Sąd nad ostatnimi zbrodniarzami wojennymi
4 sierpnia 202176 lat po II wojnie światowej ostatni żyjący jeszczestrażnicy w niemieckich obozach koncentracyjnych mają stanąć przed sądem pod zarzutem pomocnictwa w zbrodniach nazistowskich. Postępowania dotyczą aktualnie 17 podejrzanych, poinformował prokurator naczelny Thomas Will, kierujący Centralnym Urzędem ds. Ścigania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu. Są to osoby w bardzo podeszłym wieku i na pewno nie wszystkich uda się osądzić.
Jesienią ruszyć mają procesy dwóch dawnych pracowników obozów koncentracyjnych. Przed sądem krajowym w Itzehoe w Szlezwiku-Holsztynie stanie 96-letnia kobieta, która była sekretarką komendanta obozu Stutthof koło Gdańska. Prawie 101-letni były strażnik z obozu koncentracyjnego Sachsenhausen ma być sądzony przed sądem krajowym w Neuruppin w Brandenburgii.
Według Willa sprawy dziewięciorga podejrzanych badają prokuratury w Erfurcie, Weiden, Hamburgu i Neuruppin oraz Prokuratura Generalna w Celle. Centralny Urząd ds. Ścigania Zbrodni Narodowosocjalistycznych prowadzi wstępne postępowania w sześciu kolejnych sprawach.
Wiek podejrzanych to często przeszkoda
Pod koniec II wojny światowej podejrzani przeważnie pilnowali więźniów obozów koncentracyjnych. Mają ponad 95 lat. I to właśnie ich wiek ma kluczowe znaczenie dla śledztw. Prokuratorzy i sędziowie za każdym razem muszą zmierzyć się z problemem, czy stan fizyczny i psychiczny podejrzanego w ogóle pozwala na postawienie go przed sądem, przyznaje Will. Dokładnie z tego powodu przed sądem krajowym w Wuppertalu nie doszło do procesu jednego z oskarżonych.
Z kolei w przypadku oskarżonego z Neuruppin lekarze nakazali ograniczenie czasu trwania rozpraw do maksymalnie dwóch i pół godzin dziennie. Zdarzało się także, że śledztwa trzeba było zakończyć z powodu śmierci podejrzanego.
Jak wyjaśnia Will, pilnowanie więźniów obozu koncentracyjnego albo jenieckiego to podstawa do postawienia zarzutu o pomocnictwo w morderstwie. Impulsem do wdrażania śledztw w takich sprawach był proces Johna Demianiuka. Były strażnik w niemieckich obozach zagłady został skazany w 2011 roku w Monachium na pięć lat więzienia za pomocnictwo w zgładzeniu ponad 28 tysięcy ludzi. Sędziowie uznali, że „jako strażnik był częścią nazistowskiej machiny zagłady” – przypomina agencja DPA. W chwili wydania wyroku Demianiuk miał 91 lat. Zmarł w więzieniu zanim sąd rozpatrzył apelację.
Strażnicy jako świadkowie zbrodni
W procesach nazistowskich zbrodniarzy, które toczyły się w latach 60. I 70. ubiegłego wieku byli strażnicy obozowi zeznawali wprawdzie jako świadkowie, ale nie zasiedli na ławach oskarżonych, mówi Will. I dodaje, że wówczas śledztwa koncentrowały się na tych, którzy bezpośrednio uczestniczyli w zabijaniu. Próby rozliczenia także „świata pomocników” nie powiodły się.
- Gdyby wtedy traktowano strażników, zaproszonych w charakterze świadków jako potencjalnych winnych, to przypuszczalnie niczego by nie powiedzieli – mówi Will.
Jak dodaje, sprawa Demianiuka była przełomem. Od tamtego czasu skazano trzech mężczyzn, ostatniego w zeszłym roku, którzy służąc jako strażnicy pomagali w zbrodniach.
Decydujące dla śledczych – mówi Will – jest ustalenie, że strażnicy musieli zdawać sobie sprawę, iż dochodzi do systematycznych mordów albo że więźniowie obozów koncentracyjnych i jenieckich są de facto skazani na śmierć w obozowych warunkach.
Dowody ukryte w archiwach
Dochodzenia w takich sprawach są pracochłonne. W przypadku jednego z podejrzanych, który miał służyć w obozie koncentracyjnym Flossenburg, decydujący trop odnalazł się w czeskim archiwum wojskowym w Pradze. Zamieściło ono w sieci paszporty dawnych członków SS, wśród nich dowód podejrzanego 96-latka.
Drugim ważnym źródłem dla śledczych jest wojskowe archiwum w Moskwie, mówi Will. Ale także w miejscach pamięci na terenie dawnych obozów koncentracyjnych znajdują się ciekawe dokumenty. Ponadto wielu byłych strażników, których kiedyś przesłuchiwano w charakterze świadków, jest już w kartotece Centralnego Urzędu ds. Ścigania Zbrodni Narodowosocjalistycznych.
Co jakiś czas pojawiają się nowe, dotąd nieznane dokumenty. Niedawno pewien historyk natrafił na listę nazwisk personelu z obozu jenieckiego i przekazał urzędowi w Ludwigsburgu.
Według Willa, wielu byłych strażników całkowicie wyparło swoją służbę w obozach koncentracyjnych. – Po prostu się o tym nie mówi – dodaje prokurator. Potwierdza to rzecznik sądu w Neuruppin, który – jak mówi – jeszcze nie spotkał naprawdę skruszonego podejrzanego. Na ogół twierdzą, że nie mieli wyboru. Ten argument najczęściej nie ma znaczenia dla sądu.
DPA/widz