego samego celu, co jej przeciwnik polityczny. Partia Lewica podjęła przeciwko temu działania prawne, z sukcesem.
Po upadku NRD, w Niemczech kilka razy dochodziło do protestów pod etykietą „demonstracji poniedziałkowych”. Raz organizowała je lewica, innym razem – prawica. W 2004 roku Partia Demokratycznego Socjalizmu (PDS), która wyłoniła się z SED, oraz dzisiejsza partia Lewica wspólnie wezwały do protestów przeciwko programowi zreformowania modelu niemieckiego państwa opiekuńczego, znanego jako „Agenda 2010” pod rządami koalicji rządowej złożonej z SPD) i Zielonych. Istotą wprowadzonych wtedy zmian były niższe świadczenia państwowe dla bezrobotnych i osób korzystających z pomocy społecznej.
Ruch PEGIDA przywłaszcza sobie hasło „To my jesteśmy narodem”
Od 2014 roku, najpierw w Saksonii, a później w całych Niemczech, ksenofobiczni „Patriotyczni Europejczycy przeciwko islamizacji Zachodu” (PEGIDA) demonstrowali w każdy poniedziałek przeciwko rosnącej imigracji. Gdy w 2015 roku chadecka kanclerz Angela Merkel otworzyła granice Niemiec dla około miliona uchodźców, głównie z krajów ogarniętych wojną domową, takich jak Syria, Afganistan i Irak, ruch PEGIDA osiągnął swoje apogeum.
W stolicy Saksonii, Dreźnie, na ulice wyszło do 25 tys. osób, które próbowały nawiązać do tradycji pokojowej rewolucji w NRD, głośno skandując ówczesne hasło: „To my jesteśmy narodem”. Protesty ruchu PEGIDA odbywają się także dziś, ale odzew na nie jest, łagodnie mówiąc, umiarkowany. Rzadko bierze w nich udział więcej niż 200 osób.
Protesty antyszczepionkowców jako „spacery”
Prawdziwy masowy ruch protestacyjny ustalił się natomiast przejściowo w szczytowym momencie koronakryzysu. Protesty przeciwko polityce rządu w opanowaniu pandemii, określane przez ich organizatorów jako „spacery”, też zawsze odbywały się w poniedziałki. Jednak wraz ze spadkiem liczby zakażeń i zniesieniem niemal wszystkich ograniczeń, takich jak obowiązek noszenia masek ochronnych w sklepach, kinach czy w salach koncertowych, ta odmiana poniedziałkowych demonstracji również powoli wygasła.
Teraz w każdy poniedziałek mają się odbywać protesty przeciwko stale rosnącym kosztom w niemal wszystkich dziedzinach życia. Niemieccy politycy i organy bezpieczeństwa przygotowują się na „gorącą jesień”. Gorącą jesień z powtarzającymi się stale akcjami protestacyjnymi przeciwko skutkom inflacji i polityce rządu federalnego. Oznacza to powrót koniunktury na poniedziałkowe demonstracje. A spór o rzekome lub rzeczywiste ich nazwy z jesieni 1989 roku będzie się utrzymywał.