Niemcy Wschodnie i Rosja: skomplikowana relacja
30 maja 2022Wolfgang Weisskopf, szef lokalnego oddziału Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) w Erfurcie, jedną sprawę stawia od początku jasno. – Ukraina musi być wspierana wszelkimi środkami, aż po próg wojny światowej – powiedział piętnastu członkom partii podczas spotkania w sali na placu katedralnym tego średniowiecznego, wschodnioniemieckiego miasta.
Zastrzeżenie Weisskopfa było konieczne, ponieważ ludzie ci przyszli na wykład Martina Kummera, przewodniczącego Towarzystwa Przyjaźni Niemiecko-Rosyjskiej w Turyngii; człowieka, który w ostatnich tygodniach nie miał łatwo. Otrzymał wiele gniewnych e-maili, ale odrzuca je bez chwili zastanowienia: – To nic, naprawdę. Ludzie po prostu nazywają mnie „Putinversteher”(„rozumiejący Putina”; ktoś, kto odczuwa empatię wobec prezydenta Rosji – red.).
Tytuł wykładu brzmi: „Inwazja Rosji na Ukrainę: Na co powinniśmy się przygotować?” Tematem jest znaczenie utrzymania społecznych więzi z Rosją, zwłaszcza w czasie wojny. 68-letni Kummer, chadek, który przez 16 lat był burmistrzem swojego rodzinnego miasta Suhl, ubolewa z powodu wojny, ale sprzeciwia się zrywaniu partnerstw z rosyjskimi miastami.
Choć popiera działania kanclerza Olafa Scholza z ostatnich kilku tygodni – sankcje wobec Rosji, dostawy broni dla Ukrainy – jest jednak rozczarowany, gdy minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock zapowiada, że import energii z Rosji skończy się „raz na zawsze“. Uważa, że ważne jest, aby myśleć, co będzie po tej wojnie. W końcu – jak mówi – gdzie Niemcy byłyby teraz, gdyby nie udało się naprawić ich relacji z zagranicą po II wojnie światowej?
Dziwne sojusze
To jest również najważniejsza przesłanka, która skłoniła Weisskopfa do zorganizowania tego spotkania. Bardzo się starał, by wzbudziło jak najmniej kontrowersji.
– Może jestem naiwny, ale dla mnie Rosja jest częścią Europy, tak samo jak Ukraina, i wierzę, że pokój będzie na dłuższą metę możliwy tylko wtedy, gdy znajdziemy porozumienie na poziomie ludzkim – mówi Wolfgang Weisskopf w rozmowie z DW.
Mimo wszystko może dziwić, że spośród wszystkich niemieckich partii to akurat konserwatywna CDU, która najgłośniej nawołuje, by dostarczać broń Ukrainie, zorganizowała spotkanie z Kummerem. Ale ludzie z regionalnych organizacji CDU w byłej NRD są konfrontowani z bardziej niewygodnymi sojuszami niż te, z którymi mają do czynienia ich koledzy na szczeblu krajowym. Polityczny margines nie jest tu aż tak marginalny. W Turyngii CDU nieoficjalnie wspiera mniejszościowy rząd kierowany przez socjalistyczną partię Lewica, ponieważ inną opcją byłby sojusz ze skrajnie prawicową Alternatywą dla Niemiec (AfD) kierowaną przez quasi-faszystę Björna Höcke.
Choć Martin Kummer od dawna jest jego kolegą partyjnym z CDU, Weisskopf zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że niektórzy współpracownicy Kummera z Towarzystwa Przyjaźni Niemiecko-Rosyjskiej mogą mieć inne historyczne sympatie. – Oczywiście Towarzystwo Przyjaźni Niemiecko-Rosyjskiej było kiedyś Towarzystwem Niemiecko-Sowieckim i byli w nim dawni komuniści – przyznaje. – Ale my nie zapraszaliśmy całego stowarzyszenia, tylko dra Kummera – zastrzega.
Te korzenie można od czasu do czasu dostrzec na stronie internetowej stowarzyszenia, które niekiedy powtarza określenia z rosyjskich mediów państwowych. Ukraińska rewolucja na Majdanie z 2014 roku jest tam „puczem“, a niemieccy nadawcy publiczni są oskarżani o podżeganie do „rusofobii“, a nawet przemocy wobec zwykłych Rosjan w Niemczech.
9 maja, gdy Rosja świętowała Dzień Zwycięstwa w II wojnie światowej, stowarzyszenie opublikowało na swojej stronie internetowej pełny tekst przemówienia prezydenta Władimira Putina na Placu Czerwonym, bez komentarza i wskazywania na kontekst. – Jestem zwolennikiem publikowania rzeczy autentycznych i kompletnych – mówi DW Kummer. – Nie zgadzam się na prezentowanie wersji skróconych, a do tego komentowanych. Samo opublikowanie przemówienia nie jest propagandą – twierdzi.
Dlaczego więc stowarzyszenie nie zdecydowało się opublikować przemówienia prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego z okazji Dnia Zwycięstwa? – Zgoda, moglibyśmy dać i to przemówienie – mówi Kummer. – Ale nie twierdzimy, że prezentujemy całą prawdę. Nie jesteśmy agencją informacyjną, jesteśmy organizacją dobrowolną.
Stara miłość nie rdzewieje
Martin Kummer pamięta czasy, gdy „NATO i Zachód były dla nas wrogami“. – Tak naprawdę nie znałem żadnych Rosjan, ale i z Amerykanami, Brytyjczykami czy Francuzami nie miałem w ogóle kontaktów – wspomina.
Wciąż obecna podejrzliwość wschodnich Niemców wobec Zachodu i sympatia dla Rosji są widoczne w wielu badaniach opinii publicznej, zwłaszcza tych sprzed inwazji Rosji na Ukrainę. Sondaż przeprowadzony przez instytut Forsa w lipcu 2021 roku pokazał, że zacieśnienia stosunków z Rosją chciałby co drugi Niemiec ze wschodnich landów i jedynie co czwarty z tych, którzy żyją w zachodniej części kraju. To samo badanie pokazało również, że sankcje gospodarcze wobec Rosji popiera tylko 34 procent Niemców wschodnich i dokładnie dwa razy tyle zachodnich. Ich opinie na temat Putina były jednak bardziej zbliżone: za dyktatora uważa go 60 procent mieszkańców wschodnich Niemiec i 72 procent ludzi z Niemiec zachodnich.
Stefan Garsztecki, profesor politologii z Politechniki w Chemnitz we wschodnich Niemczech, twierdzi jednak, że w ostatnich tygodniach nastawienie to uległo zmianie. – Od wybuchu wojny praktycznie już się takich rzeczy nie słyszy – powiedział DW. – Wcześniej często można było spotkać się z opinią, że „Rosjanie mają rację, NATO coraz bardziej zbliża się do Rosji“.
Istnieją historyczne powody, dla których Niemcy wschodni w wieku powyżej 50 lat mogą darzyć Rosję pewną sympatią. Żyli w kraju komunistycznym, który narzucał przyjaźń z tą największą republiką ówczesnego Związku Sowieckiego. Rosyjskiego nauczano w szkołach, a kultura rosyjska była tam obecna co najmniej tak samo, jak amerykańska w Niemczech Zachodnich.
Podobne doświadczenia czasu transformacji
– Starsi Niemcy ze wschodu, których znam, opowiadali mi o wspólnych doświadczeniach historycznych i o ludziach sowieckich, których spotkali, co dla Niemców zachodnich było praktycznie wykluczone – mówi Stefan Garsztecki. – Myślę, że w jakimś stopniu pozostało to w pamięci rodzinnej.
Profesor politologii uważa również, że to poczucie wspólnego doświadczenia utrzymywało się w latach 90., gdy zarówno Rosja, jak i Niemcy Wschodnie zmagały się z ich pokomunistyczną wolnością.
– Transformacja w Rosji była bardzo chaotyczna, ludzie czuli, że nie obowiązują żadne reguły. Wielu wschodnich Niemców miało podobne doświadczenia – mówi. – Nikt we wschodnich landach nie chce powrotu NRD, dowodzą tego wszystkie sondaże. Ale istnieje też silne przekonanie, że dyskurs i wzorce zostały narzucone przez Niemcy Zachodnie. A do tego wielu, ludzi, zwłaszcza starszych, nagle straciło swój status społeczny.
Zdaniem Stefana Garszteckiego również w Rosji powszechne było w latach 90 przeświadczenie, że mocarstwa zachodnie nie traktują jej jako równorzędnego partnera.
Więzy gospodarcze
Mniej emocjonalne są więzi gospodarcze, które nadal wiążą Niemcy Wschodnie raczej z Rosją niż z Zachodem. Trzydzieści dwa lata po zjednoczeniu nie ma jeszcze we wschodnich Niemczech ani jednej siedziby spółki notowanej na niemieckiej giełdzie DAX. Za to są tam duże przedsięwzięcia gospodarcze związane z handlem z Rosją, takie jak gazociąg Nord Stream na wybrzeżu Bałtyku czy rafineria ropy naftowej PCK w Schwedt przy granicy z Polską, w której większościowe udziały ma rosyjski koncern naftowy Rosnieft.
Oczywiście każdy z tych dwóch regionów byłby mocno dotknięty nałożonym na Rosję embargiem na paliwa kopalne, którego domaga się teraz wielu Europejczyków. Wśród wschodnich Niemców spowodowało to swego rodzaju déjà vu. – Tak to czują. Pod względem ekonomicznym z trudem przeszli przez transformację lat 90. A teraz znów muszą cierpieć – mówi Garsztecki.
Tymczasem Kummer ma swój własny ogląd historii z czasów, gdy w połowie lat 90. obejmował prowadzenie Towarzystwa Przyjaźni Niemiecko-Rosyjskiej. Pamięta, że komuniści próbowali wtedy przejmować takie organizacje, jak jego. Wielu z nich znał osobiście. – Niektórzy opuścili stowarzyszenie, gdy ja je przejąłem – wspomina. – Nie chcieli mieć nic wspólnego z człowiekiem z CDU.