Wizyty ważnych europejskich polityków w Kijowie, mające być oznaką solidarności z Ukrainą, są już wręcz rutyną – mimo regularnego rosyjskiego ostrzału rakietowego. I tak niemiecka minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock , czy prezydent Polski Andrzej Duda, byli tam już dwukrotnie od czasu agresji Rosji na Ukrainę, a przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen – aż trzykrotnie.
Jednak pierwsza wizyta prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera ma szczególne znaczenie. To długo oczekiwany sygnał, że zadrażnienia między Kijowem a Berlinem zostały załagodzone. Ich kulminacją w kwietniu była upokarzające dla prezydenta Niemiec odwołanie zaproszenia przez prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, gdy Steinmeier był już w drodze do Kijowa, wraz z polskim prezydentem Andrzejem Dudą i trzema innymi europejskimi prezydentami.
Perfekcyjne wyczucie czasu
Symboliczny jest termin wizyty prezydenta. W tym samym czasie w stolicy Niemiec odbywała się międzynarodowa konferencja poświęcona odbudowie Ukrainy. Kanclerz Olaf Scholz wezwał do stworzenia swego rodzaju planu Marshalla dla Ukrainy. Odbudowa tego kraju – powiedział Scholz – jest „zadaniem dla pokoleń, które musi się teraz rozpocząć".
Sami Niemcy dobrze wiedzą, jak ważna jest rola międzynarodowej solidarności w budowie dobrobytu i demokracji. Taka pomoc Ukrainie to szansa na objęcie przez Niemcy wiarygodnej roli przywódczej w post-brexitowej Europie, w czasach Orbanów i włoskich postfaszystów. Prymat Niemiec we wspólnej odbudowie przez świat demokratyczny tego, co dyktator i jego wspólnicy zniszczyli w swojej nienawiści do wolności, może również nadać nowy impuls europejskiej idei integracji.
Aby jednak Niemcy były postrzegane nie tylko jako płatnik, ale jako prawdziwa siła napędowa Europy, kraj musi odzyskać zaufanie Europy. Nie tylko Ukrainy, ale także Polski i krajów bałtyckich. Zaufanie, że Berlin nigdy więcej nie poświęci idei wolności i bezpieczeństwa dla taniego gazu. Że Niemcy myślą o bezpieczeństwie wolnej Europy, także przeciw autorytarnej Rosji, jeśli zajdzie taka potrzeba. I że po ośmiu miesiącach rosyjskich zbrodni wojennych są wreszcie gotowi odłożyć na bok socjaldemokratyczną mantrę o tym, że "pokój w Europie możliwy jest tylko z Rosją".
Starania o zdobycie zaufania
Właśnie tego zaufania Frank-Walter-Steinmeier szukał w Kijowie. Prezydent Niemiec zapewnił Kijów nie tylko o dalszym wsparciu gospodarczym i politycznym, ale także o wsparciu militarnym. Dla polityka, którego nazwisko jest dla Ukraińców praktycznie synonimem ustępstw wobec Rosji, nie jest to niczym oczywistym. To ten, który przez lata wierzył, że uzależnienie od rosyjskiego gazu przyniesie pokój, a konflikt w Donbasie można rozwiązać z Rosją na drodze dyplomatycznej. Który nawet po aneksji Krymu wciąż wierzył w marzenie o bezpieczeństwie i pokoju "od Vancouver do Władywostoku".
Frank-Walter Steinmeier potrafił jednak przyznać się do błędów. Teraz Kijów odwiedził już oficjalnie jako przyjaciel, a stosunki niemiecko-ukraińskie wreszcie osiągnęły dawno potrzebną normalizację. Najwyższy czas, aby pozostawić za sobą emocjonalną huśtawkę. Wszystko inne byłoby nie fair wobec faktycznych starań Niemiec, by wesprzeć Ukrainę: Niemcy nie tylko przyjęły milion ukraińskich uchodźców, ale po początkowych wahaniach dostarczają ważne systemy uzbrojenia do walki z rosyjskim agresorem i chcą przejąć wiodącą rolę w odbudowie Ukrainy.
Zmiana frontu w SPD?
Ważne jest jednak, aby zmiana myślenia Berlina pozostała spójna. Przecież całkowita odbudowa Ukrainy jest możliwa tylko wtedy, gdy Rosjanie zostaną ostatecznie wyparci. W tym kontekście minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock i minister obrony Christine Lambrecht wezwały niedawno do potrojenia budżetu na pomoc wojskową. Dowodem na to, czy SPD faktycznie na trwale zmieniła swoje podejście do Rosji, czego przejawem wydaje się być wizyta Steinmeiera w Kijowie, będzie reakcja kanclerza Scholza na propozycje Baerbock i Lambrecht.